Pamiętnik wojenny

Epokę trwającą w Polsce od wstąpienia na tron Stefana Batorego do końca panowania Jana III Sobieskiego znaczyły kolejne wojny toczone poza granicami i wewnątrz kraju. Służba wojskowa stała się atrakcyjną drogą kariery dla rzesz niezamożnej szlachty, która w wojennych zdobyczach i zasługach na polu bitwy upatrywała szansy na poprawę swojego statusu. Relacje w większości reprezentujących tę grupę uczestników licznych kampanii zdominowały staropolską twórczość pamiętnikarską w wieku XVII, przyczyniając się zarazem do przypadającego na ten okres najbujniejszego rozkwitu prozy wspomnieniowej. W tekstach tych zauważalny są świadectwa szczególnego rodzaju sensualnej percepcji, który wynikał z charakteru doświadczeń opisywanych przez autorów. Dominował w nim zmysł wzroku, często pojawiały się także nawiązania do słuchu i cielesności. Zjawisko to można wskazać na poniższych przykładach.

Pierwszą wielką falę pamiętników wojennych przyniosły wydarzenia tak zwanych dymitriad i otwarta interwencja Zygmunta III w Wielkim Księstwie Moskiewskim w latach 1609-1618. W tym okresie powstał utwór zaliczany do najwybitniejszych pod względem artystycznym osiągnięć gatunku – Początek i progres wojny moskiewskiej kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego (1547-1620). Nawiązywał on do klasycznego, cezariańskiego wzorca, który zbliżał pamiętnik do dzieł historiograficznych.

Hetmańską relację odróżnia od większości współczesnych jej pamiętników pozycja zajmowana przez autora i przyjęta przez niego konwencja narracyjna, ale łączy ją z nimi podobieństwo sensualnego postrzegania wojny. Ilustruje to fragment dotyczący pierwszego szturmu na oblegany przez wojska królewskie Smoleńsk:

Stanisław Żółkiewski : Początek i progres wojny moskiewskiej: 62-63

Przyszło tedy do tego, że wojsko porządnie rozprawiwszy, przypuściliśmy z petardami do dwóch bram: pan Wajher, starosta pucki, do kopyczyńskiej, gdzie żaden się efekt nie stał, a pan Nowodworski do abrahamoskiej. Przed bramami pobudował był od pola nieprzyjaciel zręby, właśnie jako komory jakie, tak iż przez te zręby nie było przystępu, chyba wokoło podle muru ciasną uliczką, co chłop mógł wyniść i konia wywieść. Przyszedłszy ku onemu zrębowi, przyszło panu Nowodworskiemu z petardą iść oną uliczką i to schylając się dla strzelby niższej, która w murze była. Przysadził petard do pierwszej i drugi do wtórej bramy, wysadził je obie; ale iż jako przy takowej sprawie huk był wielki, strzelba gęsta i z dział, i różnej strzelby, nie widzieliśmy, jeśli petardy jaki efekt uczyniły, bo widzieć się bramy nie mogło dla onego zrębu, który ją zasłaniał. Zaczym ci, którzy byli na przedzie, w onę ciasną uliczkę, nie wiedząc co się tam dzieje, nie poszli. A nade wszystko, iż się było umówiło z panem Nowodworskim, jeśli petardy efekt uczynią, iżby trębacze, którzy przy nim byli, trąbieniem znak dali. Lecz ci trębacze króla jegomości, których był dlatego z sobą pobrał, w onym tumulcie gdzieś się zapodzieli. [Przez co] znak się nie dał ludziom, i tak rozumiejąc jazda, że trąby nie słychać, iż petardy nie uczyniły skutku, odeszli nazad, bo piechota królewska, która była u bramy, już też była od niej odstąpiła.

W pamiętniku Żółkiewskiego, tak jak u wielu innych autorów, konsekwencją wojny jest porażenie zmysłów – w tym wypadku wzroku i słuchu. Dominującym doznaniem jest sensualny chaos: w dymie towarzyszącym wybuchom petard i wrogiemu ostrzałowi z murów twierdzy atakujący tracą orientację, a wszechobecny tumult i huk powodują, że nie słychać umówionych sygnałów dźwiękowych. Odwołania do zmysłów pełnią więc tu rolę podobną do tej, którą można zaobserwować w siedemnastowiecznej epice historycznej: budują realizm przedstawianej sceny.

Typową reprezentacją omawianej odmiany dawnego pamiętnikarstwa jest Historia moskiewskiej wojny prawdziwa Mikołaja Ścibora Marchockiego (ok. 1570 – ok. 1636), najemnego rotmistrza w służbie obu Dymitrów Samozwańców i późniejszego starosty czchowskiego. Relację tę cechuje zawodowy dystans narratora-kondotiera do opisywanych wydarzeń, widoczny również w wymiarze doznań zmysłowych. Dostrzec go można między innymi, gdy Marchocki opisuje spalenie Moskwy przez Polaków broniących się przed powstańcami Lepunowa:

Mikołaj Ścibor-Marchocki : Historia moskiewskiej wojny prawdziwa: 88

Myśmy się zawarli w tych dwóch zamkach w Krymgrodzie i Kitajgrodzie wszyscy. Rada, co w tym czynić dalej, nagła musiała być. Wpadliśmy na to, na co w mniejszej rzeczy w Osipowie spróbowaliśmy; ogniem wykurzyć nieprzyjaciela.
Kusiliśmy się zapalić z kilku miejsc. Długo [się jednak] bronili. Przyszło się z nimi strzelać, wycieczki czyniąc, [i] przyszło do tego, żeśmy w kilka miejsc ogień założyli. Dał Pan Bóg do tego wiatr taki, że sam rozżarzał ogień, a od nas na przeciwną stronę niósł. Przyszło do tego ku wieczorowi, że i w nasz Kitajgród ogień wiatr zaniósł, że się kilka dworów zapaliło. Dał Pan Bóg taką pamięć, że księża to miejsce, gdzie się zajęło, obeszli z Najświętszym Sakramentem. Stanął ogień jak w słup; i nie zajęło się nic więcej, choć nie broniono. Tylko to zgorzało.
Nasi wtenczas, kiedy się to u nas było zajęło, odbieżeli bram swoich i blamków, tylko się do tłumoków swoich rzucając. Pan Bóg sam był naszym stróżem, że się Moskwa z Białego Muru do naszych bram nie rzuciła. Tak nam ten dzień zszedł. Noceśmy niespokojną mieli, bo wszędzie po cerkwiach, po basztach na gwałt dzwoniono. Ognie okrutne gorzały, tak że u nas tak było widzieć, że na ziemi szpilkę nalazł by był.

Autor pamiętnika po śmierci drugiego z fałszywych spadkobierców Iwana Groźnego zaciągnął się na służbę królewską i został jednym z dowódców polskiego garnizonu na Kremlu. W spisanych po latach wspomnieniach szalejący pożar nie był dla niego – oficera zaciężnego – żywiołem wrogim, ale skutecznym środkiem obrony przed tłumem atakujących Rosjan. Marchocki przywołał więc wizualne i audialne doznania związane z okrutnym urokiem opisywanej sceny, czyli widoku wielkiego miasta płonącego nocą wśród bicia cerkiewnych dzwonów.

Z drugą falą relacji wojennych mamy do czynienia po wielkich konfliktach z Kozakami, Rosją, Szwedami i Turkami, które wstrząsały Rzeczpospolitą Obojga Narodów od połowy siedemnastego stulecia. Należy do nich Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej Jakuba Łosia (1632-1688), pochodzącego z Mazowsza rówieśnika Jana Chryzostoma Paska, wspólnie z którym brał udział w słynnej wyprawie duńskiej pod dowództwem Stefana Czarnieckiego. Z jej opisu u Łosia pochodzi następujący fragment:

Jakub Łoś : Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej: 83-84

Szwedzi mieli prochu niemało w jednym sklepie [piwnicy], a nasi częścią dla zdobyczy, częścią upragnieni zmordowawszy się, do onego sklepu wpadli, one prochy brali, a byli tam zobopólni ludzie, czeladź i dragani. Przypadszy tedy jeden, rozumiejąc, że tam do pieniędzy była ta ciżba, cisnąc się i sam uderzył jakoś w lont draganowi, z którego iskry zapaliły proch, a za tym wyrzuciły troje sklepienia i ludzi około półtora tysiąca zabiły. Widziałbyś tam był na murach ex oppositio [naprzeciw – M.-B] będących weroniki [krwawe odbicia twarzy – M. B.], wybite krwią lecących od impetu prochowego. A ci, których rum przywalił, ruszali onym rumem, jakoby się jaka trzęsawica albo bagnisko trzęsło, a krew z rumu sączyła się jak woda ze źródła. Tak tam nasi zakończyli rok z żywotem, a my, których Pan Bóg uchował tej plagi, w polu przy ścianie murowanego kościółka pustego mszy świętej słuchali i Panu Bogu tak za wiktoryją, jako za żywot dziękowali.

W scenie tej pamiętnikarz odnosi się jedynie do wrażeń wzrokowych, co jest typowe dla wspomnień spisywanych z dużego dystansu czasowego. Mimo tej jednowymiarowości epizod nie traci swego sensualnego naturalizmu. Jego istotą jest przywołanie wstrząsającego i zarazem niezwykłego obrazu, który mógł powstać tylko podczas wojny. Pośrednio nawiązujący do doznań cielesnych (w wymiarze fizjologicznym) widok krwawego rumowiska został przedstawiony z drastyczną szczegółowością. Towarzyszy jej rzadki u Łosia bezpośredni, unaoczniający zwrot do czytelnika „widziałbyś tam był”, który amplifikuje sugestywność przekazu.

Uczestnikiem drugiej bitwy pod Chocimiem w 1673 roku był pochodzący z województwa kijowskiego Jan Florian Drobysz Tuszyński (1640-1707), późniejszy stolnik żytomierski. Od zakończenia służby wojskowej do końca życia tworzył obszerne sylwy, wśród których znalazł się pamiętnik obejmujący jego doświadczenia wojenne. Swój udział w zwycięstwie nad Turkami odniesionym przez Jana Sobieskiego opisał następująco:

Jan Florian Drobysz Tuszyński : Pamiętnik: 54-55

Spod Śniatynia poszliśmy przez Bukowinę pod Chocim z wojskiem litewskim. Tam kilka dni stojąc wzięliśmy wały chocimskie z nieprzyjacielem w wiliją św. Marcina w dzień sobotni, to jest z Turkami, których się rachowało w okopach sześćdziesiąt tysięcy pod hetmanem ich baszą przezwiskiem Uszeimpasz [Hussein Pasza – M. B]. Było też przy Turkach wojska multańskiego i z hospodarem ich dwadzieścia tysięcy i kilka, którzy się dwa dni przedtym poddali nam, niżliśmy wały z Turkami wzięli, bo się byli potężnie okopali Turcy. Było tam co widzieć, jak ginęli z srogiej skały w Dniestr skacząc, a osobliwie kiedy się z nimi most załamał przez Dniestr, który był na czajkach zbudowany pod samem zamkiem chocimskiem, ale i w zamku po zniesieniu wojska tureckiego do trzeciego dnia Turcy mocno się bronili, potym się poddali. Powiadano, że tam były srogie skarby lokowane na zapłatę wojsku tureckiemu, ale nam się żołnirzom stamtąd nic nie dostało. Jednak zdobycz wielka była w obozie, komu ją Pan Bóg dał, kto pilnował zdobyczy, a nie chorągwie. Turków zaś cokolwiek za most uszło, niż się złamał, do Kamieńca wszyscy poszli, bo na tamtej stronie od Żwańca nie było naszego wojska, którego gdyby było cokolwiek, sta Turków by nie było uszło tych, co na przebój poszli w pole ku Wołochom.

Drobyszowi Tuszyńskiemu brakowało sprawności narracyjnej Żółkiewskiego i Paska. Sceny batalistyczne przedstawiał w sposób schematyczny, koncentrując się raczej na taktycznych szczegółach niż na ekspresji własnych doznań. W cytowanym fragmencie jedynym odwołaniem do percepcji sensualnej pamiętnikarza jest podkreślony w swej niezwykłości obraz Turków spadających z wysokiej skały do Dniestru i tonących w nurtach rzeki po załamaniu się mostu pontonowego z uciekinierami. Wizualne odniesienie pojawia się tutaj w sposób charakterystyczny dla twórców dawnych pamiętników, gdy autor chce przywołać doświadczenie niezwykłe, którego nie mógłby przeżyć w innych okolicznościach.

Nietypowym przykładem pamiętnika wojennego jest Dyaryusz wideńskiej okazyji Mikołaja Dyakowskiego (ok. 1665 – po 1726). Jego autor, wywodzący się z niezbyt zamożnego, ale dobrze skoligaconego rodu szlacheckiego z Podola, był podczas wyprawy wiedeńskiej Jana III Sobieskiego pokojowcem króla. Nie brał więc udziału w bitwie, za to mógł ją obserwować z perspektywy głównego wodza. W rozwiniętej pod względem narracyjnym relacji, którą napisał pod koniec życia, wykorzystał jednak swe późniejsze doświadczenie wojskowe – zdobył je dowodząc oddziałem lekkiej kawalerii w kolejnych kampaniach przeciwko Turkom. W poniższym fragmencie opisał bohaterską szarżę samotnej chorągwi husarskiej na środek nieprzyjacielskiego szyku, której celem było rozpoznanie trasy dla głównego natarcia polskiej jazdy:

Mikołaj Dyakowski : Dyaryusz wideńskiej okazyji: 60-61

W tym punkcie przyprowadza chorągiew porucznik, na ten czas Zwierzchowski, podkomorzy łomżyński, i mówi do Króla: „Przyszedłem tu za znakiem pańskim, czekam dalszego ordynansu [rozkazu] WKM”. Król wziąwszy perspektywę [lunetę – M. B.], a rekognoskując [rozpoznając – M. B.] tureckie wojsko mówi do porucznika: „Widzisz, Waszeć, tę kupkę, Panie poruczniku?” Porucznik mówi: „Widzę, Mości Królu!” Król do niego mówi: „O toż to, tam sam Wezyr stoi! […] żebyś mi, Waszeć, Panie poruczniku, tam w nim kopię skruszył, rozkazuję”.
[…] porucznik ruszył się na tę imprezę ze swoją jedną chorągwią, złożywszy kopiją w pół ucha końskiego, według reguły i zwyczaju usarskiego, prosto pod samego Wezyra poszedł, któremu od żadnej chorągwi posiłku dać zakazał Król i owszem z tą prekaucyją [zastrzeżeniem – M. B.] posłał do niego Matczyńskiego, koniuszego koronnego, żeby mu powiedział, jeżeli wesprze [odeprze] go nieprzyjaciel, żeby na Króla nie nawodził nieprzyjaciela, ale żeby on tamtą ścieżką salwował się […]. Turcy widząc tak małą garstkę ludzi, bo ich tylko dwieście ludzi było pod tą chorągwią, nic ich nie atakowali, ale im jeszcze miejsca ustępowali i umykali się, gdy widzieli, że pod samego Wezyra szli, rozumiejąc, iż się na turecką stronę przedają. Jak się tedy pod samego Wezyra podsunęli, tak w ten tłum ludzi, co przy Wezyrze był, uderzyli kopijami, co gdy zobaczyli Turcy tak, jak gdyby kto w ul pszczół uderzył, rzucili się na tę jedną chorągiew to z dżydami, to z szablami, to ze strzelbą Turcy. […] W ten czas zaś, gdy widział Król, że już Turcy na nich wsiedli i nic ich widać nie było, tylko tuman nad niemi, dobył Krzyża św. […], żegnał ich mówiąc te słowa: „Boże Abrahama, Boże Izaaków, Boże Jakubów, zmiłuj się nad ludem twoim”. Po tym osobliwszą protekcyją Matki Najświętszej, a cudem prawie bożym, z pośrzodka tak wielkiej tłuszczy ludzi salwowali się […].

W konstrukcji sceny zmysł wzroku ma znaczenie decydujące, również ze względu na dużą odległość, która dzieliła pamiętnikarza od miejsca opisanego ataku. Odległość ta sprawia, że inne zmysły, a zwłaszcza słuch, nie mogą pośredniczyć w percepcji wydarzenia. Moment „zniknięcia” chorągwi porucznika Zwierzchowskiego w tumanie kurzu wywołanym przez tłum kontratakujących Turków, gdy wzrok jako jedyny zmysł dostępny obserwatorowi zawodzi, jest tu zarazem punktem kulminacyjnym dramatycznego epizodu. Dźwięk pojawia się dopiero w tej chwili, ale na innej płaszczyźnie, w postaci modlitwy króla za ginących husarzy.

Przywołane przykłady świadczą o tym, że staropolscy pamiętnikarze wojenni odwoływali się do doznań zmysłowych podobnie jak autorzy relacji z podróży – kiedy zachodziła konieczność przedstawienia doświadczeń osobliwych i niezwykłych z punktu widzenia czytelnika. Jednocześnie wykształcili całkiem odmienny typ sensualnej wrażliwości, który pozwalał pokazywać wojnę bez idealizacji, w sposób realistyczny, nie stroniący od wstrząsających szczegółów.

Źródła

Źródła

  • Drobysz Tuszyński Jan Florian; „Pamiętnik” (1954, powst. po 1672); cyt. za: Drobysz Tuszyński Jan Florian, „Pamiętnik”, [w:] „Dwa pamiętniki z XVII wieku”, wyd. Adam Przyboś, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Kraków 1954, cytat na s. 54-55.
  • Dyakowski Mikołaj; „Dyaryusz wideńskiej okazyji” (1829, powst. 1726-1733); cyt. za: Dyakowski Mikołaj, „Dyaryusz wideńskiej okazyji”, oprac. Józef Adam Kosiński i Józef Długosz, Wydawnictwo MON, Warszawa 1983, cytat na s. 60-61, dostępne także na stronie: [http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=31318].
  • Łoś Jakub; „Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej” (1858, powst. 1676-1682); cyt. za: Łoś Jakub, „Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej”, oprac. Romuald Śreniawa-Szypiowski, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2000, cytat na s. 83-84, dostępne także na stronie: [http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=70291&from=FBC].
  • Marchocki Mikołaj Ścibor; „Historia moskiewskiej wojny prawdziwa” (1841, powst. ok. 1625); cyt. za: Marchocki Mikołaj Ścibor, „Historia moskiewskiej wojny prawdziwa”, [w:] „Moskwa w rękach Polaków”, oprac. Marek Kubala i Tomasz Ściężor, Wydawnictwo Platan, Kryspinów 1995, cytat na s. 88, dostępne także na stronie: [http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=70331&from=FBC].
  • Żółkiewski Stanisław; „Początek i progres wojny moskiewskiej” (1833, powst. 1612); cyt. za: Żółkiewski Stanisław, „Początek i progres wojny moskiewskiej”, oprac. Andrzej Borowski, Universitas, Kraków 2009, cytat na s. 62-63, dostępne także na stronie: [http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=51901].

Opracowania

  • Bauer Marcin; „Z dziejów batalistyki polskiej. Studia nad pamiętnikami wojennymi z XVII w.”; Collegium Columbinum, Kraków 2007.
  • Borek Piotr; „Ukraina w staropolskich diariuszach i pamiętnikach”; Collegium Columbinum, Kraków 2001.
  • Cieński Andrzej; „Pamiętnikarstwo polskie XVIII wieku”; Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1981.
  • Czapliński Władysław; „Wstęp”, [w:] Pasek Jan Chryzostom, „Pamiętniki”; oprac. tenże, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1968.
  • Dziechcińska Hanna; „Miejsce przekazu pamiętnikarskiego w kulturze dawnej Polski”; „Rocznik Towarzystwa Literackiego im A. Mickiewicza”, R. XXVIII: 1993.
  • Dziechcińska Hanna; „Pamiętnik”, [w:] „Słownik literatury staropolskiej”; red. Teresa Michałowska i in., Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990.
  • Dziechcińska Hanna; „Proza staropolska. Problemy gatunków i literackości”; Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1967.
  • Hernas Czesław; „Barok”; Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 2002.
  • Kaczmarek Marian; „Szkice z typologii pamiętnikarstwa staropolskiego XVI w. ”; „Prace Polonistyczne” 1961, seria 17.
  • Maternicki Jerzy; „Pamiętnik jako dokument kultury historycznej”; „Przegląd Humanistyczny” 1985, nr 11/12.
  • Pollak Roman; „Wstęp”, [w:] Pasek Jan Chryzostom, „Pamiętniki”; oprac. tenże, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1963.
  • Rytel Jadwiga; „»Pamiętniki« Paska na tle pamiętnikarstwa staropolskiego”; Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1962.
  • Rytel Jadwiga; „Z problematyki gatunków literackich w prozie staropolskiej”; [w:] „Studia z dawnej literatury czeskiej, słowackiej i polskiej”, red. Kazimierz Budzyk i Josef Hrabak, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Warszawa–Praha 1963.
  • Sajkowski Alojzy; „Nad staropolskimi pamiętnikami”; Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Poznań 1964.
  • Trzynadlowski Jan, „Struktura relacji pamiętnikarskiej”, [w:] „Księga pamiątkowa ku czci Stanisława Pigonia”, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Kraków 1961.

Artykuły powiązane