Jan Andrzej Morsztyn – polisensoryczność

Poezja Jana Andrzeja Morsztyna, której przeważającą część stanowią utwory o tematyce erotycznej, opiewa miłość oderwaną od celów duchowych, pojmowaną czysto fizycznie. Eksponuje seksualny wymiar relacji między mężczyzną a kobietą. Opowiada się po stronie ciała, a ów konsekwentny wybór ma istotne implikacje filozoficzne. Pochwała rozkoszy zmysłowej i nieobecność wymiaru transcendentnego nie tłumaczy się jedynie literacką prowokacją, lecz ma charakter deklaracji światopoglądowej. Jest sporem z chrześcijańską wizją człowieka i platońską koncepcją miłości (Nowicka-Jeżowa 1995), która stanowiła najpotężniejszą inspirację europejskiej liryki erotycznej XIII-XVI w., a od schyłku renesansu podlegała przewartościowaniom i weryfikacji. Skrajny sensualizm erotycznej twórczości Jana Andrzeja Morsztyna w imię prawdy o naturze świadomie przeciwstawia się spirytualizacji miłosnych uniesień oraz idealizacji kobiety. Utwory poety, przeznaczone do obiegu rękopiśmiennego, a zatem wolne od publicznych zobowiązań wobec norm obyczajowych i moralnych, otwarcie podejmują tematy dotykające sfer biologii. Dotyczy to zwłaszcza fraszek – gatunku, który pozwalał przeciwstawiać się uznawanym tradycyjnie wartościom, a przez polskich poetów wczesnego baroku, zwłaszcza Hieronima Morsztyna, związany został z nieograniczoną eksploracją zagadnień ciała i seksualności, nieodłącznie splecionych z najgłębszymi aspektami antropologii i odsłaniających w obscenicznych wersach niepokojące horyzonty ideowe.

Utwory autora Lutni (powst. 1661) poddają reinterpretacji topikę, frazeologię i symbolikę poezji miłosnej czerpiącej natchnienie z platonizmu. Wedle neoplatoników piękno ma naturę światła. Kontemplacji twarzy kochanki towarzyszy wrażenie blasku. Promieniuje on z duszy przez oczy i prowadzi kochanka poza granice świata fizycznego, wznosi z krainy materii w doskonałą dziedzinę ducha, niedostępną poznaniu zmysłowemu. Wiersze Morsztyna zapożyczają platońską metaforykę. Poeta wielokrotnie porównuje adresatkę swych erotyków do słońca. Ale światło, którego szafarką jest kochanka, pali fizycznie, niesie torturę cielesnego pożądania (Równa słońca, Er. 8). Ciało nie jest zasłoną, przez którą należy przeniknąć, by podążać w dziedzinę spirytualną, lecz stanowi samą esencję doświadczenia podmiotu, które wyczerpuje się w nim bez reszty (Nowicka-Jeżowa 1995: 419, 431). Piersi – symbol kobiecej cielesności – w geście adoracji uznaje kochanek za znak uniwersum: „Słusznie on wieczny natury obrońca / do tych dwóch światów takie dał dwa słońca” (Morsztyn 1971: 237) – wysławia wdzięki Jagi w wierszu Oczy i piersi (Er. 1). W przeciwieństwie do erotyku petrarkistycznego, opiewającego twarz i ramiona, tematem wierszy Morsztyna jest nie tylko górna partia ciała kochanki i nie tylko jej wzrokowa kontemplacja. Przedmiotem literackiej pochwały stają się drażnięta – piersi (Dyskrecja, Kan. 9; Jabłka, Kan. 12; Redivivatus, Kan. 19; Letni strój, Kan. 26), a także nogi obmywane przez Jagę w upalny dzień kanikuły (Łaźnia, Kan. 17) – „marmurowe słupy” zachęcające do tego, by przewyższając Heraklesa przekroczyć ich barierę i sięgnąć plus ultra (w. 5-6) i budzące gotowość‘heroicznych czynów’ na miarę śmierci biblijnego bohatera:

I gdyby wolno do nich się pokwapić,

Śmiałbym jak Samson mocno je obłapić

I nie bałbym się zatrzasnąwszy niemi,

Powalić się z tym budynkiem na ziemi

(Jan Andrzej Morsztyn, Łaźnia: 170).

„Nie pochlebuję-ć, wierzysz temu, tuszę, / ale cię z niebem, Jago, równać muszę” (Morsztyn 1971: 174) – głosi jedno z wyznań lirycznych w zbiorze Kanikuła (powst. 1647). Owo porównanie o platońsko-petrarkistycznym rodowodzie oraz następujący po nim ciąg podobnych w wymowie komplementów (w. 3-11) zderza jednak autor z rubasznym tonem wersów, które odsłaniają właściwą istotę dążeń kochanka:

O, jakoż bym się do tego wyścigał.

Żebym to niebo, nowy Atlas, dźwigał!

I chociażby mi z urazu lec w grobie,

Życzyłbym nosić ten Olimp na sobie,

Byle mi niebo pracę odwdzięczyło

I wleźć mi na się wzajem dozwoliło

(Jan Andrzej Morsztyn, Oddana: 174).

Niespodziewana konkluzja burzy podniosłość wypowiedzi, zmierzając do rozbawienia adresatki i czytelnika (Nowicka-Jeżowa 2000a: 338). W konwencjonalną laudację kochanki jako istoty niebiańskiej wdziera się sfera seksualna, rozpraszając afektację wypowiedzi, ale też obnażając platońskie iluzje legitymizujące porównanie kobiety do „serafickiego anioła” (w. 11), czystego stworzenia przynależnego sferze ducha. Dla Jana Andrzeja Morsztyna miłość nie jest wyrazem trawiącej ludzkość tęsknoty za boskim i niezniszczalnym pięknem. Celem miłości jest akt seksualny. Piękno nie prowadzi w stronę Bytu, nie przynosi obietnicy uczestnictwa w tym, co wieczne, lecz ma wartość o tyle, o ile zostanie zawładnięte w chwilowym akcie posiadania, zanim kwiat rozkoszy „czas zgrzybiały podetnie” (Morsztyn 1971: 258).

Poezja Morsztyna uchyla treści wpisane w miłość przez platoników. Spełnienie jest nieosiągalne – „nad siły”, jak głosi tytuł jednego z erotyków, w którym zuchwałość rojeń kochanka każe zestawić jego dążenia z losem mitycznych postaci-symboli: Ikara i Faetona (Nad siły, Lut. 26; Nowicka-Jeżowa 2000b). Ich imiona przywołują obrazy lotu, wzniesienia (choćby momentalnego) w rejony niedostępne śmiertelnym, wyzwolenia od ziemskich ograniczeń. Obaj porwali się na coś, co było nie na ludzką miarę, próbowali sięgnąć w sferę boską i obaj ponieśli klęskę. To, co niemożliwe: spełnienie, zjednoczenie, wzajemne oddanie, miłość silniejszą od śmierci może przeżyć kochanek tylko w wyobraźni lub sennym marzeniu (Sen, Lut. 41; Na sen, Pn. 5; Stępień 2009: 84-88). W rzeczywistości zasadą relacji między mężczyzną a kobietą jest chaos i walka (Nowicka-Jeżowa 1995: 433). Platońskie wyobrażenia harmonii i jedności kochanków ( odzwierciedlone choćby w micie o androgynie) poezja Morsztyna zastępuje obrazem zmagań płci, w których stroną groźniejszą okazuje się kobieta, posługująca się bronią zmysłowego czaru (Oczy wojenne, Lut. 36; Oczy, Pn. 2; Pieśń, Pn. 3). Niebiańska „ gładka jędza”, którą „z różnych sztuczek natura złożyła” (Morsztyn 1971: 237-38) ucieleśnia fascynującą tajemnicę płci (Obłudna, Er. 2; Nieustawiczna, Lut. 47), źródło sprzeczności i paradoksów intensywnie eksplorowanych w konceptystycznych utworach poety (Gostyńska 2000: 83). „Słusznie mówimy, że panny boginie” (Morsztyn 1971: 32) – otwiera Morsztyn jeden z wierszy, odwołując się do tradycji idealizowania niewieściego rodu. Podstawą słuszności tego określenia czyni jednakże przypisaną mu w poetyckim żarcie fałszywą etymologię: „Bo ginie każdy kto się im nawinie” (tamże, w. 2). Rozwijając dalej tę myśl, rewiduje pochlebne określenie, sprowadzając je z niebiańskich wyżyn w wymiar najbardziej fundamentalnych sił natury: „Kto tedy wpadniesz w ręce tych to bogiń, / trudno inaczej: albo gnij albo giń” (tamże, w. 3-4), przy czym pierwszy człon tej alternatywy to forma czasownika‘giąć’, będącego wulgarnym określeniem obcowania seksualnego. Popęd seksualny i lęk przed śmiercią uznaje Morsztyn za dwa podstawowe instynkty rządzące ludzkim życiem. Zestawia je i zrównuje ze sobą: gdy pobudzonego mężczyznę „Wenus pali / że się wzdęty róg równa twardej stali”, kobieta ma nad nim władzę równą tej, co „balwierz […] / gdy brzytwą igra po gardzielu” (Morsztyn 1971: 320).

Poglądy na istotę miłości i demaskatorskie dążenie do obnażenia iluzji i fałszywych o niej wyobrażeń wytworzonych przez kulturę dzieli barokowy poeta z duchowymi spadkobiercami Michela de Montaigne, siedemnastowiecznymi sceptykami i libertynami głoszącymi, że miłość to domena czystej cielesności, potrzeba, którą człowiek nie różni się od zwierząt, na równi z nimi podlegając biologicznym uwarunkowaniom i przemożnemu prawu natury (Ziółek 1977; Stępień 1992a: 143-144; Stępień 1996: 103-109). Nie istnieje wieczna tęsknota za nieuchwytnym zmysłowo, boskim pięknem. Jest jedynie nieprzeparty popęd płciowy, który stanowi fundament gmachu kultury i cywilizacji:

Dla niego gach na mrozie całą noc przestoi,

Dla niego się biała płeć magluje i stroi […]

Dla niego dziesięćletnią wojną Troja wstała,

Przezeń i Rzesza Rzymska wolności dostała,

Dla niego niecierpliwa Dydo się zabiła,

Dla niego brata, dzieci Medea dusiła,

Dla niego Dedal krowę Pazyfajej robił,

Dla niego Aleksander perskich posłów pobił,

Dla niego Kleopatra została królową,

Dla niego utraciła żywot śmiercią nową,

Dla niego Mesalina, byle wyjeżdżoną,

Wolała kurwą zostać niż cesarską żoną

Przezeń przemyślny cesarz, chcąc dojść tajemnice

Poddanych swoich, cudze nawiedzał łożnice

(Jan Andrzej Morsztyn, Nadgrobek kusiowi: 314-15).

Katalog egzemplów mitologicznych i historycznych, do którego przewrotnie dorzucony zostaje również przykład zaczerpnięty z Pisma Świętego (w. 79-80), przedstawia pragnienie seksualne jako rdzeń ludzkiej działalności i siłę napędową historii. Na temat potęgi żywiołu erotycznego wypowiada się Morsztyn w poetyckim liście do jednego z przyjaciół (Do Jana Grotkowskiego, internuncjusza królewskiego w Neapolim, Lut. 168). Wyraża w nim przekonanie, iż konwencje, w jakie adresat ubiera miłosne doznania we własnej twórczości (w. 1-4), świadczą o tym, że nie poznał jeszcze prawdziwego oblicza syna Wenery i podległej mu dziedziny: „Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru / nie kazał ani-ć pokazał swej grozy” (Morsztyn 1971: 104) – przestrzega przyjaciela. Tylko nieświadomość grozy seksualizmu pozwala pisać utwory zimne, zdystansowane, niepoważne (w. 7-8). Przekonując, że niedługo może potrwać stan, w którym „pióro lata” wedle własnej woli i kaprysu poety (w. 9), Morsztyn zdaje się umyślnie wybierać czasownik, który określa czynność pisania a jednocześnie przywołuje wizję lotu kojarzoną z nieograniczoną swobodą, przez platoników zaś z wyzwoleniem duszy od ucisku ciała i zmysłów. Tymczasem jednak Kupido bezwzględnie wyegzekwuje należną mu daninę, „Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty / […] przybierze” (tamże, w. 13-14). Bujającemu w obłokach złudzeń na temat miłości przyjdzie zgiąć kark przed jarzmem cielesności. Znamienny atrybut syna Wenery, wędzidło, dobitnie obrazuje autokratyczną moc biologicznej skłonności, mogącej dowolnie kierować jednostką, skłonić każdego do rozpasania seksualnego, zniweczyć tamy stawiane przez kulturę, zdominować rozum i wolę, zerwać wszelkie krępujące normy obyczaju, konwenansu, moralności. Jedyną bezwzględną siłą, która określa i determinuje człowieka, jest natura, z istoty swej amoralna: „jedno prawo […] rodzi / natura: »Czego pragniesz, to-ć się godzi«” (Morsztyn 1971: 392) – głosi słynny fragment Morsztynowej parafrazy poematu Amintas Torquato Tassa.

Pożądanie zmysłowe jest stałym tematem lirycznym poezji Jana Andrzeja Morsztyna. Sensualne ujmowanie rzeczywistości prowadzi do konsekwentnej „renaturalizacji metafory pertrarkistycznej” i tradycyjnych toposów liryki erotycznej (Nowicka-Jeżowa 2000a: 433). Szczególną intensywność poetycką zyskuje zwłaszcza motyw ognia (Bierzmowanie, Er. 6; Kochanie, Er. 17), którym szafuje „Wenus […] paląca bardziej niż lipcowe słońca” (Morsztyn 1971: 37). Udręka miłości, konsekwentnie utożsamianej z pożądaniem, jest męką infernalną (Kara, Er. 13), cierpieniem w płomieniu (Do galerników, Lut. 169), torturą równą tej, jaką zadaje kat, przypalając ciało żywym ogniem (Milczenie, Er. 3). Popęd seksualny jest wręcz bardziej okrutny i nieubłagany od kata: ów „kiedy na mękach szpieguje / prawdy, raz ciągnie, drugi pofolguje” (Morsztyn 1971: 240), od katuszy pożądania nie ma natomiast wytchnienia. Nawet we śnie (Na sen, Er. 5), który dla platoników był czasem wolności od uwarunkowań cielesnych (czego świadectwem słynna fraszka Do snu Jana Kochanowskiego). Potrzeba zaspokojenia cielesnej żądzy silniejsza jest od lęku przed męczarniami syfilisu i jego bolesnej kuracji:

Ani go od tej walki [tj. zmagań na polu Erosa – K. Z.] nie odwiodą razy,

Ani od szejdwaseru [kwasu azotowego, aqua fortis, niem. Scheidewasser – K. Z.] obliczne obrazy [obrażenia na obliczu upersonifikowanego kusia – K. Z.],

Ani to, że z tej bitwy i z tego połowu

Więcej bywa łamania w kościach [jeden z objawów syfilisu – K. Z.] niż ołowu.

(Jan Andrzej Morsztyn, Nadgrobek kusiowi: 315).

Również starość nie jest wyzwoleniem od pożądania, o czym przekonują liczne w wierszach Morsztyna postaci lubieżnych starców i niewiast o przekwitłych wdziękach, w których żyłach wciąż płonie ogień cielesnych chuci. Gorączkowym pragnieniem seksualnym trawione jest nawet rozkładające się w grobie ciało nierządnicy (Nadgrobek kurwie, Fr. 25), która szydzi z katolickiej modlitwy za dusze czyśćcowe, oczekując od przechodnia zgoła innej ofiary („a ty za moją duszę odpraw się choć w rękę”, Morsztyn 1971: 322).

Uznając dominację impulsu erotycznego i podejmując temat rozkoszy zmysłowej, będący istotną nowością barokowej liryki erotycznej (Nowicka-Jeżowa 2000a: 31), Morsztyn daleki jest od wizji niezmąconego szczęścia korzystania z uroków hedonizmu (Stępień 1996: 112-113). Przeciwnie, radykalny sensualizm każe poecie nie cofać się przed obnażeniem najbardziej gorzkich i brutalnych prawd o ludzkiej cielesności. Grozę cierpień związanych z kiłą (których prawdopodobnie sam zakosztował, jak świadczyć może wiersz Do pana podkomorzego sieradzkiego we Lwowie, Ul. 2) wymownie ilustruje jedna z fraszek, w której medyk roztacza przed zarażonym francuską chorobą czekającą go perspektywę:

Tam zażyjecie szaruchy, [szarej maści rtęciowej – K. Z.]

Turbitu [siarczanu rtęci] i z salsą juchy [wywaru z korzenia kolcorośli – sarsaparilla – K. Z.],

Krew wam puszczę z medyjanny [żyły pośrodkowej łokcia, vena mediana cubiti – K. Z.].

Rzeczesz: Jebał was pies, panny!

Zwłaszcza, gdy w smrodliwe wrzody

Nakropię wam smacznej wody [łac. aqua sapida – rodzaj destylatu – K. Z.]

I w owe na członku rany,

Dzierżcież się zębami ściany!

(Jan Andrzej Morsztyn, Leki: 311-12)

Nacieranie specyfikami z rtęci – uznawanymi za najbardziej skuteczne, lecz z racji wysokiej toksyczności wywołującymi ciężkie powikłania i skutki uboczne prowadzące nieraz do śmierci – picie wywaru z korzenia salsy, puszczanie krwi, kaustyczne wypalanie owrzodzeń, guzów i przegniłych fragmentów kości wodami i olejkami‘gryzącymi’ pozyskiwanymi przez ówczesną alchemię – to podstawowe zabiegi w leczeniu syfilisu, opisywane w monografii tej choroby pióra Wojciecha Oczki pt. Przymiot (1581). „Daj was Hance” (tamże, w. 9) zamiast tradycyjnego „daj was katu” klnie medyk we fraszce Morsztyna na widok opłakanego stanu pacjenta. Groza cielesnej kaźni będącej konsekwencją ulegania cielesnemu czarowi niewiast każe bowiem nie czynić rozróżnienia między wykonawcą najokrutniejszych wyroków a dziewką udzielającą „wszelakiej wygody” (Morsztyn 1971: 80) w zamtuzie, „gdzie kat łóżka ściele” (Morsztyn 1971: 322).

Wierny prawdzie o naturze poeta nie tylko bolesne aspekty choroby wenerycznej opisuje z pełnym naturalizmem. Równie otwarcie pisze o szpetocie starości, uwiądzie ciała i o mrocznym widmie śmierci. Charakterystyczne dla erotycznej muzy Morsztyna jest właśnie związanie tematu zmysłowych ponęt i uroków z perspektywą zgonu i nicości, z gorzką refleksją na temat przemijania i spustoszeń dokonywanych w ciele przez upływ czasu (Stępień 1996: 113-119). Utwory Morsztyna tchną duchem Owidiuszowej sztuki miłosnej, z której niejednokrotnie czerpała inspirację erotyka marinistyczna. Z autorem Ars amatoria zdaje się dzielić poeta nie tylko model erotycznej perswazji, lecz wiele wyrażanych poglądów na naturę płci przeciwnej, postrzeganie pragnienia seksualnego jako fundamentu kultury, przede wszystkim zaś koncepcję miłości jako gry, wymagającej obustronnej biegłości‘przeciwników’, znajomości reguł i umiejętnej autokreacji (Praktyka, Er. 30; Nieobiecany kąsek, Fr. 30). W przeciwieństwie jednak do erotycznych nauk starożytnego poety całkowicie przemilczających perspektywę eschatologiczną, u Morsztyna w sferę doznań intymnych wdziera się brutalna prawda o sprawach ostatecznych. Udaremnia ona spełnienie i szczęście nawet u progu miłosnej ekstazy (Nieobiecany kąsek), podważając skuteczność i wystarczalność modelu owidiańskiej gry miłosnej.

Ciało skazane jest na cierpienie, niezaspokojenie, przeznaczone do śmierci, rozpadu i nicości, lecz mimo wszystko pozostaje jedynym źródłem choćby chwilowej rozkoszy. Doznania zmysłowe i lubość seksualnego upojenia pozwalają najintensywniej doświadczyć istnienia zmierzającego do nieuchronnego kresu:

Śpieszmy się, śpieszmy, niż [tj. zanim – K. Z.] nas czas nadgoni

I śmierć, której się dobra myśl nie schroni […]

Żyj w skok, boć zamknął do niezmiernej wrota

Nadzieje krótki kres dany żywota;

Zarwij, co możesz, dobrych dni pod miarą,

Wnet będziesz bajką, nieboszczykiem, marą

(Jan Andrzej Morsztyn, Wiosna: 120).

Jedyną rozkosz ma człowiekowi do zaoferowania doczesność. Stąd postulat zachłannego korzystania z jej nietrwałych owoców. Śmierć bowiem całkowicie zamyka bramy ludzkich nadziei.

A jak się w ziemnym raz oglądasz grobie –

Ani ty takich win obiecuj sobie,

Ani ochłody pod gęstą drzewiną,

Ani gry, ani zabawek z dziewczyną

(Jan Andrzej Morsztyn, Wiosna: 121).

Wyznawane poglądy i niewiara w życie wieczne warunkują wybory Morsztyna. „Poeta opowiada się za tą formą istnienia, którą zna i której doświadcza zmysłami” (Stępień 1996: 119), a której ostatecznym końcem jest zagłada ciała:

Kto syt żywota, niech inaczej żyje,

Mnie żaden z mego mniemania nie zbije,

Że po pogrzebie największe kochanie

Za figę stanie

(Jan Andrzej Morsztyn, Gniewem nie wskórasz: 253).

Przeciw śmierci i nicości wymierzona jest swoista apoteoza miłości zmysłowej w twórczości Morsztyna. Jedynie poprzez seksualizm i związaną z nim prokreację natura przeciwstawia się śmierci i przezwycięża ją, choćby tylko w wymiarze gatunkowym (Stępień 1996: 140-145). Dlatego w kontekście erotycznym metaforyka wierszy Morsztyna operuje opozycją światła i mroku, charakterystyczną dla mistyki religijnej (Stępień 1992b). Dlatego też w prowokacyjnym na sposób libertyński znanym sonecie Morsztyn zrównuje obraz mężczyzny i kobiety złączonych w akcie seksualnym z wizerunkiem Chrystusa przybitego do krzyża, „co żywot daje” (Na krzyżyk na piersiach jednej panny, Lut. 171). Sens tego zestawienia nie wyczerpuje się w geście bluźnierstwa, lecz sugeruje boską rangę seksualności, będącej jedyną ludzką bronią w boju z nicością. Podobną wymowę ideową mają określenia męskiego narządu płciowego nawiązujące do chrześcijańskiego wizerunku Boga Stwórcy: „ojciec wszytkich” „ociec wszytkorodny, co […] / otwiera ludziom do życia podwoje”, „twórca dziwny” (Morsztyn 1971: 313-14). Śmierć kusia (fallusa) sprowadziłaby na ziemię ciemną noc ostatecznej zagłady, jak prowokacyjnie dywaguje Morsztyn w tylko pozornie żartobliwej fraszce Nadgrobek kusiowi, „profanicznej parodii uroczystego epicedium” (Stępień 1996: 107). W świecie, w którym ludzkie istnienie zmierza ku śmierci i nicości, jedynie kuś – symbol seksualizmu – jest gwarantem bytu i trwania.