Świrszczyńska – ciało ćwiczone

Późna poezja Anny Świrszczyńskiej stanowi w polskiej poezji dwudziestowiecznej jedną z najbardziej somatycznych strategii lirycznych, zarówno na tle całości poetyckiej produkcji, jak i w kategorii „poezji kobiecej”, do której niekiedy poetkę odnoszono (Miłosz 1996). Ciało bywa traktowane jako środek poznawczy czy narzędzie poznania, wiodące do duchowości, a także jako towarzysz pobytu na ziemi, raz oswojony, raz bardziej kłopotliwy. Doświadczenie ciała w tej poezji jest rozpięte pomiędzy dwoma pozornie ekstremalnymi biegunami: ekstatycznym doznaniem cielesności i wynikającą z niego radością istnienia, doznaniem pełni, oraz zmaganiem z ograniczeniami własnej kondycji somatycznej.

Pierwszy biegun reprezentują sensualne reprezentacje krzyku, „grubienia”, biegu: „O rozdziawiona aż do korzenia języka / gębo nadmiaru, / krzycz, gębo, / niemożliwe, aby naprawdę działo się to, / co się dzieje.” (szczęście istnienia z tomu Szczęśliwa jak psi ogon, 1978) (Świrszczyńska 1997: 313); „W kościach zamiast szpiku – krzyk. / W czaszce zamiast mózgu – krzyk. / Roznosi mnie, / rozsadza mnie. / O, jaka rozkosz, / jakie szczęście mieć gardło, które może krzyczeć.” (Natchnienie z tomu Wiatr, 1970) (Świrszczyńska 1997: 173); „Kiedy śpiewam, / moje gardło grubieje z rozkoszy.” (Grubieję z rozkoszy z tomu Szczęśliwa jak psi ogon) (Świrszczyńska 1997: 306); „Kiedy biegnę, / mam dziesięć nóg. / Wszystkie moje nogi / krzyczą.” (Mam dziesięć nóg z tomu Szczęśliwa jak psi ogon) (Świrszczyńska 1997: 306). Takie doznawanie świata i ten rodzaj sensualności można by określić jako „dionizyjski”, kiedy to podmiot pozwala sobie zaprzestać wszelkiej kontroli, np. kontroli oddechu, której zaprzecza instynktowny krzyk, a także kontroli nad kształtem własnego ciała (metaforyczne „grubienie” wydaje się gwałtownym „puchnięciem”, „rozdymaniem się”). Również opisywany śpiew nie wydaje się kontrolowanym procesem o estetycznych celach, pracą przepony i aparatu mownego, lecz pierwotną formą ekspresji, w której głos bez dodatkowych podpórek (w rozumieniu techniki wokalnej) „grubieje”, czyli wzmacnia się, silny i czysty jak krzyk niemowlęcia. Być może daje tu o sobie znać także dążenie do pierwotności, odkrytej przez poetkę w poezji murzyńskiej, do której nawiązała w tomie Czarne słowa (1967).

Do drugiego bieguna przynależą m.in. wiersze opisujące „ćwiczenie ciała”, tj. poddawanie go zabiegom kontrolnym, mającym je usprawnić oraz utrzymać w dyscyplinie. Głównie w „celach duchowych”, jak to określa poetka. Wiele z tych opisanych ćwiczeń daje się uznać za praktykę hatha yogi. W poezji Świrszczyńskiej znajdziemy elementy wszystkich ścieżek w różnych proporcjach. Najbardziej sensualne są reprezentacje ścieżki hatha yogi, a w niej opisy asan, czyli ściśle określonych pozycji ciała. Wiersze Moje pięty i Sokrates z tomu Szczęśliwa jak psi ogon oraz Kłopoty z duszą w czasie porannej gimnastyki z tomu Wiatr przedstawiają asanę „stanie na głowie” (sirshasana). W obu wierszach ćwiczenie fizyczne, przyjęcie tzw. „pozycji odwróconej”, prowadzi poetkę ku „ćwiczeniom duchowym”: „Kiedy stoję na głowie, / moje pięty świecą w górze / […] Dają mojej duszy / lekcję autoironii. / Kłócą się z nią / o hierarchię ważności.” (Moje pięty i Sokrates z tomu Szczęśliwa jak psi ogon) (Świrszczyńska 1997: 304). Tytułowy „kłopot z duszą” oparty jest na barokowej proweniencji koncepcie, w myśl którego dusza jako byt zamieszkujący ciało, zgodnie z klasyczną zachodnioeuropejską konceptualizacją, nigdy nie znajduje się na właściwym, „własnym” miejscu, zatem w pozycji stania na głowie „dusza spada do głowy. / Jest wtedy na swoim miejscu.” (Kłopoty z duszą w czasie porannej gimnastyki z tomu Wiatr) (Świrszczyńska 1997: 162). W cytowanym wierszu poetka opisuje także pozycję „świecy” (sarvangasana), w podręcznikach hatha yogi traktowaną jako uzupełnienie pary asan odwróconych, w niej to „dusza przez omyłkę wskakuje mi w nogi.” (Kłopoty z duszą w czasie porannej gimnastyki z tomu Wiatr) (Świrszczyńska 1997: 162). W obrębie motywu „ciała ćwiczonego” poetka najczęściej nie opisuje doskonałych spełnień, lecz starania i próby, z których jedne, choć dalekie od doskonałości, dają większe poczucie harmonii i stabilności (a taki jest cel praktyki hatha yogi), inne zaś okazują się ironicznymi „omyłkami”, oświadczaniem niespójności wewnętrznej, nieszkodliwego dysonansu, uświadamiają ćwiczącej ułomności własnego ciała i jej miejsce w długiej drodze do osiągnięcia tytułowego Genialnego ciała jogi:

Znudziło mnie już moje ciało.

Na próżno przez tyle lat

staram się je wytresować,

głodzę, polewam lodowatą wodą,

biczuję pracowicie

ironią.

Jest tępe,

nie ma wyższych aspiracji,

nie stanie się nigdy

genialnym ciałem jogi.

[…]

(Anna Świrszczyńska, „Genialne ciało jogi”z tomu „Jestem baba”: 238)

Poetka opisuje także inne praktyki fizjologiczne czy higieniczne, zalecane przez joginów. Metafora „tresury” odsyła do konceptualizacji platońskiej, w myśl której ciało odpowiada poziomowi „zwierzęce”, zaś to, co „duchowe”, zarezerwowane jest dla ludzi i stanowi ich cel. (Podobnie w liryku Mówię do swojego ciała z tomu Cierpienie i radość, 1985– poetka kieruje do niego słowa „jesteś zwierzęciem, / któremu przystoi / koncentracja i dyscyplina.”[Świrszczyńska 1997: 382] W wierszu tym również pada określenie „joga”). Jednocześnie stoi ona w sprzeczności z koncepcją „geniuszu”, ten bowiem uznawany jest za rzecz wrodzoną, „dar”, nie zaś przedmiot zabiegów. Podobne chwile „rozczarowania” prowadzą poetkę do ekstremalnych „tresur”, zaprzeczających ekstatycznym doznaniom radości, krzyku i rozkoszy „grubienia”. W ich miejsce pojawia się pragnienie kondensacji, redukcji, umniejszenie swojej cielesności, w tym – brzucha. W Wierszu makabrycznym:

Jest mnie za dużo.

Poza tym brak mi puenty.

Trzeba zrobić porządek

ze swoim ciałem.

Te wszystkie odnóża są zbyteczne.

Trzeba

zorganizować to w sens

i kształt,

skondensować.

Gdybym zjadła swoje nogi?

Gdybym wsadziła głowę

do brzucha?

Gdybym zjadła od środka

brzuch? Nie, nie wychodzi.

Boję się,

że to wszystko nie skończy się dobrze.

Żądza sensu

unicestwi mnie.

Żądza kondensacji

rozsadzi

jak nitrogliceryna.

(Anna Świrszczyńska, „Wiersz makabryczny” z tomu „Szczęśliwa jak psi ogon”: 322-323)

Poetka sięga tu nie po wskazaną w tytule poetykę „makabry”, lecz „groteski” (Groteski to także cykl wierszy w tomie Wiatr, w wielu wypadkach prezentujący ironicznie podobne ćwiczenia duchowe w „kondensacji”). Groteskowego charakteru nabierają także zalecane przez joginów – oraz inne szkoły – głodówki: „Trzy dni / głodzę swój brzuch, / żeby nauczył się / jeść słońce” (Głodzę swój brzuch w celach wyższych z tomu Szczęśliwa jak psi ogon) (Świrszczyńska 1997: 317).Podobnie groteskowe, bo zaprzeczające prawom fizyki, są opisy „mrożenia” swojego ciała temperaturą – 280oC w wierszu Dwieście osiemdziesiąt stopni mrozu z tomu Cierpienie i radość. Wreszcie uważnie samoobserwująca się poetka-ironistka ironizuje samą ideę „ciała ćwiczonego” w aspekcie taktylnym. Nie-genialny joga okazuje się sadystycznym dyktatorem dla swojego kolonizowanego ciała: „Kiedy biję swoją skórę / biczem zimnej wody, / czuję się jak Dżyngis-chan, / który ujarzmia Azję.” (Dżyngis-Chan w łazience z tomu Szczęśliwa jak psi ogon) (Świrszczyńska 1997: 309). „Ćwiczenie ciała” okazuje się tu chłostą i ostatecznie – działaniem inwazyjnym, a to prowadzi ją do odkrycia przyjemności sadomasochizmu („Rozpiera mnie / radość i sadyzm”), erotycznych doznań silnie związanych ze zmysłem dotyku. Jak często zdarza się u Świrszczyńskiej, doznanie opisane jako nieprzyjemne w innym wierszu uzyskuje swój rewers – w Tańczę z tomu Cierpienie i radość „bicz zimnej wody” (Świrszczyńska 1997: 375) z jednej strony tresuje, a z drugiej wymuszając ruch, prowadzi do tańca radości.

Źródła

Źródła

  • Świrszczyńska Anna; „Poezja”; zebrał i przedmową poprzedził Czesław Miłosz; Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997, cytaty na s. 162, 173, 238, 304, 306, 309, 313, 317, 322-323, 368, 375, 382.

Opracowania

  • Kluba Agnieszka; „Interpretowanie kropki. O cyklu Groteski z tomu Wiatr Anny Świrszczyńskiej”; „Pamiętnik Literacki” 2005 nr 1.
  • Miłosz Czesław; „Jakiegoż to gościa mieliśmy. O Annie Świrszczyńskiej”; Znak, Kraków 1996.
  • Nasiłowska Anna; „Cielesna poezja Świrszczyńskiej”; “Odra” 1994 nr 11.
  • Sobolczyk Piotr; „Jak wyglądały twarze starych kobiet nim się urodziły? Anna Świrszczyńska – Krystyna Miłobędzka”; „Topos” 2009 nr 4, s. 47-55.
  • Węgrzyniakowa Anna; „»Siwa baba i biega«. Ostatnie wiersze Anny Świrszczyńskiej”; w: „Starość”; pod red. Aleksandra Nawareckiego i Adama Dziadka; Górnośląska Macierz Kultury, Katowice 1995, s. 124–136.