Lem – rzeczywistość wirtualna a zmysły

W swojej Summa technologiae (1964) Stanisław Lem, mając doskonałe rozeznanie w zakresie dokonań dwudziestowiecznej nauki oraz (czego nie każdy jest świadom) wykazując się gruntowną znajomością natury ludzkiej, postawił ważne hipotezy dotyczące perspektyw Zachodu jako cywilizacji naukowo-technicznej. Najważniejsza jest przepowiednia eksplozji biotechnologii, z forpocztą inżynierii genowej; najpopularniejsza – prognoza obrócenia się w realność „rzeczywistości wirtualnej”, zwanej wtedy przez pisarza fantomatyką. Oto, co pisał Lem, bardzo sugestywnie, ale i konkretnie:

Stanisław Lem : Summa technologiae: 203, 204, 206

Fantomatyka oznacza bowiem utworzenie połączeń dwukierunkowych między „sztuczną rzeczywistością” a jej odbiorcą. Innymi słowy, fantomatyka jest sztuką [jak teatralna – P.O.] ze sprzężeniem zwrotnym. […] Oznacza stworzenie sytuacji, w której żadnych „wyjść” ze świata stworzonej fikcji w świat realny nie ma. […] Co może przeżywać człowiek podłączony do fantomatycznego generatora? Wszystko. Może wspinać się na ściany alpejskie, wędrować bez skafandra i maski tlenowej po Księżycu, zdobywać na czele oddanej drużyny w dzwoniącej zbroi średniowieczne grody lub biegun północny. Może być sławiony przez tłumy jako zwycięzca maratonu lub największy poeta wszystkich czasów i z rąk króla szwedzkiego przyjmować Nagrodę Nobla, kochać z wzajemnością Mme de Pompadour, pojedynkować się z Jagonem, aby pomścić Otella, być samemu zasztyletowanym przez siepaczy mafii. Może też czuć, jak wyrastają mu olbrzymie orle skrzydła, latać albo znów stać się rybą i pędzić życie wśród raf koralowych […]. Mózg tego człowieka winniśmy podłączyć do maszyny, która posyła weń określone zespoły bodźców węchowych, wzrokowych, czuciowych itp. […] Człowiek fantomatyzowany jest pod względem ilości i treści informacji dosyłowej niewolnikiem maszyny: żadnej innej informacji zewnątrzpochodnej nie otrzymuje.

A dalej autor powiada tak:

Stanisław Lem : Summa technologiae: 210, 214, 215, 216

[…] Świat fantomatyczny jest światem całkowitego osamotnienia. […] Żadna cywilizacja nie może się „w pełni sfantomatyzować”. Gdyby bowiem wszyscy jej członkowie jęli przeżywać od pewnego momentu wizje fantomatyczne, świat realny tej cywilizacji zatrzymałby się i zamarł. […] Byłaby to więc osobliwa eutanazja, rodzaj przyjemnego, cywilizacyjnego samobójstwa. […] Niebezpieczeństwa fantomatyki są jednak niezrównanie większe od tych, jakie przedstawia wyrodniejący, a czasem przekraczający nawet granicę norm społecznych film (jako pornograficzny na przykład). […] Jest to technika namiastkowego spełniania życzeń, (pociągająca za sobą – P.O.) „rozpasanie fantomatyczne” […]. Niejeden człowiek tak zaplącze się w nierozróżnialnej prawdzie i fikcji życia, w nierozdzielnym subiektywnie świecie autentyku i ułudy, że nie znajdzie z takiego labiryntu wyjścia. […] Dotarliśmy do granic fantomatyki: nie można bowiem za jej pomocą bezpośrednio determinować postaw, sądów, wierzeń ani uczuć.

Ściśle mówiąc to ostatnie: nie można determinować dyspozycji cennych. Idee Lema skrytykował w szkicu Informacja i utopia (1964) Leszek Kołakowski (Kołakowski 1989: 42-50). W eseju Trzydzieści lat później z 1991 r. Lem niejako zakpił z krytyka, opisując obecną na rynku i działającą już faktycznie fantomatykę; co gorsza, jej przewidziane przez siebie mroczne skutki. Czytamy tam:

Stanisław Lem : Mój pogląd: 409-434

Fantomatyką nazwałem metodę, z której pomocą podłączamy człowieka jego zmysłami, czyli całym sensorium, do komputera […], przy czym komputer ów wprowadza do zmysłowych narządów, jak oczy, uszy, skóra ciała itd., bodźce doskonale imitujące te [ze zwyczajnego otoczenia – P.O.]. […] Już słyszy się, że wielu ludzi marzy tylko o tym, aby „wskoczyć do swego komputera” – w świat fikcji dostarczającej do bezkarnego spożywania wszechmożliwych zakazanych owoców! […] I czy nie należy mniemać, że hordy programistów rzuciły się już, aby symulacją ogarnąć […] „seks z komputerem” […]. […] „Ciśnienie autentyku” wytwarzane przez cyfrową złudę musi być silniejsze, niżem to sobie był ongiś wyobrażał.

Jak się pół wieku po Summie dobitnie okazało, w prognozach Lema dotyczących fantomatyki (dla której przyjęła się później nazwa Cyberspace albo Virtual Reality) nie chodziło o stworzenie przez ludzi nieodróżnialnej od świata „rzeczywistości syntetycznej”, czy szerzej mówiąc, o filozoficzny a nowożytny problem solipsyzmu1Autoewolucja – Autoewolucja w sensie ścisłym polega na specjacji, czyli przekształceniu się człowieka w nowy gatunek – co jesteśmy, zdaniem Lema, zdolni jedynie „sprowokować” czy katalizować.. Ten ostatni Lema wprawdzie także zajmował, lecz pobocznie, raczej jako literacka ciekawostka. Wymyślił, dla żartu, „skrzynie Corcorana” w pierwszym opowiadaniu z serii Ze wspomnień Ijona Tichego, z 1961 r. (wracał do tej sprawy np. w Cyberiadzie). W grotesce tej kilkanaście żeliwnych skrzyń, skonstruowanych przez prof. Corcorana, to mózgi elektronowe – ze świadomością i osobowością – którym celowo dostarczane są z zewnątrz elektryczne bodźce, tworzące świat i los każdego z nich. Owe soliptystyczne umysły nie mogą nijak wykroczyć poza aplikowaną im fikcyjną rzeczywistość.

Przed Georgem Berkeleyem, nad możliwością fikcyjności świata zewnętrznego – poznawanego m. in. zmysłowo – zastanawiał się w Medytacjach Kartezjusz i utwierdził obiektywność przyrody przekonaniem, że „Bóg nie jest zwodzicielem”. Lem był natomiast nieprzejednanym realistą epistemologicznym, filozofem bytu – jak myśliciele starożytności i średniowiecza, istnienie świata przyjmował jako niewzruszony pewnik.

W „proroctwie fantomatycznym” Lema chodzi przede wszystkim o katastrofalne skutki rozwoju naukowo-technicznego, w postaci pewnego fatum, które nad cywilizacją Zachodu zawisło. Pojawiła się w niej mianowicie jakaś konieczność, m. in. oszukiwania zmysłów, prowadząca do „świata na krawędzi”, być może włącznie z zagładą tej cywilizacji. Otóż „oszukiwanie” takie może mieć miejsce na drodze chemicznych ingerencji w działanie mózgu, na drodze celowego bombardowania bodźcami naturalnymi, głównie wzrokowymi, przez nadmiar percepcji i czuć, w końcu poprzez interaktywne symulacje i stymulacje (np. gry komputerowe).

Nurzanie się w rzeczywistości wirtualnej – podobnie jak cały Babel rozrywki czy narkotyki – to wyraz eskapizmu, ucieczki od realnych problemów życia ludzkiego w przyjemność iluzji. Cywilizacja traci przez to ducha walki i więdnie; rujnuje swą infrastrukturę duchową. (Oczywiście, że fantomatyka przeznaczona jest dla sytych i nie ima się z innych względów np. świata islamu). Lem rozumuje w sposób następujący: sama możliwość jakiejś technologii x pociąga za sobą jej wcielenie w życie, a wówczas ona zaczyna „wlec nas za sobą”, przetwarzając przy tym – i to w wymiarze społecznym – dotychczasowy pogląd na świat. Zdaniem Lema, wykoślawia go czy dewastuje. Sama masowość „maszyn fantomatycznych” sprawia, że obraz świata ich użytkowników staje się płaski – nie naukowy czy naukopochodny, a magiczny (o ile nie schizofreniczny); ich system wartości natomiast – hedonistyczny. Nie wiadomo jak wyrwać się z tej pułapki, choć jasne, że nie można – prostym aktem woli. Odwołując się do znanych przykładów z kina, można rzec, iż bajkowe a czcze ideowo rozumienie fantomatyki przynosi holywoodzki Matrix (1999) Wachowskich, głębokie zaś, w duchu Lema, Sala samobójców (2011) Jana Komasy.

Myśl Lema zasadza się w ogólności na jego tezie głównej (znajdziemy ją w każdej książce eseistycznej autora, od Dialogów począwszy), która mówi: „Technologia jest zmienną niezależną cywilizacji” (Lem 2010 a: 83, 346). W tej sprawie toczył się rzeczywisty filozoficzny spór pomiędzy nim a Kołakowskim2sed alii dicunt – lecz inni powiadają. Jest to realny i ważny spór o determinizm społeczny, o przekonanie, iż rozwój społeczeństw i bieg dziejów nie zależą od ludzkich chęci. Kołakowski, marksistowski rewizjonista, na stałe od materializmu dziejowego odstąpił – był zatem przekonany, że i technologia jest nam podległa. A według Lema, właśnie nie jest; w tym jednym punkcie (w innych nigdy) uparcie trwał on przy Marksie (a jak kto woli – przy św. Augustynie). Możliwość tej tylko technologii x pociąga za sobą jej samorzutną ekspansję, w przypadku której ma miejsce jej rezonans z naturą ludzką. (A prognozy Lema z Summy dlatego nie są „bajkami”, że autor dobrze tę naturę rozpoznał – lepiej w każdym razie od Kołakowskiego). Otóż ludziom (pomijając koszty przedsięwzięcia) nie jest do niczego potrzebne pełne oszukiwanie zmysłów, nie jest i nie będzie zatem ich celem „solipsyzm zrealizowany”; łakną jedynie cząstkowego, choć coraz zajadlej. Za tym głodem stoi jeden z najwyraźniejszych rysów naszej natury: indywidualny egoizm (powszechny i sprzężony z gatunkowymi popędami) i (rzadszy) takiż perfekcjonistyczny autocentryzm. (Pierwszy jest skłonnością „wsobną” w zakresie zmysłowo-życiowym, drugi – duchowym). Fantomatyka doskonale zaspokaja oba te głody. Pełne oszukiwanie zmysłów nie może zaś stać się celem masowym, gdyż w człowieku drzemią siły inne, temu przeciwdziałające. Najoględniej, za Lemem, można powiedzieć, że w naturze naszej tkwią też: „składowa faustyczna” i „prometejska” (Lem 2010 a: 83, 236), czyli stała skłonność ludzkiej rasy do prawdy oraz do poświęceń w ramach wspólnoty, utkane jakoś z tradycyjnych „pierwiastka Bożego”, czyli sumienia, oraz „społecznej natury człowieka”. To dlatego fantomatyka ma też swoją stronę jasną, nawet bezcenną. Lem to widział pięćdziesiąt lat temu: „Można za jej pomocą stwarzać sytuacje treningowe i szkolące najwyższej próby; można więc kształcić jej środkami w wykonywaniu wszystkich zawodów: lekarskiego, lotniczego (…) itp” (Lem 1964: 218). Zapewne zastosowawszy ją wystarczająco, unikalibyśmy w większym stopniu np. katastrof lotniczych.

Mieszanie się świata realnego z wirtualnym to temat, w ujęciu Lema, potężniejszy niż tylko zagrożenia grami i symulacjami komputerowymi. Jad sączy się stale z mediów (m. in. dlatego pisarz o nich mówi „przekaziory”) w postaci fuzji faktów i fikcji. Choćby przez te same ekrany – bombarduje się nas wciąż relacjami z rzeczywistych katastrof (wojny, trzęsienia ziemi, pożary, przemoc w szkole) i rozrywkowymi fabułami kataklizmów urojonych; nadmiar pierwszego już relatywizuje zagrożenia, a co dopiero miksowanie obu. U konsumentów przysłowiowej high definition television wytwarza się fałszywa zbiorowo świadomość (potęguje ją „robactwo reklam”, ściślej: pewna szalbierska filozofia, którą wszelka reklama zawiera i wpaja). To choćby poczucie, że złego losu można uniknąć, że „bywa on daleko” i jest kwestią indywidualnych środków, a nie naszym przeznaczeniem. Jeżeli chodzi o zmysły, zdaniem Lema, człowiek jest przede wszystkim „wzrokowcem”. Dlatego wzmożona „składowa obrazkowo-wizualna” naszych percepcji wzmacnia umysłową bierność, prowadzi do „atrofii wyobraźni” i zafałszowanego obrazu świata; co ważniejsze – deprawuje: jako niekontrolowalna, przez swe wyuzdanie dewastuje osobowość i przenosi rozzuchwalenie w świat realny. Brak poczucia tragizmu życia i zależności od przyrody to, mówiąc językiem Marksa, „opium ludu” – które lud sam sobie aplikuje; w tym wypadku – hedoniczne samooszukiwanie się.

W swojej arcypowieści Głos Pana (Lem 1968: 154-158), rozwijając idee z Summy,autor przedstawia dwie możliwe, przeciwbieżne drogi „ autoewolucji kierowanej3Polemika Lem – Kołakowski – W ich sławnej polemice wokół Summy, którą można by lekko nazwać „wojną czterdziestoletnią”, chodziło też o sprawy pozorne, jak rzekoma Lema chęć rugowania filozofii z życia, takaż jego wiara w rozwiązywalność wszelkich problemów przez naukę czy po prostu fałszywość jego prognoz – jawnie, od wielu lat, spełnionych) (Kołakowski 2007: 217).”, czyli w istocie automelioracji – „ulepszania” naszego gatunku w ramach cywilizacji naukowo-technicznej. Powiada, że dalekosiężnych skutków obu trendów nie da się przewidzieć. Jedna z dróg ma być ofensywna (wymierzona w Kosmos), druga defensywna (odcinająca się od niego). Pierwsza polega na „cyborgizacji” i „mutantyzacji” – technologicznym wspomaganiu organizmu ludzkiego i jego dostosowywaniu do wrogiego otoczenia, w celu ujarzmiania przyrody. Druga, „otorbiająca” sprowadza się do rozwijania technologii, np. fantomatycznych właśnie, w celu zaspokajania ludzkich instynktów w niespotykanej dotąd skali; do zaprzęgnięcia „rozumu na służbę popędów”. W nowych technologicznie warunkach życia zmysły masowo przestają służyć adaptacji (przetrwanie gwarantują jednostce zewnętrzne mechanizmy społeczne) i czystemu poznaniu, a służą masowo czerpaniu autonomicznej przyjemności popędowej (hedonizm) oraz osobowościowej (eskapizm i rozwydrzenie przebywania w fikcji).

Lem, będąc jeszcze wówczas sceptycznie nastawionym względem „biblijnego wyroku o pracy w pocie czoła na chleb codzienny”, kierunek pierwszy utożsamiał z nastawieniem cywilizacji ascetycznym, drugi – z sybarytycznym czy hedonistycznym. W miarę jak jego filozofia człowieka zbliżała się do chrześcijańskiej, coraz wyraźniej odrzucał (jako utopię) możliwość cywilizacji, będącej w stanie zaspokoić elementarne biologiczne potrzeby wszystkich swoich członków, a drogi „ofensywną” i „defensywną” uznał za faktycznie krzyżujące się z obyczajnością zarówno ascetyczną jak i hedonistyczną. Przeszczepy organów nie są bowiem zwykle, a klonowanie istot ludzkich nie ma być, ani ascetyczne, ani nastawione na podbój świata; fantomatyka jako symulacja np. lotów bojowych, nie jest „otorbiająca”. Lem w swojej dojrzałej twórczości zwrócił się krytycznie w stronę wyraźnie hedonicznego oblicza naszej cywilizacji – kształtowanego na obu technologicznych drogach. Jego piśmiennictwo, zwłaszcza z ostatnich piętnastu lat życia, poświęcone jest w ogromnej części zagadnieniu dewastacji kultury tradycyjnej (jedynej, jego zdaniem, przez swą ciągłość prawdziwej) i obnażaniu „elektronicznej epoki jaskiniowej”, w której przyszło nam żyć. Takie tomy prozy jak Sex Wars czy Krótkie zwarcia pozostają niedościgłym świadectwem „wstecznictwa postępu”.

Źródła

Artykuły powiązane

Bibliografia

  • 1
    Autoewolucja – Autoewolucja w sensie ścisłym polega na specjacji, czyli przekształceniu się człowieka w nowy gatunek – co jesteśmy, zdaniem Lema, zdolni jedynie „sprowokować” czy katalizować.
  • 2
    sed alii dicunt – lecz inni powiadają
  • 3
    Polemika Lem – Kołakowski – W ich sławnej polemice wokół Summy, którą można by lekko nazwać „wojną czterdziestoletnią”, chodziło też o sprawy pozorne, jak rzekoma Lema chęć rugowania filozofii z życia, takaż jego wiara w rozwiązywalność wszelkich problemów przez naukę czy po prostu fałszywość jego prognoz – jawnie, od wielu lat, spełnionych) (Kołakowski 2007: 217).