Wigilia w kulturze ludowej uchodziła nie tylko za ujmowane symbolicznie, ale i sensualistycznie święto obfitości, płodności, można by rzec – wszelkich sił życiowych. Jak wskazuje Józef Smosarski, dzień poprzedzający Boże Narodzenie był „powtórzeniem rajskiej sytuacji”, tak więc według tradycyjnych wierzeń „w noc wigilijną zakwitają drzewa w sadach, woda w rzekach i strumieniach przemienia się w wino” (Smosarski 1996: 13-14) lub w płyn o uzdrawiających i wzmacniających właściwościach. Jednym słowem, wszystko na tę krótką chwilę budziło się do życia, rozkwitało, obdarzało człowieka urodzajem. Noce miały od tego momentu stawać się coraz krótsze, zatem po zimowym przesileniu można było rozpocząć oczekiwanie na wiosnę. Dlatego też tak dużą wagę przywiązywano do pokarmów, czyli płodów ziemi, które podczas wigilii spełniały kilka istotnych funkcji. Poza ich walorami smakowymi i odżywczymi, silnie odczuwalnymi zwłaszcza po okresie przedświątecznego postu, z jedzenia sobie wróżono, dzielono się nim z duchami przodków, wykonywano z niego ozdoby mające zapewnić pomyślność i bogactwo w nadchodzącym roku, a młodym przysporzyć powodzenia u płci przeciwnej. Tym samym odpowiednie artykuły spożywcze, a także przyrządzone z nich produkty i ozdoby zyskiwały nowe funkcje – uchodziły tego dnia za środki magiczne, apotropeiczne, nieodłącznie sprzężone z bożonarodzeniowymi zwyczajami i obrzędami, oddziałującymi niemal na wszystkie ludzkie zmysły, choć w zdecydowanej mierze na zmysł smaku.
Warto zwrócić uwagę, że już sam stół wigilijny był silnie oddziałującą przede wszystkim na zmysł wzroku misternie zagospodarowaną przestrzenią, w której każdy element w pewien sposób sfunkcjonalizowano: pod obrusem znajdowało się siano lub słoma, „na obrus sypano ziarna zbóż […] kładziono cały chleb, jabłka, czasem też czosnek (u Pogórzan, Łemków). Stawiano flaszkę z wódką i – niekiedy – naczynie z olejem” (Ogrodowska 2000: 19). Opłatek kładziono na chlebie lub na ziarnach, dodatkowo jego skrawki umieszczano obok nakrycia każdego domownika. Wizualny aspekt wigilijnego stołu wzmacniał jedynie apetyt, więc jeszcze przed uroczystą kolacją pozwalano sobie, w imię tradycji, na drobne przekąski, by przy okazji ukoić nasilający się głód. „Pomimo obowiązującego w wigilię ścisłego postu, dobrze było zjeść w ciągu dnia trochę maczanego w miodzie chleba lub posmarowany miodem opłatek i wypić kieliszek wódki, aby w ciągu roku nie brakowało jedzenia i napitku” (Ogrodowska 2000: 15). Zespół czynności zogniskowany wokół przygotowywania posiłków również podlegał pewnym waloryzacjom, na przykład „Dziewczyna, jeżeli w Wigilię tarła mak, mogła mieć duże nadzieje na szybkie zamążpójście” (Uryga 2006: 43).
Należy zwrócić uwagę, że w tradycji wigilijnej pokarmem najbardziej wszechobecnym, co zachowano do tej pory, był wspomniany opłatek, który nie tylko spożywano, ale też oglądano, wróżąc z niego o nadchodzącej przyszłości. Znaleźć go można było nawet pod talerzami wieczerzających.
Obiad wigilijny rozpoczynają od barszczu. […] Gdzie indziej jedzą na pierwsze cebulę i czosnek z chlebem. Pod miską kładą opłatek jeden lub dwa, i po spożyciu każdej poszczególnej potrawy spoglądają, czy się płatek do miski przylepił; jeśli się przylepił, będzie urodzaj na to, z czego była potrawa. Jedzą następujące potrawy: barszcz, kapustę, kaszę jaglaną, kluski z makiem, ryż z cukrem, kaszę tatarczaną z grzybkami. […] Z każdej potrawy ubiera gospodyni po kilka łyżek do maślniczki dla bydła.
(Piotr Kowalski, Opowieść o chlebie czyli nasz powszedni: 78)
Wróżenie z opłatka przywierającego do naczynia z pokarmem, którego będzie pod dostatkiem w nadchodzącym roku, może sygnalizować, jak wielkie znaczenie przywiązywano do świątecznego pieczywa – rodzaju pokarmu przeznaczonego bardziej dla duszy ( oka) niż dla żołądka. Jak podaje Piotr Kowalski:
Opłatek jest właściwie nazwą obejmującą hostię, komunikanty, a także specjalną odmianę pieczywa obrzędowego, którego zastosowanie nawiązuje do wczesnochrześcijańskiego zwyczaju łamania się chlebem konsekrowanymym podczas liturgii mszy świętej. Jest więc obrzędowym, bożonarodzeniowym odpowiednikiem hostii, znanym w wielu krajach – choć zapewne nigdzie nie spełnia tak doniosłej roli, jak w kulturze słowiańskiej, zwłaszcza w Polsce.
(Piotr Kowalski, Opowieść o chlebie czyli nasz powszedni: 77)
We wspomnianym zwyczaju wróżebnym opłatek symbolizował łaskę obfitości. Ponieważ miał połączyć się z potrawą reprezentującą dany rodzaj płodów ziemi, uchodził za swoisty środek magicznym, mający moc projektowania pomyślnej przyszłości. Swoją rolę w pomnażaniu plonów miały także i rośliny uprawne, przystrajające chałupę. „Snopy zboża stawiano zwykle we wszystkich czterech kątach, w każdym inny gatunek pszenicę, żyto, jęczmień i owies” (Ogrodowska 2000: 17). Można zakładać, że stojące w trakcie wieczerzy wigilijnej snopy oprócz wymiaru symbolicznego, pełniły rolę życzeniowej wizualizacji dobrobytu, dzięki której obfita kolacja odbywa się w otoczeniu równie obfitych potencjalnych zbiorów. Zachowaniu powodzenia w gospodarstwie miały się przysłużyć również tak zwane „nowe latka”, smakołyki wypiekane z ciasta kruchego lub lepione po prostu z mąki wymieszanej z wodą. Uformowane z nich kształty przypominały zwierzęta, ptaki, figurki człowieka, w czym widać połączenie walorów wizualnych ze wspomnianymi walorami smakowymi. Wróżono sobie też z noża położonego na chlebie i przykrytego opłatkiem – „zależnie od tego, z której strony rdza padła na nóż. Jeśli od opłatka, to oznaczało zarazę na pszenicy, jeśli od chleba, to dobre plony” (Uryga 2006: 49).
Najważniejszym obrzędom związanym z wieczorem wigilijnym towarzyszył chleb –łamano się nim tak jak opłatkiem. Ten upieczony na święta otaczany był szczególną czcią, wyrabiano go ze specjalnie na ten cel przechowywanej mąki. Milczenie i powaga przy stole dodatkowo uświęcały chwilę spożywania kromek z tego wyjątkowego bochenka, w czym ponownie dostrzec można łączenie wymiaru symbolicznego z sensualnym. Ponadto smarowano je grubą warstwą masła, żeby krowy dawały w przyszłym roku dużo mleka.
Niezwykle cennym kawałkiem bożonarodzeniowego chleba był tak zwany okrajek, czyli potocznie mówiąc „piętka”, którą odkrawano na samym początku. Okrajekkładziono pod obrus, a po świętach starannie przechowywano w trudno dostępnych miejscach, na przykład na belce stropowej na strychu. Spełniał on funkcję niejako talizmanu, gdyż wierzono w jego magiczne właściwości, dotyczące głównie spraw związanych z chowem zwierząt i uprawą roli. Bywało, że worywano go w ziemię, co było symbolicznym powtórzeniem cyklicznej natury prac związanych z sianiem i zbieraniem (Kowalski 2007: 124). Z bardziej pragmatycznego punktu widzenia, powstrzymanie się od zjedzenia cząstki chleba podkreślało jego świętość – biorąc pod uwagę głód panujący na wsi na przednówku, świadome wyrzeczenie się strawy urastało do rangi wielkiej ofiary. Z drugiej zaś strony sprzeniewierzenie się świętej tradycji przechowywania wigilijnej kromki rozpatrywane być mogło w kategoriach śmiertelnego grzechu. Jaskrawy tego przykład odnajdziemy w powieści Kamień na kamieniu Wisława Myśliwskiego. Jej główny bohater, Szymek, zjada odłożoną na strychu piętkę chleba, za co jego własny ojciec postanawia go powiesić. Dopiero wstawiennictwo matki i obietnica udania się na pielgrzymkę odwodzą starego Pietruszkę od zabójstwa syna.
Rozpowszechniony zwyczaj dzielenia się pieczywem (mógł to być opłatek, chleb, podpłomyk, bułka) miał charakter wspólnotowy – podkreślał przynależność do danej zbiorowości, w skład której wchodzili zarówno żywi, jak i umarli. Chlebowi możemy przypisywać znaczenia symboliczne, odsyłające nas do tradycji chrześcijańskiej – pomnażania bochenków przez Jezusa, analogii do ciała Chrystusa spożywanego w formie komunikantu, etc. Jednakże jest mało prawdopodobne, by był to jedyny trop interpretacyjny. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z reliktami wierzeń jeszcze dawniejszych, które zostały wchłonięte przez obrzędy chrześcijańskie. Tłumaczyć by to mogło pojawianie się w obrzędach świątecznych miodu, zwyczajowego zapraszania na wieczerzę duchów przodków lub „zakazu posługiwania się w czasie wigilii, zwłaszcza przy dzieleniu chleba, nożem, żelaznym narzędziem” (Kowalski 2007: 133).
„Dla dusz zmarłych kładziono na stole dodatkowe nakrycie, łyżkę, ułamek opłatka, strząsano kilka kropel wódki na podłogę, pozostawiano na noc resztki na stole i szklankę wódki na oknie” (Ogrodowska 2000, s. 13). To, że wieczerza wigilijna była także ucztą ze zmarłymi, podkreśla między innymi podawanie na stół kutii, potrawy żałobnej, spożywanej także na stypach lub towarzyszącej obrzędom dziadów. Można by tu dyskutować, na ile transcendentnym przeżyciom obcowania ze zmarłymi miały służyć pokarmy znane ze swych właściwości halucynogennych, takie jak właśnie mak czy też grzyby. Nie pożywiano się rzecz jasna ich odurzającymi gatunkami, jednakże już sama obecność jadalnych „darów lasu” na wigilijnym stole oraz – dla przykładu – zawieszanie ozdób w kształcie muchomorów na choince mogą posiadać pokrewną proweniencję, wyrażającą gotowość nawiązania kontaktu z duszami zmarłych (Smyk 2009: 195). Podobnie rzecz ma się z makiem: „Był symbolem nocy, ciszy, zapomnienia, snu, a przez to stawał się znakomitym środkiem umożliwiającym przeniesienie się człowieka w zaświaty” (Łeńska-Bąk 2006: 37), oraz z miodem, gdyż – jak wierzyli reprezentanci kultury tradycyjnej – „pszczoła może być wcieleniem dusz zmarłych przodków” (Łeńska-Bąk 2006: 33).
Kilku słów wyjaśnienia wymaga dzielenie się świątecznymi pokarmami z bydłem. Wierzono, że zwierzęta domowe w wigilijną noc przemawiają ludzkim głosem i mogą w ten sposób przepowiedzieć śmierć gospodarzowi, zatem karmienie ich resztkami wystawnej wieczerzy miało również na celu niejako ich obłaskawienie; tak, by nie pamiętały krzywd wyrządzonych im przez chłopa. Lęk przed dzikimi zwierzętami udawało się chłopom okiełznać przy pomocy grochu. Gospodarz zapraszał wilki na wigilijną ucztę słowami:
Wilku, wilku, chodź do grochu!
Jak nie przyjdziesz, siedź do roku.
Nie miałeś tu jatowiska,
Nie mniej tu i legowiska!
(Jan Uryga, Rok polski w życiu, tradycji i obyczajach ludu: 49)
Gdy te nie stawiały się na wezwanie, chłop rzucał dodatkowo grochem w szybę okienną, wierząc, że dzięki temu cały rok wilki będą się trzymały z dala od ludzkich siedzib.
Wykorzystanie niektórych produktów spożywczych w połączeniu z odpowiednimi gestami i formułami słownymi często służyło zaklinaniu rzeczywistości, któremu sprzyjał magiczny czas Bożego Narodzenia. Jak odnotowuje Zenon Gierała, zdarzało się, że rzucano suszonymi owocami w drzewa rosnące w sadzie, stawiając przy tym roślinom konkretne żądania:
Jabłka, gruszki, śliwki, wiśnie,
A u sąsiada same liście!
(Zenon Gierała, Cztery pory roku w obrzędach i podaniach ludowych: 15)
Niekiedy gospodarz, poza werbalnym formułowaniem swych roszczeń, uciekał się także do swoistej „przemocy” względem drzewek owocowych. Cytowany wyżej autor opisuje scenkę zainscenizowaną w wigilijną noc przez chłopa i jego żonę, mającą zapewnić obfite zbiory w sadzie:
Tam siekierę do góry uniósł i wygrażał:
– Zetnę cię!
– Nie ścinaj, bo rodzić będzie! – odpowiadała niewiasta i powrósłem drzewko przed mrozem obwiązywała.
(Zenon Gierała, Cztery pory roku w obrzędach i podaniach ludowych: 15)
Ludowa wiara w niezwykłą moc świątecznej nocy nie ograniczała się więc jedynie do świata zwierząt, które miały przemawiać ludzkim głosem, lecz i do roślin. Swego rodzaju antropomorfizacji ulegają okazy miejscowej flory, w tym przypadku drzewa „przestraszone” przez gospodarza (i pod groźbą ścięcia) „godzą się” wydać dorodne owoce latem.
Zaklęciom towarzyszyły także wróżby, najczęściej oscylujące wokół spraw miłosnych i matrymonialnych. Jedna z nich wymagała od panien nadgryzania jabłka (symbolika rajskiego owocu) przez dwanaście dni poprzedzających wigilię. Ostatni kęs musiał zostać spożyty zaraz po pasterce, a pierwszy ujrzany od tego momentu chłopiec miał wkrótce okazać się tym jedynym (Gierała 2000: 13). Powszechnie znanym bożonarodzeniowym zwyczajem było wróżenie z kutii przywierającej do powały. Bywało, że „im dłużej została przyklejona, tym dłużej miała panna w domu rodzinnym mieszkać, a więc tym później wyjść za mąż” (Łeńska-Bąk 2006: 47), ale szybkie opadanie kutii mogło również oznaczać rychłe zamążpójście lub urodzaj.
Kolejną kwestią wartą omówienia są różnego rodzaju rekwizyty i jadalne dekoracje, których nie brakowało w przystrojonej na gody chacie. Na przykład z opłatków wykonywane były pewne – powiedzielibyśmy dzisiaj – ozdoby, podwieszane u belki stropowej. Mogły to być między innymi mniej lub bardziej skomplikowane konstrukcje przypominające globus, model ziemi. Do jego stworzenia potrzebowano co najmniej dwóch okrągłych, przepołowionych opłatków. Jest to symbol natury, a właściwie jednego roku – co zgodnie z wiarą w cykliczność, nowy początek i coroczne odradzanie się świata, możemy uznać za równoznaczne. Jeśli tak przygotowany opłatek zostanie upstrzony przez owady – dwanaście nadchodzących miesięcy upłynie pod znakiem biedy i nieurodzaju, a jeśli krążki pozostaną czyste, mieszkańców chaty czeka obfity rok. Poza tak zwanymi „światami” wykorzystywano opłatek jako uniwersalne tworzywo, z których wykonywano zwykłe ozdoby: wycinanki, kompozycje ażurowe, wieszane u powały gwiazdki i krzyżyki. Tak sporządzone drobiazgi często barwiono i sklejano śliną (Ogrodowska 2000: 25).
Ozdoby zawieszano także na choince lub jej poprzednikach, takich jak podłaźniki, pająki czy wspomniane światy. Co ciekawe, popularną praktyką było dekorowanie ich wydmuszkami jaj, co – jak wskazuje Katarzyna Smyk – opiera się „na uniwersalnej idei, że jajko jest początkiem stawania się, początkiem rozwoju”, wierzono, że „to co zawiera życie, musi mieć moc udzielania życia” (Smyk 2009: 179-180). Według dominującej nie tylko w trakcie świat bożonardozniowych myśli, że „podobne rodzi podobne”, wyeksponowane na drzewku wydmuszki miały przysporzyć gospodarstwu kurzych jaj. Były też symbolicznym darem dla nowo narodzonego Jezusa, co „dowodzi chrystianizacji prastarych treści choinki i jej ozdób” (Smyk 2009: 180). Na styku myślenia magicznego ireligijności ludowej zrodziło się przekonanie, iż Dzieciątko w zamian za tę ofiarę pobłogosławi ludziom i sprawi, że kury będą się często nieść.
Do popularnych przedmiotów zawieszanych na drzewku należały również owoce, których zadaniem było projektowanie dostatku i urodzaju w nadchodzącym roku. Szczególną rolę odgrywało tu jabłko, jako że występowało także w kontekście zalotów i oczekiwania na miłość. Dziewczyna mogła poczęstować jabłkiem ulubionego chłopca lub swoją przychylność zademonstrować, pozwalając jemu na zerwanie i zjedzenie owocu (Smyk 2009: 187). Symbolem dostatku i majętności bywały orzechy, ponieważ posiadały wysokie walory smakowe, a do tego nie dla wszystkich chłopów były ogólnodostępne (często stanowiły rarytas). Aby dodatkowo podnieść ich wartość, zawijano je w błyszczące materiały tak, by mogły imitować prawdziwe bombki, a nawet kosztowności. Orzech miał zapewniać zdrowie (szczególnie zdrowe zęby), pobudzać płodność, rozwijać rozum, a także pomagać w wyborze męża, gdyż wróżono sobie z jego łupin (Smyk 2009: 189-191).
Charakterystyczne szklane bombki w kształcie grzybków również posiadają archaiczną proweniencję. „Las w kulturze tradycyjnej jest synonimem innego świata”, co rodzi pewne konotacje z pragnieniem obcowania z duchami zmarłych. Trzeba bowiem zaznaczyć, iż „W niektórych regionach środkowej Europy wierzono, że grzyby ucieleśniały ponownie narodzone dusze” (Smyk 2009: 195).
Bliżej czasów współczesnych tradycyjne ozdoby z jabłuszek, opłatków czy jaj zastępowały także kruche ciastka, pierniki, które jeszcze później zostały wyparte przez cukierki i inne słodycze. Niemniej funkcja, jaką miały spełniać, pozostawała niezmienna – poza walorami smakowymi (ozdoby zazwyczaj zjadano), zapewniały one dostatek i duże zbiory. W myśl zasad magii przez podobieństwo, wizualne bogactwo świątecznych dekoracji miało pozostać gwarantem tego, że żaden z domowników nie będzie cierpiał głodu również w przyszłości. Zdarzało się nawet, że na choince wieszano kiełbasę (Smyk 2009: 199). Ważnym elementem zwyczajów związanych z bożonarodzeniowymi pokarmami było częstowanie i dzielenie się ozdobami, które można było wspólnie spożyć lub pozostawiać jako dar dla schodzących się na wigilijną wieczerzę dusz. Nie bez znaczenia pozostaje również smak jadalnych ozdób – słodkie zwiastowały słodkie życie, stanowiły także formę podarku dla najmłodszych domowników, które na co dzień nie miały dostępu do żadnych smakołyków (Smyk 2009: 201-202).
Rola produktów spożywczych w zwyczajach bożonarodzeniowych z pewnością jest godna uwagi, zwłaszcza że nie występowały one jedynie w charakterze pożywienia, jakim byłyby prawdopodobnie w dzień powszedni, lecz nabierały magicznych mocy, chroniąc domowników przed złym losem, a przy okazji przysparzając im bogactw i powodzenia. Poprzez obrzędy i zwyczaje związane z pokarmami wyraźnie prześwieca ludowa hierarchia wartości, najwyżej ceniąca szczęśliwe gospodarowanie, obfite plony oraz wybór odpowiedniego współmałżonka. Wyżej omówione przykłady, zwłaszcza te dotyczące prób zapewnienia sobie powodzenia w nadchodzącym roku, stanowią rodzaj papierka lakmusowego na obawy i bolączki przedstawicieli tradycyjnej społeczności wiejskiej, z których najdotkliwszą wydaje się głód, niepomyślne zbiory, choroby. W ludowym traktowaniu świątecznych pokarmów możemy dostrzec elementy myślenia magicznego, z których część przetrwała do dziś.
Artykuły powiązane
- Sitniewska, Roksana – Pokarmy w kulturze chłopskiej
- Wachcińska, Olga – Proza chłopska – jedzenie
- Wachcińska, Olga – Medycyna ludowa
- Grochowski, Piotr – Sacrum a dotyk, smak i węch
- Czapiga, Małgorzata – Ślina – magia i medycyna ludowa