Zmysły jako źródło poznania przeszłości
Antyczni i średniowieczni historycy nie odczuwali potrzeby szczegółowego rozważania zagadnienia źródeł poznania przeszłości, ograniczając się do zwięzłych wzmianek na temat sposobów, w jaki pozyskali wykorzystaną wiedzę (pierwszeństwo przyznać należy zwięzłej rozprawie żyjącego w II wieku retora Lukiana z Samosat Jak należy pisać historię, jednak pierwsze prace stricte metodologiczne pojawią się dopiero w renesansie).
W obu epokach najwyżej wartościowano bezpośrednie poznanie, wiedzę zyskiwaną ex visione (Pomian 1968: 30 n). Powszechnie się zgadzano, że własne doświadczenie autora stanowi rękojmię prawdziwości przekazu, różnice sprowadzały się zaś do powodów, dla których akurat ten dowód szczególnie ceniono. Notabene nigdy nie zostanie zupełnie odrzucony, a przez kolejne wieki przyjdzie mu pogodzić się ze stopniową utratą niegdyś uprzywilejowanej pozycji.
Alternatywną metodą uzyskiwania wiedzy było posłużenie się relacją osób trzecich. Przybierać ona może różne postacie – od ogólnego powołania się na tradycję oralną (w postaci „powiadają”) aż po informacje pozyskane od konkretnej, możliwej do zidentyfikowania osoby. Uwagę Wojciecha Mrozowicza, iż autor kroniki klasztoru kanoników regularnych w Kłodzku „wyjątkowo tylko […] zdradza, że przebieg wydarzeń poznał dzięki konkretnym osobom” (Mrozowicz 2001: 118) można rozciągnąć na resztę kronik staropolskich – ich autorzy postępują w ten sam sposób.
Metoda ta jednak była z różnych względów ryzykowna, a efekty jej zastosowania niepewne. Antyk odnalazł remedium na to niebezpieczeństwo w weryfikacji za pomocą doświadczenia życiowego historyka. Średniowiecze (a w każdym razie jego część, zamknięta wiekiem XII) sformułuje własną epistemologię, odrzucając w ogóle możliwość poznania przeszłości jako takiej, a wyjście widząc w zawierzeniu autorytetowi świadka, od którego pochodzi przekaz – przez co przeszłość okazuje się przedmiotem wiary, nie wiedzy (Pomian 1968: 54-55). Historycy kolejnych epok nie zrezygnują ze świadków, istotnym novum okaże się dopuszczenie możliwości weryfikacji uzyskanych informacji poprzez różnego rodzaju zabiegi o charakterze coraz bardziej naukowym.
Znamiennym faktem jest, że zarówno antyk, jak i średniowiecze częściowo zanegowały (choć z odmiennych przyczyn) przydatność dokumentu jako źródła poznania przeszłości (z wyjątkiem dowodzenia stanów prawnych – w tej sferze życia dokument był aktem wielkiej doniosłości), dopiero renesans należycie doceni ten szczególny ślad dawnych dziejów i praca w archiwach na długie wieki stanie się synonimem działalności badawczej historyka.
Kronikarskie wizualizacje
Kiedy u schyłku XVI stulecia gdański uczony Bartłomiej Keckermann formułował poglądy na sposób pisania historii, wskazał na szczególną przydatność dla historyka trzech dyscyplin: prozopografii (którą ujmował łącznie z genealogią), topografii oraz chronologii (Keckermann 1610: 17), dowodząc jednak, iż prozopografia i genealogia przynależą raczej do biografistyki, zaś prymat należy do chorografii i chronologii, które nazwał „oczami historii” (Keckermann 1610: 18). Uznanie przez gdańskiego badacza szczególnego związku między czasem i miejscem nie było poglądem w ówczesnej Europie odosobnionym, podobnego zdania był m. in. żyjący na przełomie XVI i XVII stulecia szkocki reformator James Melville – posługiwał się również podobną metaforyką (Melville 1829: 38-39).
W wymiarze sensualnym chorografia pełniła funkcję bardzo rozbudowanej mapy (pozbawionej oczywiście pierwiastka graficznego), bowiem oprócz informacji o umiejscowieniu poszczególnych lądów, krain oraz rozmaitych obiektów geograficznych dostarczała wiedzy na temat żyjących tam ludów, ich nazw, wzajemnych stosunków. Wprawdzie rozmaicie było z rzetelnością oraz aktualnością prezentowanych opisów, mimo to chorografie stanowiły bardzo użyteczny element dzieła historycznego, zdarzało się również, iż służyły jako prymarne źródło wiedzy dla kartografów, np. Tractatus Miechowity (Olszewicz i Małuszyński 1967:47).
Mapa, która mogła oczywiście egzystować niezależnie od tekstu historycznego (i właśnie z takimi najczęściej się stykamy), stanowiła jego istotne uzupełnienie. Jako integralny składnik kroniki 1cursus velox – bieg szybkipojawiła się dość późno, bo w renesansie. Spośród polskich kronik zawiera je m. in. dzieło Bielskich, brak jej natomiast u Kromera (o perypetiach z niedoszłym do skutku zamieszczeniem mapy w kronice Kromera zob. Barycz 1981: 94-95).
Poza dostarczaniem użytecznej wiedzy o przestrzeni mapy stanowić mogły również argumenty natury prawnej. Na ich podstawie dowodzono m. in. prawa własności do określonych terenów. W takiej roli powoływano się na nie w średniowieczu (Olszewicz 1967: 53), ale i później; szczególnie wyrazistym przykładem był francuska polityka tzw. reunionów w XVII wieku, kiedy to sięgano nie tylko do zasobów dawnej kartografii, ale i różnego rodzaju kronik czy dokumentów, nierzadko bałamutnych (Black 1997: 11-12).
Nieodłącznym elementem współczesnej nam historiografii są różnego rodzaju listy, zestawienia, tabele. Stanowią one jeden z najwyrazistszych przykładów odchodzenia od oralności na rzecz grafemiczności; właśnie tabela zdaje się być swoistym połączeniem tekstu oraz układu graficznego, zdecydowanie odmiennym od linearnego porządku „zwyczajnej” narracji; jak stwierdza Ong, „lista rodzi się z pismem” (Ong 1992: 167). Tego rodzaju zbiory danych znał już antyk (jak np. listy konsulów, wedle których porządkowano historię polityczną Rzymu), znało i średniowiecze (pamiętamy, że u korzeni rocznikarstwa spoczywają tablice paschalne), sięgali po nie również kronikarze epok następnych. W dziele Bielskiego czytelnik już na początkowych kartach edycji z 1564 r. natrafi na wykaz potomstwa Adama (i podobnych spisów odnajdzie później więcej), w kronice Gwagnina znajdzie m.in. listy senatorów z poszczególnych ziem Rzeczypospolitej oraz spisy głównych miast Inflant, u Stryjkowskiego listę bóstw litewskich.
Istotny przełom w zmysłowym postrzeganiu słowa przyniósł wynalazek druku (Ong 1992: 160 i nast.). O ile, jak stwierdza badacz, „kultura manuskryptowa na Zachodzie pozostawała zawsze marginalnie oralna (…). Materiał pisany stanowił pomoc dla słuchu (…). Pismo służyło głównie do ponownego wprowadzania wiedzy w świat oralny.” (Ong 1992: 162). Mimo zatem posługiwania się zapisem, żywioł audialny miał swoje miejsce w odtwarzaniu tekstu grafemicznego, odbiór słuchowy tekstu pisanego dokonywał się na znacznie większej ilości płaszczyzn, niż można by z pozoru sądzić – czytanie na głos stanowiło nie tyle wynik niewielkich umiejętności czytelnika (notabene manuskrypty, m. in. z uwagi na abrewiaturę, istotnie są trudniejsze w lekturze), co przede wszystkim zamierzoną strategię odbioru dzieła, nie odżegnującego się od jego warstwy brzmieniowej.
Efekt dawnej dominacji żywiołu oralnego Ong dostrzega również w sposobie ukształtowania kart tytułowych pierwszych druków – kiedy to wizualnym kształtem poszczególnych słów (tytuł, imię i nazwisko autora) zdaje się rządzić zupełny przypadek, wyrażający się w chaotycznym dzieleniu ich na części, typograficznym wyolbrzymianiu jednych kosztem innych. Źródłem tej osobliwej z naszego punktu widzenia praktyki było to, iż „wiek szesnasty, przetwarzając tekst na znaczenie, mniej niż my skupiał się na słowie widzialnym, a bardziej na jego brzmieniu. Każdy tekst wymagał widzenia i brzmienia. Gdy jednak my odczuwamy czytanie jako czynność wzrokową przywołującą dźwięk, wiek druku początkowo odczuwał ją nadal jako proces słuchania uruchamiany za pomocą wzroku.” (Ong 1992: 164). „Pismo” – kontynuuje badacz – „zmieniło pierwotnie oralne słowo mówione w przestrzeń widzianą. Druk związał słowo z przestrzenią bardziej definitywnie.” (Ong 1992: 167)
Najprostszym jednak sposobem oddziaływania na zmysł wzroku czytelnika jest dołączony do tekstu obraz. Zależnie od panujących zwyczajów może przybierać on formę niewielkich iluminacji i miniatur, zdobiących średniowieczne manuskrypty jak i nierzadko znacznych rozmiarowo ilustracji (z uwzględnieniem szczególnej odmiany, jaką jest portret). Znamienne jest mocne powiązanie elementów graficznych z towarzyszącym im tekstem – i jest to powiązanie wzajemnie uwarunkowane: z jednej strony ilustracja bez słownego objaśnienia może być niezrozumiała, z drugiej partie narracyjne bez plastycznego ubogacenia stracić mogą sporo na atrakcyjności.
Praktyka ilustrowania książek jest bardzo dawna – jej początki sięgają starożytnego Egiptu. Europa recypowała ją za pośrednictwem greckim, zaś pierwszymi tego rodzaju książkami były prawdopodobnie prace naukowe, wykorzystujące ilustracje w celu czysto utylitarnym (Nowicka 1979:26). Były one początkowo skromne, jednak po zwycięstwie kodeksu nad zwojem zyskały szansę rozwoju z uwagi na powiększenie dostępnej przestrzeni oraz znacznie trwalszy materiał (pergamin).
Jakość, staranność, nasycenie barwami zależały oczywiście od zamożności zamawiającego, bowiem koszt poszczególnych prac był zróżnicowany i zależał, jak zazwyczaj to bywa, od kumulacji tych czynników. Stąd nawet to samo dzieło, kopiowane na potrzeby różnych nabywców, mogło się znacząco różnić stroną graficzną.
Obok ilustracji średniowieczne manuskrypty zdobione są iluminacjami. Jak pisze Arkadiusz Adamczyk, „większość badaczy zajmujących się problematyką wyobrażeń na marginesach rękopisów zgadza się, iż posiadają one jakieś znaczenie, że nie są tylko zabawą artysty, wykonaną, by popisać się fantazją i sprawnością formalną.” (Adamczyk 2005: 418). Przedstawienia te, w większości pochodzące ze świata przyrody,
Poza tym iluminacje pełniły również funkcję mnemotechniczną, wspierając pamięć czytelnika poprzez powiązanie określonych fragmentów dzieła z wyobrażonymi na marginesach postaciami (Adamczyk 2005: 431 i nast.). W obu tych znaczeniach: nierzadko prześmiewczego komentarza oraz mnemotechnicznej obraz oddziaływał na zmysły odbiorcy.
Istotne zmiany w wyglądzie oraz graficznej zawartości książki przyniósł renesans. Szesnastowieczna grafika jest, jak pisze badaczka, „bardzo nowym, bardzo samodzielnym środkiem informacji wizualnej, działającym na innych zasadach aniżeli dzieło sztuki malarskiej czy rzeźby. Istotne znaczenie posiada w tym wypadku sprzężenie grafiki z tekstem drukowanym” (Chojecka 1975: 88). Podkreśla również znaczące poszerzenie społecznego oddziaływania grafiki; jej obecność w pracach historycznych jest tylko jednym z elementów ogromnej panoramy przedstawień graficznych w kalendarzach, zielnikach, dziełach poetyckich, romansowych i innych.
Ewa Chojecka pisze o trzech podstawowych funkcjach dzieła graficznego w XVI stuleciu: „1. Funkcji narracyjno- interpretacyjnej, polegającej na ukazaniu przedmiotu bądź wydarzenia w formie, zawierającej programowe wątki interpretacyjne; 2. funkcji informacyjno- rzeczowej, skoncentrowanej na możliwie obiektywnym przedstawieniu przedmiotu i jego zewnętrznych cech fizycznych; 3. funkcji zdobniczej” (Chojecka 1975: 91). Ich obecność odnajdujemy również na ilustrowanych kartach drukowanych wówczas kronik (uwagi o kronice Bielskiego (zob. Śnieżko 2004: 48)).
Przełomowym wydarzeniem w dziejach polskiej grafiki była edycja Kroniki Miechowity w 1519 oraz 1521 roku (w połączeniu z traktatem Decjusza Contenta de vetustatibus Polonorum […]). Wypracowane tam nowe rozwiązania graficzne na wiele lat stały się chętnie naśladowanym wzorem, powielanym nie tylko w dziełach historycznych (Chojecka 1975: 99-100).
Wydanie Kroniki Marcina Bielskiego z 1564 roku „przynosi nowy zasób form ornamentalnych: bogate obramienia tzw. rolwerku oraz ornamentu okuciowego […] nadają książkom nie znaną dotąd monumentalną reprezentacyjność, zaś figury alegoryczne i retoryczne personifikacje oraz aluzyjne przenośnie stwarzają aurę uczonej wirtuozerii” (Chojecka 1975: 111). Podsumowaniem szesnastowiecznych doświadczeń grafiki ilustracyjnej jest Kronika Joachima Bielskiego z 1597 roku; jak konkluduje badaczka, „stworzone przez grafikę obrazy stały się wyobrażeniami obiegowymi, dobrem powszechnym” (Chojecka 1975: 114).
Znacznie niżej badaczka ocenia grafikę w dziełach XVII stulecia, odnotowując stale i gwałtownie obniżający się jej poziom artystyczny. Jak stwierdza, „kiedy jednak zamierzano wydać dzieło o większych ambicjach artystycznych, nierzadko zwracano się do drukarzy za granicą, w Lipsku czy Amsterdamie” (Chojecka 1980: 42). Rodzimy „drzeworyt nabiera coraz więcej cech sztuki na wpół ludowej, o prowincjonalnym zabarwieniu. Gruba, nieporadna kreska idzie w parze z naiwnością artystycznego wyrazu.” (Chojecka 1980: 43).
Szczególną postacią ilustracji był portret. Zdaniem Philippe`a Arièsa jego wprowadzanie do dzieł historycznych odpowiada „dążeniu do zindywidualizowania przeszłości i konkretnego jej przedstawienia” (Ariès 1996: 172), wizerunki ważnych postaci stanowią zatem nie tylko uatrakcyjniający całość przekazu element ilustracyjny, rozbijający monotonię kolumn zadrukowanego tekstu, ale i jego istotny ideowo element, płynnie – i praktycznie niezauważalnie dla czytelnika! – przenoszący go w przeszłość, wiążący personalnie z dawnymi dziejami. Zdarzało się, iż wizerunki były całkiem wiernymi przedstawieniami poszczególnych postaci, w Kronice polskiej Bielskiego „oparte zostały zarówno na historycznych źródłach ikonograficznych (pieczęcie majestatowe), jak i na tradycjach grafiki wczesnorenesansowej oraz malarstwa portretowego.” (Chojecka 1980: 38-41; 1998: 337).
Istotne znaczenie dla kształtu strony wizualnej dzieła miała oczywiście kwestia potencjalnego odbiorcy: średniowieczne kroniki z założenia skierowane były do stosunkowo wąskiego kręgu czytelników. Dzieła późniejsze z kolei pisane były z myślą o rozpowszechnianiu – co w istotny sposób wpłynęło na stronę graficzną poszczególnych egzemplarzy. Ubogacenie ułatwiał również druk, pozwalający na wprowadzanie masowo powielanych drzeworytów i miedziorytów w znaczących niekiedy ilościach. Niedoścignionym wzorem była tu kronika Hartmanna Schedla Registrum huius operis libri cronicarum cum figuris et imaginibus ab initio mundi (Norimbergae 1493), zawierająca 1809 drzeworytów – do podobnej ilości nie zbliżyła się żadna polska kronika, nawet bardzo obficie ilustrowane dzieło Bielskich.
Retoryczne początki historiografii
Oralność w kronice ma przede wszystkim retoryczną genezę. Retoryka, wedle popularnej definicji Kwintyliana będąca sztuką dobrego mówienia, z natury swej ukierunkowana jest na słuchacza (a ukształtowany według jej reguł tekst przeznaczony jest przede wszystkim do wygłoszenia). W związku z tym teksty kronikarskie już z samej swej natury nasycone są pierwiastkiem słowa mówionego. Pierwotne, fundamentalne dla retoryki dicere konkuruje jednak ze scribere oraz videre – czego efektem jest dzieło, oddziałujące na odbiorcę (początkowo raczej słuchacza, z czasem jednak wyłącznie czytelnika) wielokierunkowo. Przekonywać bowiem go może siłą argumentów, uwodzić pięknem słowa oraz brzmieniem okresów, a także wprawiać w zadziwienie niezwykłością dołączanych ilustracji. To płynne połączenie oralności, grafemiczności oraz wizualizacji czyni kronikę dziełem swoiście multimedialnym, a zatem sensualistycznie bogatym.
Klasyczny podział na tria genera dicendi (iudiciale, deliberativum oraz demonstrativum) nie pozostawiał wprawdzie miejsca na narrację historyczną, jednak nie znaczy to, by kwestii tej nie podnoszono w rozważaniach nad stylem historyków. Antyczni teoretycy nie sformułowali wprawdzie ani definicji, ani też wymogów, którym powinny być podporządkowane prace dziejopisów, jednak na podstawie analizy konkretnych dzieł dokonali kilku podstawowych ustaleń.
Historyk, podobnie jak retor, w ramach inventio wynajduje temat wypowiedzi i dobiera stosowny materiał. Wyszukuje go w innych pracach, posługuje się własnym doświadczeniem życiowym, przywołuje relacje świadków lub opinio communis. W ramach dispositio opracowuje układ dzieła (problemowy, chronologiczny lub inny wedle potrzeby), poruszając się jednak niemal wyłącznie w obrębie proemium (z natury zwięzłego) oraz narratio. Co znamienne, „gatunek kroniki delimitowany jest przez wyraźny, strukturalnie wyodrębniany początek tekstu, któremu nie towarzyszy jednak kompozycyjnie wyróżnione zakończenie” (Przyklenk 2009: 105); brak peroratio znajduje uzasadnienie w swoistej „otwartości” dziejów: zapisanie przeszłości nie kończy dziejów wspólnoty, zaś praca dziejopisa może (i powinna!) zostać podjęta przez jego następców (o takie właśnie kontynuowanie pracy nad spisywaniem dziejów Polski apelował do uczonych z Akademii Krakowskiej w zakończeniu księgi XII Roczników Jan Długosz). Elocutio stawia historyka przed identycznymi problemami, co retora ze znamiennym zastrzeżeniem, iż najważniejsze dla niego jest nie dążenie do elegancji stylu, a zgodna z prawdą prezentacja biegu zdarzeń, styl zatem, jakkolwiek ważny, nie stanowi jednak wartości pierwszoplanowej.
Przy omawianiu stylu powoływano się najczęściej na zwięzłe ustalenia Cycerona i Kwintyliana (Lichański 1992: 138-172, Woodman 2003: 70-116), zgadzając się, iż „dla opisu stylu dzieł historycznych wystarcza klasyczna teoria retoryczna.” (Lichański 1992: 145). Przywoływano również poglądy Lukiana, który jednak o stylu prac historycznych miał niewiele więcej do powiedzenia niż rzymscy retorzy. Odrzucił wybujałą gwałtowność sądowej wymowy na rzecz prostoty i precyzji wykładu, odradził wyrazy niezrozumiałe i tajemnicze, wyszukane figury. Dostrzegł podobieństwo między stylem historyka i poety, jednak przede wszystkim zaleca zachować umiar (Lukian 2006: 336).
Robortello, autor pierwszego nowożytnego dzieła o pisaniu historii (De facultate historica disputatio, 1548), widział w niej (podobnie jak poprzednicy) część retoryki. Podobnie uważał pierwszy polski metodolog historii, Stanisław Iłowski. W swej niedługiej rozprawie nie poświęcił wiele miejsca jej sensualnym aspektom, ograniczając się do zwięzłego poruszenia kwestii stylu z jednoczesnym odesłaniem do pracy Lukiana oraz własnej Księgi o doskonałym historyku (wydanie tego dzieła obiecywał, jednak nigdy nie ukazało się ono drukiem). O stylu stwierdza:
Najpowszechniej chyba spotykanym śladem oralności są wprowadzane do kronikarskiej narracji mowy rozmaitych postaci. Praktyka ta ma bardzo dawną, sięgającą czasów Herodota i Tukidydesa, tradycję. Z jednej strony widzieć w tym należy efekt wprowadzania żywiołu oralnego (mowa bowiem, kształtowana wedle wymagań téchne rhetoriké, stanowi szczytowe jego osiągnięcie), z drugiej zaś oddziaływanie na odbiorcę (zwłaszcza w przypadku ewidentnego przeznaczenia tekstu do odczytania) słowem mówionym raczej niż pisanym. Wynika również z retorycznego wykształcenia osób tworzących wskazane teksty – i właśnie poprzez oracje jest ono najłatwiej dostrzegalne.
Z jednej strony bowiem ars bene dicendi oddziaływała jako „technika rozumowania, rozumowego opanowania każdej sytuacji życia społecznego przez odkrywanie w niej dwu aspektów antytetycznych i wygrywania jednego przeciw drugiemu” (Bravo, Wipszycka 1985: 47) – i tak pojmowana odwoływała się wyłącznie do rozumu, z drugiej zaś jako umiejętność „przekonywania przy pomocy […] logicznych zabiegów i urzekania przy pomocy wyrachowanej konstrukcji mowy, obliczonej na wywołanie emocji i przyjemności estetycznej” (Bravo, Wipszycka 1985: 47) – w tym przypadku odwołując się nie tylko do intelektu odbiorcy, ale i do jego słuchu.
Wpisana w kronikarską narrację mowa stanowi swoiste połączenie obu żywiołów – widzenia tekstu oraz słyszenia jego brzmienia. Nawet jeśli została spreparowana na potrzeby konkretnej kroniki – zubożona zatem o pronuntiatio – jest produktem sztuki, która za swój prymarny cel stawiała skonstruowanie tekstu przeznaczonego do wypowiadania.
Oracje, które Tukidydes wmontował w strukturę narracji historycznej, pełnią więc identyczną funkcję co wygłaszane publicznie, realne mowy. Są również w identyczny sposób konstruowane, podlegając wszystkim rygorom inventio, disposito oraz elocutio. Kronikarz wojny peloponeskiej expressis verbis formułuje podstawowe założenia swej metody:
Podstawową regułą okazuje się więc w tym przypadku prawdopodobieństwo (jedynym antycznym historykiem, który umieścił w dziele oryginalny tekst przemowy, był Marek Porcjusz Katon Starszy – była to jego własna mowa).
Wprowadzanie w obręb mowy cudzych wypowiedzi miało ponadto ustaloną i powszechnie akceptowaną retoryczną tradycję. Naturalnym zapleczem takich zabiegów była wiedza, jaką historyk-retor dysponował na temat dwu dość podobnych figur myśli, sermocinatio i prosopopoei. Przede wszystkim ta pierwsza zachęcała do wzbogacania własnej wypowiedzi cudzymi słowami. Poza uwiarygodnieniem zaprezentowanych treści podnosiło to również ich rangę, umożliwiało również autorowi zdystansowanie się od nich, jeśli nie chciał lub nie mógł się z nimi identyfikować (Przyklenk 2009: 134-135). O swoiście rozumianej „teatralności” dziejopisarstwa renesansu i baroku pisała Giovanna Brogi-Berfoff, koncentrując uwagę właśnie na obecnych w dziełach tego nurtu oracjach (Brogi-Bercoff 1985).
Tradycja retoryczna zatem oraz preferowanie żywiołu mówionego ugruntowały wysoką pozycję mowy wplecionej w historyczną narrację. Oracje odnajdziemy u Galla Anonima, Wincentego Kadłubka oraz Jana Długosza (analiza (zob. Korolko 1993)), obecne będą również w kronikach kolejnych epok (poza kroniką Miechowity trudno wskazać dzieło, które byłoby ich zupełnie pozbawione).
Ars dictaminis, ars dictandi
Kolejnym przejawem retorycznego dziedzictwa prozy historycznej było jej zrytmizowanie. Rytm
Tego rodzaju zabieg mógł być stosowany jedynie w dziełach, pisanych w języku łacińskim, dzieła pisane po polsku, obce iloczasowi, podobnego zrytmizowania nie były w stanie osiągnąć.
Specyficznym powiązaniem słowa pisanego z mówionym była wykształcona w okolicach XII stulecia ars dictaminis. Ta mocno zakorzeniona w antycznej retoryce metoda konstruowania tekstów prozatorskich znalazła zastosowanie w wielu różnych ich typach, od dokumentów prawnych poczynając poprzez listy aż do dzieł o charakterze historycznym. Wykładano ją w połączeniu z gramatyką bądź prawem (w tym wypadku, jako ars notariae, służyła potrzebom obrotu administracyjno-prawnego), koncentrując się na dwu działach retoryki: dispositio oraz elocutio.
Sensualny aspekt ars dictaminis sprowadza się do szczególnej, zrytmizowanej organizacji wypowiedzi; z uwagi też na nią o odbiorcy dzieła mówi się raczej auditor niż lector. Nie znajdziemy tego rozróżnienia w kronice Galla Anonima, jednak z całą pewnością zakładał on słuchanie odczytywanego dzieła obok indywidualnej lektury: „Pomocną rękę mi dajcie, dzieło me innym czytajcie!” (Gall 1989: 63). Zdaniem Beringa publiczne recytowanie tekstów kronik należało jednak do rzadkości (Bering 2001: 45-46). Zrytmizowanie wypowiedzi, oparte na trzech rodzajach cursus ( planus2oświetlenia – Świadczyć o tym może relacja Doroty Siwickiej i Marty Zielińskiej, podążających tropem Białoszewskiego po warszawskim kirkucie. Badaczki w latach 90. XX wieku rozpoczęły projekt zakładający fotograficzną dokumentację miejsc pojawiających się w twórczości Mirona Białoszewskiego. Dokładność opisów autora Donosów rzeczywistości, odniesienia do realnie istniejących, ulic i placów stolicy pozornie wprost do tego skłaniały. Jednak problem sprawiły badaczkom choćby „korony Dawida” (Białoszewski 1989: 11) — błyszczące szczyty nagrobków, których, mimo poszukiwań, nie udało się odnaleźć (Siwicka, Zielińska 1993: 145)., tardus3cursus planus – bieg równy i velox4cursus tardus – bieg spowolniony) dostarczało odbiorcy (słuchaczowi) tej przyjemności, jaka wynikać może ze szczególnej harmonii słuchanych słów. Tymi środkami wpływano również na jego zainteresowanie tokiem narracji – zachęcano do dalszego słuchania, zawieszano uwagę, wskazywano wreszcie na definitywne zamknięcie określonej partii materiału (Camargo 1991: 25).
W polskim dziejopisarstwie z praktycznym zastosowaniem ars dictandi spotykamy się w Gallowych gestach (i jest to skądinąd niezwykłe, by sztukę dyktowania zastosowano do tak obszernego dzieła), sam autor stwierdza, iż zabrał się do pracy, by „zachować wprawę w dyktowaniu” (Gall 1989: 121).
O stylu Wincentego Kadłubka wiele dobrego ma do powiedzenia wydawca jego kroniki, Brygida Kürbis. W szczególności podkreśla, iż jest to „łacina wręcz klasyczna, o umiejętnie rozłożonych akcentach i kadencjach rytmicznych, o zdaniach nie tylko dobrze zbudowanych, ale i obficie zdobionych figurami retorycznymi najrozmaitszego kalibru (dźwiękowe, gramatyczne, myślowe)” (Kürbis 1996: 81). Jego następca, Długosz, poszedł jednak ścieżką odmienną, rezygnując z tak daleko idącej ozdobności stylu, także w warstwie brzmieniowej – a za nim Miechowita, w dziele którego badaczka stwierdziła „brak […] jakichkolwiek prób budowania okresów retorycznych. Nie ma tu również kunsztowniejszych środków wypowiedzi retorycznej” (Dziuba 2000: 160). Brak okresów dostrzega również w kronice Decjusza (Dziuba 2000: 175). Sięgał po nie natomiast Wapowski (Dziuba 2000: 179). Wysokiej oceny pod względem stylistycznym doczekało się również dzieło Kromera – i to zarówno u współczesnych (chwalił je sam Robortello), jak i dzisiejszych badaczy (Barycz 1981: 96).
Pisane po polsku kroniki nie cechowały się podobnie kunsztowną formą, choć z egzystującą w ramach retorycznej teorii stylu oralnością nigdy nie zerwały. O księdze Bielskiego jej badacz stwierdza, iż „niektóre jej partie przeznaczone są wyłącznie dla oka, innym całkowicie wystarczyłby odbiór słuchowy, jeszcze inne »aż się proszą«, by je przeczytać na głos” (Śnieżko 2004: 248). Pogląd ten można z całą pewnością rozciągnąć i na pozostałe staropolskie kroniki.
Źródła
Źródła
- Anonim tzw. Gall, „Kronika polska” (1749, powst. 1112-1115), cyt. za: Anonim tzw. Gall, „Kronika polska”, przeł. Roman Grodecki, oprac. Marian Plezia, Ossolineum, Kraków 1989, cytaty na s.: 63, 121.
- Chalecki Mikołaj Krzysztof, „Kompendium retoryczne” (1605), cyt. za: Chalecki Mikołaj Krzysztof, „Kompendium retoryczne”, wstęp i oprac. Jarosław Nowaszczuk i Marek Skwara ; przeł. Jarosław Nowaszczuk, Wyd. Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego, Szczecin 2009, cytat na s.: 183.
- Iłowski Stanisław, „O umiejętności dziejopisarskiej” (1557), cyt. za: Iłowski Stanisław, „O umiejętności dziejopisarskiej”, przeł. Janina Czerniatowicz, [w:] „700 lat myśli polskiej. Filozofia i myśl społeczna XVI wieku”, oprac. Lech Szczucki ; [teksty staropolskie oprac. Alina Linda, Maria Maciejewska, Zdzisław Zawadzki], PWN, Warszawa 1978, cytat na s.: 459.
- Keckermann Bartholomeus, „De natura et proprietatibus historiae. Commentarius.” (1610), cyt. za: Keckermann Bartholomeus, „De natura et proprietatibus historiae. Commentarius.”apud Guilielmum Antonium, Hanoviae 1610, cytat na s.: 17-18, dostępne także na stronie http://books.google.pl/books?id=sBIDAAAAcAAJ&printsec=frontcover&hl=pl&source=gbs_ge_summary_r&cad=0#v=onepage&q&f=false , dostęp z dn. 30.12.2011 r.
- Lukian, „Jak należy pisać historię” (1496, powst. ok. 163-166), cyt. za: Lukian, „Jak należy pisać historię” [w:] tenże, „Dialogi”. T. 3, przeł. Władysław Madyda, Ossolineum-De Agostini, Wrocław 2006, cytat na s.: 336.
- Melville James, „The Diary of Mr. James Melville” 1829, powst. 1601-1614), cyt. za: Melville James, „The Diary of Mr. James Melville”, Ballantyne, Edinburgh 1829, cytat na s.: 38-39, dostępne także na stronie http://books.google.co.uk/books?id=NfEHAAAAQAAJ&pg=PP1&hl=pl, dostęp z dn. 12.11.2011 r.
- Tukidydes, „Wojna peloponeska”, (1502, powst. V w. przed Chr.), cyt. za: Tukidydes, „Wojna peloponeska”, przeł. Kazimierz Kumaniecki, Czytelnik, Warszawa 1988, cytat na s.: 14.
Opracowania
- Adamczyk Arkadiusz, „Przyroda realna – przyroda fantastyczna na marginesach średniowiecznych rękopisów (poł. XIII-poł.XIV w.) na przykładzie Dekretu Gracjana ze zbiorów BU KUL”, [w:] „Obraz i przyroda”, red. Małgorzata Mazurczak [i inn.], Wydawnictwo KUL, Lublin 2005.
- Ariès Philippe, „Czas historii”, przeł. Bella Szwarcman-Czarnota, Oficyna Wydawnicza Volumen, Gdańsk-Warszawa 1996.
- Barycz Henryk, „Szlakami dziejopisarstwa staropolskiego: studia nad historiografią w. XVI-XVIII”, Ossolineum, Wrocław 1981.
- Bering Piotr, „Struktury narracyjne w późnośredniowiecznych łacińskich kronikach regionalnych”, Gnieźnieńska Oficyna Wydawnicza Tum, Gniezno 2001.
- Black Jeremy, „Maps and history. Constructing Images of the Past”, Yale University Press, New Haven and London 1997.
- Bravo Benedetto, Wipszycka Ewa, „Historiografia antyczna”, [w:] „Vademecum historyka starożytnej Grecji i Rzymu. T. 1”, pod red. Ewy Wipszyckiej, PWN, Warszawa 1985.
- Brogi-Bercoff Giovanna, „»Teatralność« dziejopisarstwa renesansu i baroku, [w:] „Publiczność literacka i teatralna w dawnej Polsce”, pod red. Hanny Dziechcińskiej, PWN, Warszawa-Łódź 1985.
- Camargo Martin, „Ars dictaminis, ars dictandi”, Brepols, Turnhout 1991.
- Chojecka Ewa, „Znaczenie kulturowe grafiki polskiej XVI wieku”, [w:] „Dawna książka i kultura”, pod red. Stanisława Grzeszczuka i Alodii Kaweckiej-Gryczowej, Ossolineum, Wrocław 1975.
- Chojecka Ewa, „Ilustracja polskiej książki drukowanej XVI i XVII w.”, KAW, Warszawa 1980.
- Chojecka Ewa, „Ilustracja książkowa”, [w:] „Słownik literatury staropolskiej”, pod red. Teresy Michałowskiej przy udziale Barbary Otwinowskiej i Elżbiety Sarnowskiej-Temeriusz, Wrocław 1998.
- Korolko Mirosław, „Z badań nad retorycznością polskich kronik średniowiecznych (ethopoiia – sermocinatio – fikcyjna mowa)”, [w:] „Literatura i kultura późnego średniowiecza w Polsce”, pod red. Teresy Michałowskiej, Wyd. IBL, Warszawa 1993.
- Kürbis Brygida, „Wstęp”, [w:] Mistrz Wincenty tzw. Kadłubek, „Kronika polska”, przeł. i oprac. taż, Ossolineum, Wrocław 1996.
- Lewandowski Ignacy, „Początki teoretycznych rozważań nad historią w Polsce (Stanisław Iłowski, zm. 1589)”, „Historyka” 1976.
- Lichański Jakub Zdzisław, „Retoryka od średniowiecza do baroku”, PWN, Warszawa 1992.
- Michałowska Teresa, „Kronika”, [w:] „Słownik literatury staropolskiej”, pod red. Teresy Michałowskiej przy udziale Barbary Otwinowskiej i Elżbiety Sarnowskiej-Temeriusz, Ossolineum, Wrocław 1998.
- Mrozowicz Wojciech, „Kronika klasztoru kanoników regularnych w Kłodzku. Ze studiów nad średniowiecznym dziejopisarstwem klasztornym”, Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2001.
- Nowicka Maria, „Antyczna książka ilustrowana”, Ossolineum, Wrocław 1979.
- Olszewicz Bolesław, Małuszyński Marian, „Maciej z Miechowa”, [w:] „Dziewięć wieków geografii polskiej. Wybitni geografowie polscy”, pod red. Bolesława Olszewicza, Wiedza Powszechna, Warszawa 1967.
- Olszewicz Bolesław, „Bernard Wapowski”, [w:] „Dziewięć wieków geografii polskiej. Wybitni geografowie polscy”, pod red. Bolesława Olszewicza, Wiedza Powszechna, Warszawa 1967.
- Ong Walter, „Oralność i piśmienność : słowo poddane technologii”, przeł. i wstępem opatrzył Józef Japola, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1992.
- Przyklenk Joanna, „Staropolska kronika jako gatunek mowy”, Wyd. Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2009.
- Śnieżko Dariusz, „»Kronika wszytkiego świata« Marcina Bielskiego. Pogranicze dyskursów”, Wyd. Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego, Szczecin 2004.
- Woodman Anthony John, „Rhetoric in classical historiography”, Routledge, London and New York 2003.
Artykuły powiązane
- Krzywy, Roman – Wzrok w dawnych gatunkach podróżopisarskich
Bibliografia
- 1cursus velox – bieg szybki
- 2oświetlenia – Świadczyć o tym może relacja Doroty Siwickiej i Marty Zielińskiej, podążających tropem Białoszewskiego po warszawskim kirkucie. Badaczki w latach 90. XX wieku rozpoczęły projekt zakładający fotograficzną dokumentację miejsc pojawiających się w twórczości Mirona Białoszewskiego. Dokładność opisów autora Donosów rzeczywistości, odniesienia do realnie istniejących, ulic i placów stolicy pozornie wprost do tego skłaniały. Jednak problem sprawiły badaczkom choćby „korony Dawida” (Białoszewski 1989: 11) — błyszczące szczyty nagrobków, których, mimo poszukiwań, nie udało się odnaleźć (Siwicka, Zielińska 1993: 145).
- 3cursus planus – bieg równy
- 4cursus tardus – bieg spowolniony