Sumując opisy wrażeń audialnych bohaterów wczesnych opowiadań Andrzeja Stasiuka, można odnieść wrażenie, że słuch nie należy w tej prozie do zmysłów szczególnie uprzywilejowanych. Jeżeli za jej swoiste, metafikcjonalne motto przyjąć wyznanie narratora opowiadania Dukla, że „jedyną wartą opisu rzeczą jest światło” (Stasiuk 1997: 17), to, zważywszy jego podstawową właściwość, jaką jest czynienie świata widzialnym, i liczne w omawianej prozie opisy składających się na niego elementów, należałoby przyznać, że spośród wszystkich zmysłów to wzrok święci prawdziwe triumfy w świecie przedstawionym Opowieści galicyjskich, Dukli czy Zimy. Zarazem jednak ich narrator i bohaterowie, przemierzający ów „widzialny” świat, zdają sobie sprawę, że „ widzieć to jedno, a słyszeć zupełnie co innego” (Stasiuk 2001: 9), że istnieje „rewers widzialnego” (Stasiuk 1997: 36), i wyciągają z tego faktu konsekwencje istotne nie tylko dla świata przedstawionego, lecz także dla struktury narracyjnej tych opowiadań. Ich uwaga często koncentruje się na wypowiedziach innych:
Chciał pójść w stronę dworca, ale pomyślał, że równie dobrze złapie autobus na przystanku przy Węgierskiej, a po drodze wdepnie jeszcze do piwiarni Zawodzie, gdzie faceci rozmawiali jak najęci i wspominali mijający dzień.
Andrzej Stasiuk, „Paweł” (z tomu „Zima”): 15
Janek zajmie swoje stare żelazne łóżko koło pieca. Drzemiąc, paląc populasa, słuchając rozmów i odgłosów telewizora zza ściany, w końcu śpiąc dotrwa do rana.
Ostatni autobus zawsze jest pijany. Mężczyźni toczą się między siedzeniami jak bilardowe kule i wpadają w przypadkowe przegródki, zaczynając rozmowę z sąsiadami, z kobietami, czasem rozmawiają z cieniem.
Andrzej Stasiuk, „Janek”, „Lewandowski” (z tomu „Opowieści galicyjskie”): 26, 41
Można powiedzieć, że świat przedstawiony opowiadań Stasiuka ulega rozwarstwieniu na dwie sfery: tę, którą poznaje się głównie za pośrednictwem wzroku, oraz tę, o której się opowiada, którą odtwarza się w opowieści, do której tym samym pozostali członkowie społeczności mają dostęp za pośrednictwem słuchu. Rozwarstwienie to stematyzowane jest na przykład w opowiadaniu Paweł z tomu Zima: „Potem zajął się klepsydrami. […] Przypominały mu się twarze albo opowieści o znanych jedynie ze słyszenia nieboszczykach” (Stasiuk 2001: 11).
Koncentracja na wypowiedziach innych związana jest także ze specyficzną sytuacją narracyjną, wyznaczoną przez czynności słuchania i snucia przez pierwszoosobowego narratora opowieści, wziętych wprost z codziennego życia bohaterów. Za narzędzie owego procesu „przekazywania” opowieści uznaje on nawet wyobraźnię, odmawiając jej mocy kreacyjnej: „Wyobraźnia […] powtarza tylko rzeczy widziane i słyszane, powtarza je zmienionym głosem” (Stasiuk 1997: 7). Narrator zasadniczo również powtarza je własnym „głosem”, w zindywidualizowanym, obfitującym w metafory stylu, chociaż w jego wypowiedziach pojawiają się elementy typowe dla języka mówionego i potocznego, którym posługują się bohaterowie. Należy do nich na przykład zgodny z wymową zapis (Skudrzykowa 1994: 52-53) skrótowców, jak „pekaes”, „pegeer” (Stasiuk 1995: 18, 51), czy wyrazów obcych: „Lewandowski porzuca kompanię zasłuchaną w Edkowe niujorki, grinpojty, dżoby, negry i kadylaki […]” (Stasiuk 1995: 50).
Specyficzny charakter narracji podkreślają rzadkie, ale znaczące informacje narratora o akcie wypowiadania, które przyjmują formę „autokomentarza fingowanego” (Bakuła 1991: 60): „Tak chciałbym zaczynać wszystkie historie” (Stasiuk 2001: 40). Częściej stematyzowany jest akt słuchania przez niego opowieści bohaterów, na przykład w opowiadaniu Lewandowski. Narrator przytacza w nim historię tytułowego bohatera w mowie niezależnej i zależnej, co jakiś czas przypominając o rolach, jakie w tej komunikacyjnej interakcji przypadły w udziale obydwu:
Dogadaliśmy się z tą Białostocką […]. W ogóle się dogadaliśmy. Słuchałem go.
Łatwo się dogadaliśmy. Słuchałem go. […] Tak mówił.
Dalej było to co przedtem. Słuchałem go. […] Powiedział mi o wszystkim.
Andrzej Stasiuk, „Lewandowski” (z tomu „Opowieści galicyjskie”): 42, 43, 45
W interakcji tej istotną funkcję pełni jej „obudowa pragmatyczna”, przejmująca w tekście literackim „rolę kontekstu słowa mówionego”, innymi słowy, tekstowych wyznaczników wypowiedzi ustnej, do których należą „aktywizowane w danej sytuacji kody gestyczno-mimiczne, proksemiczne, zjawiska prozodyczne, dźwiękowe tło mowy […] i inne wynikające z mówionego kanału przekazu informacji” (Skudrzykowa 1994: 90). W cytowanym fragmencie można wskazać większość z wymienionych, wśród których ważne miejsce zajmują informacje dotyczące uwarunkowań proksemicznych oraz brzmieniowych cech wypowiedzi tytułowego bohatera:
Klapnął obok mnie, uszło z niego powietrze i wydawało się, że zasnął. Ale gdy ostatnie światła miasteczka pochłonęła pomieszana ze śniegiem ciemność, zaczął recytować nazwy warszawskich ulic.
[…]
I gdy góry następowały z boków, niewidoczne, ciężkie i coraz ciaśniejsze, powiedział: Szembek, i wstał. Zatoczył się, ktoś odbił go jak piłkę, wesoło i odruchowo, więc znów go miałem tuż i wtedy wymamrotał mi do ucha. – Tu mieszkam. Zapytasz. Lewandowski. […]
Opowiadał monotonnym głosem o jakiejś znieruchomiałej intonacji, w przerwy utykał kolejne łyki albo sztachnięcia […].
Gęste światło nocy oblepiało nasze ciała. Poruszaliśmy się wolno, z wysiłkiem, o tej porze trzeba oszczędzać siły, by doczekać końca opowieści, śmierci albo czegokolwiek.
Andrzej Stasiuk, „Lewandowski” (z tomu „Opowieści galicyjskie”): 41-44
W niektórych wypadkach „pragmatyczna obudowa” wypowiedzi bohatera wraz z subiektywnym, mocno zmetaforyzowanym komentarzem narratora całkowicie zastępują wypowiedź w mowie niezależnej, jak w opowiadaniu Józek. W opisie sposobu mówienia Józka narrator także kładzie nacisk na jego aspekt brzmieniowy („potoczyste ciągi”, „zamienia się w mowę”, „idzie tam, gdzie poniosą go wygodne sylaby”), zwracając wcześniej uwagę na dwa poziomy komunikatu językowego, „asocjacje dźwiękowe” i „znaczeniowe”. Metafora „potoczystych ciągów, za pomocą których można opisać całość egzystencji”, wskazuje na jeszcze jedną cechę języka mówionego, którą jest addytywność:
Po trzeciej kolejce w ciało Józka zstąpił duch Raymonda Roussela i zaczął dyktować przez jego usta jakiś łatany, cerowany Locus Solus. […] wyrafinowane asocjacje dźwiękowe i znaczeniowe zastąpił ów duch jakimś kluczem logopedycznym, w którym chodzi o łatwość układania kilkuset słów, bo tyle mniej więcej zawiera słownik Józka, w potoczyste ciągi, za pomocą których można opisać całość egzystencji. Chodzi tutaj o wygodę języka, dosłowną łatwość poruszania tym kawałkiem mięsa w ustach. Józek nie jąka się, nigdy się nie zastanawia i zawsze zdaje się trafiać w sedno, bo niczego nie prostuje ani nie uściśla. Józek zasiada i po jednej setce całkowicie zamienia się w mowę […]. Józek nie wybiera drogi. Idzie tam, gdzie poniosą go wygodne sylaby […]. W końcu, jakby zdawał sobie sprawę, że tylko gest może wyzwolić go z logorei, wstaje, łapie równowagę, szuka szalika […].
Andrzej Stasiuk, „Józek” (z tomu „Opowieści galicyjskie”): 8-9
Specyficzną sytuację narracyjną określają w prozie Stasiuka także tekstowe wyznaczniki ciągłości opowieści spajające poszczególne opowiadania. Należy do nich charakterystyczny sposób rozpoczynania (wyodrębnionych fragmentów) opowieści, na przykład akapitów inicjalnych we wszystkich opowiadaniach z tomu Zima, od spójników będących wyraźnym sygnałem kontynuowania wypowiedzi: wynikowego, jak „więc”, wzmocnionego jeszcze partykułą „no”, łącznego, jak „i”, oraz „a”, rozłącznego, jak „albo” (Stasiuk 2011: 5, 16, 33, 40, 25). Charakterystyczny dla narratora sposób rozpoczynania wyodrębnionego fragmentu opowieści od owego „no więc” pojawia się wcześniej w opowiadaniu Władek (Stasiuk 1995: 12, 15), spajając dwie jego części.
Ponieważ w omawianej prozie „wciąż opowiada się stare historie albo wspomina wczorajsze przygody, których wszyscy już kiedyś doświadczyli” (Stasiuk 2000: 72), słuch często wspierany jest przez pamięć słuchających. Do osób, które, podobnie jak narrator, chętnie słuchają innych, bez wątpienia należy Paweł, tytułowy bohater pierwszego opowiadania z tomu Zima. Narrator, opowiadający o rytuałach dnia codziennego Pawła, wśród których ważne miejsce zajmuje przesiadywanie w NK piwiarni Antałek, afirmująco, z pełnym zrozumieniem konstatuje fakt, że Paweł po prostu tam „czekał, aż trafi się ktoś, kogo będzie można posłuchać. Bo widzieć to jedno, a słyszeć zupełnie co innego” (Stasiuk 2001: 9). Prototyp Antałka, jako jednego z tych miejsc, których bywalcy mają wyostrzony zmysł słuchu, niekiedy nawet celowo ograniczając możliwości percepcyjne innych swoich zmysłów, pojawił się wcześniej w tomie Tekturowy samolot:
No więc znowu jestem w Antałku. Siadam tyłem do sali i patrzę w okno […]. Minęła jedenasta i jak zwykle gra telewizor. Kilkunastu mężczyzn popija piasta albo strzelca. Nie widzę ich, tylko słyszę. Rozmowy mieszają się z głosami z telewizora i w pewnym momencie nie potrafię rozróżnić, co przychodzi ze świata, a co powstaje na miejscu, w piwiarni. To dlatego, że Antałek urządzony jest bardzo ascetycznie i pogłos hula wśród ścian, odbierając dźwiękom ich indywidualność. W końcu z trudem rozpoznaję telewizyjną rozmowę o gospodarce i ekonomii stopioną w jedno z pogwarkami bezrobotnych albo dorabiających tu i tam facetów. Czynniki wzrostu, wskaźniki recesji, prognozy zakładające minimalizację inflacji, no i, kurde, jeszcze mnie nie wypłacił po pięćdziesiąt za dniówkę z jedzeniem, taka jego mać, tydzień w rowie przy łopacie, i to wiąże się z przebudową struktury zatrudnienia we wszystkich sektorach gospodarki, a ja chyba pojadę na Warszawę […]. W końcu barman pstryknął pilotem i nareszcie zaczęła się porządna strzelanina, która zagłuszyła wszystko.
Andrzej Stasiuk, „O dyskursach” (z tomu „Tekturowy samolot”): 14
Wśród przekazanych przez narratora informacji dotyczących warunków i sposobu percepcji otaczającego go świata na uwagę zasługuje niewątpliwie drugie zdanie przytoczonego fragmentu, z którego dowiadujemy się, że fakt, iż „nie widzi” on rozmawiających mężczyzn, a jedynie „słyszy” ich rozmowy „mieszające się z głosami z telewizora”, jest konsekwencją jego świadomego wyboru takiej a nie innej pozycji, „tyłem do sali”. Powracający także w innych książkach Stasiuka motyw przyjęcia przez narratora określonej perspektywy percepcyjnej, w tym takiej, która pozwala mu słyszeć, a nie widzieć, jest ważnym elementem konstruowania sytuacji, w których zasadniczą rolę odgrywa fokalizacja słuchowa (Rembowska-Płuciennik 2006). Można go wskazać na przykład w tomie Przez rzekę. W opowiadaniu Zula Egipt słuch wspomagają też inne zmysły, NK dotyk i węch, natomiast wzrok jest im wyraźnie przeciwstawiony: „Zbudził mnie hałas, zaduch i gorąco. Leżałem długą chwilę z zamkniętymi oczami i próbowałem zgadnąć, gdzie jestem. Pomógł mi dotyk i węch. Ale minęło sporo czasu, zanim odważyłem się podnieść głowę i wyjrzeć przez okno” (Stasiuk 1998: 80).
W przytoczonym fragmencie z Tekturowego samolotu mowa jest o nakładających się na siebie, tworzących swoisty polilog, dźwiękach i innych zjawiskach akustycznych, które stają się metaforą nakładania się dwóch porządków: „tamtego” wirtualnego i „tego” rzeczywistego. Wydobywające się z telewizora odgłosy „porządnej strzelaniny”, o znacznie większym natężeniu niż odgłosy rozmów, ostatecznie zagłuszają ów rzeczywisty świat, symbolicznie go „uśmiercając”. To wzorcowy przykład ilustrujący rodzaj przestrzeni dźwiękowej – przez Raymonda Murraya Schafera określonej mianem „lo-fi – w której dominują trudne do wyodrębnienia zjawiska akustyczne. Składają się one na „zatłoczony obszar dźwiękowy” (Schafer 1982: 296), który w przywołanym fragmencie został ukazany za pomocą „hiperaddytywnej” konstrukcji składniowej. Wrażenie owego „zatłoczenia” znużony podmiot percepcji sygnalizuje w ostatnim zdaniu przywołanego fragmentu w przysłówku „nareszcie”.
W wielu opowiadaniach Stasiuka ich specyficzną audiosferę współtworzą właśnie rozmowy czy opowieści, inaczej mówiąc, dźwięki mowy, i inne zjawiska akustyczne. Szczególnie charakterystyczna pod względem specyfiki audialnej jest tytułowa „knajpa” z Opowieści galicyjskich, która, w różnych odmianach, powraca w kolejnych tomach. W opowiadaniu tym została opisana sytuacja odwrotna niż ta, która miała miejsce w Antałku – to wszechobecny „gwar” pochłania dźwięki odtwarzanej z magnetofonu muzyki:
Barmanka wciska klawisz magnetofonu i dudniąca martwa muzyka sprawia, że bateria szklanek na barze zaczyna podzwaniać. Woła w stronę zaplecza i zza zasłony plastikowych kolorowych pasków zjawia się kelnerka […]. Złoto jej kolczyków błyszczy tak samo jak ziewnięcie zakończone leniwym, półsennym aaamorreee w duecie z magnetofonem. Zaczyna uprzątać stoliki; wszystkie są przechylone, ale każdy w inną stronę, a rumor żelaznych krzeseł na betonowej podłodze głuszy muzykę, chociaż jest metaliczna i twarda. Potem idzie do sali obok, bierze się pod boki i krzyczy w głąb echonośnego pomieszczenia. Głos powraca jak z wnętrza cembrowanej studni […]. Muzyka gra, dźwięki obijają się pod sufitem. Gdy spadają, pochłania je gąbczasty gwar i nawet ucho Edka nie potrafi rozróżnić słów. […] Słowa, gesty, brzęk, rechot, wszystko zmierza ku nieruchomości.
Andrzej Stasiuk, „Knajpa” (z tomu „Opowieści galicyjskie”): 47-48
Obydwa przytoczone fragmenty ukazują jedną z dwóch typowych dla świata przedstawionego prozy Stasiuka audiosfer, które są mocno zróżnicowane, zarówno pod względem rodzaju składających się na nie zjawisk akustycznych, jak i pod względem ich natężenia. W otwartej przestrzeni, zwłaszcza w zimową noc, w „powietrzu […] napiętym do ostateczności” nie może się „ukryć żaden dźwięk” (Stasiuk 1997: 116) i „słychać, jak świat się starzeje” (Stasiuk 2001: 41). Specyficzna, zamknięta przestrzeń opisanej „knajpy” natomiast „odbiera dźwiękom ich indywidualność” (Stasiuk 2000: 14). Przekładając słowa narratora na język teoretyczny, można powiedzieć, że w takiej przestrzeni „szum i sygnał wymieniają się rolami […] przekształcają się jedne w drugie” (Serres 2007: 66). Narrator zaobserwował najważniejsze procesy, które mogą w niej zachodzić: składające się na melosferę (Gołąb 2011: 199) zjawiska muzyczne tracą swoje właściwości meliczne i, mieszając się z różnorodnymi zjawiskami brzmieniowymi, wreszcie szmerowymi, wchodzą w skład fonosfery (Gołąb 2011: 240), owego „gąbczastego gwaru”. Musi mieć on znaczne natężenie, skoro także dźwięki mowy – możliwe do identyfikacji i rekonstrukcji nawet wówczas, gdy odpowiadająca nieusłyszanemu, ale prawdopodobnemu fragmentowi słowa „część fali akustycznej nie dostarcza wystarczających informacji bądź jest całkowicie nieobecna” (Moore 1999: 294) – tracą w nim wspomniane właściwości i „nawet ucho Edka nie potrafi rozróżnić słów” (por. Rojczyk 2008: 254-255).
Wszystkie wrażenia audialne wpisują się z kolei w szersze spektrum doznań zmysłowych, składających się na specyfikę świata przedstawionego omówionych opowiadań, na wskroś cielesnego, w którym nawet duchy k zmarłych nie przestają być postrzegane przez żywych. Sposób ich funkcjonowania w prozie Stasiuka jest niewątpliwym świadectwem „dobrego słuchu językowego” (por. Skudrzykowa 1994: 76), i nie tylko językowego, ich autora.
Artykuły powiązane
- Bocheński, Tomasz – Witkacy – słuch
- Kierzek-Trzeciak, Paulina – Słuch wewnętrzny w prozie modernistycznej
- Szymańska-Ilnata, Maria – Pamięć słuchowa
- Nalewajk, Żaneta – Choromański – słuch i narracja
- Zalewski, Cezary – Podsłuchiwanie – pozytywizm