Społeczność wiejska spożywała napoje alkoholowe na co dzień i od święta. Trunki nie tylko gasiły pragnienie czy dogadzały kubkom smakowym co bardziej wybrednych chłopów, ale również zajmowały poczesne swoje miejsce w obrzędach rodzinnych i dorocznych. Towarzyszyły wszystkim świętom i zabawom, umilały posiłki i spotkania z rodziną czy sąsiadami. Wódką przytwierdzano każdą ważniejszą decyzję czy transakcję. Dowartościowano również sam stan upojenia wysokoprocentowym płynem, który zbliżać miał człowieka do sacrum, umożliwiał mu transcendentne obcowanie z NK zaświatami. Wykorzystywano również właściwości konserwujące i znieczulające alkoholu, stanowiącego ważny składnik nalewek, eliksirów i medykamentów różnej proweniencji.
Napoje alkoholowe stanowiły grupę produktów, którą cechowała znamienna ambiwalencja – mogły z równym powodzeniem wyostrzać zmysły, co je przytępiać, kojarzyć się z wesołą biesiadą, jak również leżeć u źródła wielu zbrodni, aberracji i innych nieszczęść. Niemniej liczba funkcji, spełnianych przez popularne na wsi trunki, każe nam mówić o swoistej kulturze picia, która wykształciła się na łonie społeczeństwa tradycyjnego i w pewnym sensie pozostała jednym z najbardziej reprezentatywnych aspektów, składających się na obraz rodzimej kultury chłopskiej.
Jak wskazuje Bohdan Baranowski, już w średniowieczu
W niektórych osadach wiejskich prawdopodobnie znajdowały się domostwa, gdzie warzono piwo lub sycono miód. Na pewno chętnie schodzili się tam sąsiedzi, aby popijając trunek wesoło się zabawić. Być może w okresie słabo rozwiniętej wymiany pieniężnej przybywający tu nie płacili za trunki gotówką, ale przynosili w zamian niektóre produkty swego gospodarstwa.
(Baranowski Bohdan, Polska karczma. Restauracja. Kawiarnia: 7)
„Niskoprocentowe piwo było stosunkowo tanie, a jego spożycie wysokie, z pewnością wynosiło ono przeciętnie około 100-150 litrów rocznie na każdego mieszkańca” (Baranowski 1971: 153), dla porównania dodajmy, że – jak podaje cytowany badacz – pod koniec XVIII wieku zjadano rocznie jedynie sześć do ośmiu kilogramów mięsa na osobę (Branowski 1971: 145). Złocisty płyn, łatwo dostępny i zawierający niewiele etanolu, zastępował herbatę, kawę czy mleko. Niestety, folwarczne problemy ze zbytem zboża ewokowały nadprodukcję piwa, którego zakup stawał się bardziej społeczną powinnością niż przywilejem. Chłopi pili trunek w dużych ilościach również ze względu na poważne niedobory energetyczne w ich codziennej diecie. Mówiąc wprost – alkoholowy napój nie tylko orzeźwiał, ale również wypełniał żołądek, nierzadko zastępując jedzenie (Wyczański 1972: 97-98).
Chłopi chętnie odwiedzali pobliskie karczmy. „Tam gdzie był kościół, najchętniej stawiano ją w jego sąsiedztwie, aby parafianie po niedzielnym nabożeństwie mieli do niej blisko” (Baranowski 1979 : 16). Możemy zatem stwierdzić, że spożywanie alkoholu odbywało się zazwyczaj w większym gronie, a nacisk kładziono na integracyjny wymiar biesiady. Zaopatrywanie się w napoje alkoholowe już od XVI wieku należałoby również rozpatrywać w kategoriach obowiązku. Ze względu na przymus propinacyjny karano za wizyty w „obcych” karczmach (Baranowski 1979: 12), namawiając jednocześnie chłopów do regularnego pozostawiania pieniędzy w „przybytkach” prowadzonych przez lokalnych panów czy przedstawicieli władzy duchownej. Ta swoista „rejonizacja” budowała poczucie tożsamości i zakorzenienia, sprzyjała kontaktom towarzyskim z najbliższymi sąsiadami.
W karczmie (bo gdzieżby?!) odbywają się narady, wymieniają się poglądy, kształtuje się opinia społeczna zbiorowości, knują się spiski, piszą się skargi, w karczmie słucha się opowiadania wędrowca o dalekich krajach. W karczmie słucha się perswazji i nauk agitatora. Karczma była też najczęściej dostawcą kredytu (lichwiarskiego rzecz jasna. Ale innego wyboru nie było), miejscem godzenia jednych sporów, rodzenia się nowych… Jakżeż więc można było żyć bez karczmy?
(Kula Witold, Doświadczenia i nadzieje: 165)
Wszystkie powyższe sytuacje nieodłącznie związane były ze spożywaniem trunków. Bywalcy szynków nie pili mocnych alkoholi ze względu na ich ewentualne walory smakowe czy zapachowe, lecz raczej ze względu na łatwo uzyskiwany dzięki nim stan upojenia, pozwalający zapomnieć o codziennych trudach. „Pędzona w prostych pod względem technicznym urządzeniach produkcyjnych wódka posiadała przykry zapach. Dla chłopskiej klienteli nie stanowiło to istotnej przeszkody” (Baranowski 1979: 24). Napoje wysokoprocentowe nie były zatem domeną smakoszy, lecz raczej amatorów mocnych wrażeń.
W pijackiej kompanii za pewnego rodzaju punkt honoru uchodziło spoić do nieprzytomności współbiesiadników, czy nawet i siebie doprowadzić do tego stanu. Także ze względów oszczędnościowych starano się upić w sposób jak najtańszy. Pito więc przeważnie bez żadnych przekąsek, mieszano gorzałkę z podgrzanym piwem itp. W stanie zamroczenia alkoholowego pobudliwość chłopów była dużo większa niż zwykle, nierzadko więc dochodziło do różnych karczemnych burd i awantur.
(Baranowski Bohdan, Polska karczma. Restauracja. Kawiarnia: 25)
Warto zauważyć, że wprowadzanie się w odmienny stan świadomości, któremu miało służyć upojenie alkoholowe, było rodzajem codziennej „terapii”. Reprezentanci kultury tradycyjnej nie byli skłonni do manifestowania swych uczuć, niechętnie dzielili się tym, co im leży na sercu. Nic zatem dziwnego, że potrzebowali dodatkowego bodźca, by móc rozładować nagromadzone emocje. Kolejną przesłanką w tym względzie jest fakt, iż wielogodzinna praca ponad siły sprzyjała zażywaniu szybkiej, nieskomplikowanej i dostępnej na wyciągnięcie ręki rozrywki w postaci wizyty w karczmie. Chłop nie miał czasu i siły, by celebrować swój czas wolny w bardziej subtelny i wyszukany sposób.
Bohdan Baranowski wskazuje, że szynki początkowo odwiedzano bez względu na płeć i wiek, a spotkania towarzyskie miały bardziej familiarny charakter. Nawet w trakcie potańcówek na ławach pod ścianami zasiadały stare baby, a dookoła dokazywały kilkuletnie dzieci. Jednak w pierwszej połowie XIX wieku ceny wódki gwałtownie spadły, alkoholem płacono chłopom za pracę, a w karczmie chętnie udzielano kredytów, więc stałymi bywalcami lokalnych przybytków rozrywki stali się głównie mężczyźni.
Kobietom coraz to trudniej było przychodzić do karczmy. Powoli ustalać się począł zwyczaj, że wypadało im jedynie zjawiać się tam w niedziele i święta w godzinach popołudniowych, gdy do tańca przygrywała orkiestra, lub też na różnego rodzaju uroczystości rodzinne i doroczne. W mniejszym niż poprzednio stopniu przesiadywano w karczmie na wielogodzinnych gawędach. Natomiast coraz to częściej panowały tam pijackie wrzaski i łatwo dochodziło do dzikich awantur.
(Baranowski Bohdan, Polska karczma. Restauracja. Kawiarnia: 51-52)
Picie wysokoprocentowych napojów, do tego w nieograniczonych ilościach, stało się pewną normą kulturową, choć było dużo bardziej niebezpieczne niż picie piwa, które spożywano na co dzień (Baranowski 1979: 48), i powodowało daleko idące reperkusje, sprzyjając rozprzestrzenianiu się degrengolady moralnej.
Jak już zostało powiedziane, smak czy aromat alkoholu był raczej kwestią drugorzędną. Nie brakowało jednak chłopów, którzy – chcąc uczcić większą okazję lub zaimponować uboższym sąsiadom – wybierali napój mile łechtający podniebienie. Przy okazji warto wspomnieć, że wyraziste dodatki pomagały również oszukać klientów karczmy. Trunki niskoprocentowe lub kiepskiej jakości wzbogacano oszukującymi zmysły ingrediencjami:
Do piwa więc dodawano starte na drobną mączkę liście konopne, co powodowało, że stawało się ono bardziej słodkie i nabierało specyficznego smaku. Do wódki w celu nadania jej pozorów ostrości i mocy dodawano różne zioła, jak na przykład piołun, bluszcz, tatarskie ziele i in. Niekiedy były to środki wyraźnie niebezpieczne dla zdrowia. A więc dla dodania wódce tzw. ostrości moczono w niej jagody wilczego łyka. Dla stworzenia pozorów, iż jest mocniejsza, dodawano szkodliwe środki chemiczne, jak na przykład serwaser, czyli kwas saletrzany. Powszechnie dodawano do wódki różnego rodzaju „eliksiery” (na przykład arak). W ten sposób przyrządzana wódka była droższa niż zwykła „siwucha”, cieszyła się też znacznie lepszą reputacją.
(Baranowski Bohdan, Kultura ludowa XVII i XVIII w. na ziemiach Polski Środkowej: 154)
Nie bez znaczenia pozostaje duża wiedza na temat wielu gatunków roślin, która reprezentantom społeczności wiejskiej pozwalała tworzyć wyjątkowe kompozycje smakowe własnym sumptem. Dobrym przykładem może być „piwo jałowcowe – „»pachnące lasem«, jak mówiono. Do przyrządzania jego używano chmielu, który dodawał ostrości” (Chętnikowska 1961: 38).
Chłopi raczyli się alkoholem podczas wielu okazji, podkreślając w ten sposób ich doniosłość. Jak wspomina Łeńska-Bąk: „W niektórych świętach obowiązkowe było objadanie się, upijanie, huczna zabawa, śpiew i hałas, a niekiedy wręcz zachowania orgiastyczne” (Łeńska-Bąk: 15). Trunek podrywał nogi do tańca i rozwiązywał język, a – jak wiadomo – gwar i łoskot zawsze towarzyszy wesołemu świętowaniu i zabawie (Libera 1995: 37), w przeciwieństwie do żałobnej ciszy. Chociaż i w obliczu śmierci chętnie zaglądano do kieliszka, jednakże w takim wypadku alkohol spełniał nieco inne funkcje, ułatwiając obcowanie z tym, co budzi strach i pozostaje niedostępne dla ludzkich zmysłów. Wacław Odyniec wskazuje, że ludowe obrzędy pogrzebowe często spotykały się z potępieniem ze strony duchownych, „Bo na stole pojawiała się nie tylko słodka kawa, ale napoje zgoła mocniejsze. Obecni podchodzili często do nieboszczyka, by sprawdzić, czy aby nie przybiera znamion upiora.” (Odyniec 1985: 61). Alkohol pomagał nie tylko pogodzić się z bólem i uczcić pamięć po zmarłym. Dodawał także odwagi w zetknięciu z zaświatami, które uobecniały się na krótki moment ostatniej wędrówki nieboszczyka. Najwidoczniej ufano, iż wychylenie kilku kieliszków podczas stypy potrafi także w pewien sposób wyostrzyć zmysły, skoro degustacja kończyła się badaniem trupa pod kątem ewentualnych cech demonicznych. Alkohol, znany ze swoich właściwości konserwujących (podobnie jak sól), miał uchronić pozostałych przy życiu przed siłami zła, a przy okazji ugruntować ich nowy status społeczny. Zmienia go bowiem nie tylko nieboszczyk, ale również jego najbliżsi: dziecko staje się sierotą, żona wdową, etc.
W zamierzchłych czasach alkoholu używało się w celach świętych, w trakcie obrządków religijnych. Był on zwykle związany z czasem sacrum, czego początki wiążą się z niewytłumaczalnym wywoływaniem stanu odurzenia czy nawet halucynacji (czy też wytłumaczalnym, ale tylko na gruncie zjawisk nadprzyrodzonych). […] alkoholizowanie się jest odczuwane jako sytuacja przynależąca od czasu święta, do sfery oddzielnej od profanum życia codziennego.
(Dampz Magdalena, Alkohol i biesiadowanie w obyczajowości Polaków : 47)
W rytuałach przejścia alkohol wprowadzał pożądany w sytuacji zmiany zamęt, upojenie stanowiło symboliczną śmierć i podróż w zaświaty: „Spożycie alkoholu wiąże się z dążeniem do osiągnięcia stanów ekstazy, a więc radykalnej zmiany sposobu doświadczania. Chodzi o znalezienie się w takiej rzeczywistości, w której nie mają żadnego zastosowania zasady, jakie rządzą światem śmiertelników” (Kowalski 1998: 15). Chwilowe mącenie zmysłów, wywoływanie stanów zaburzonej percepcji, mogło być działaniem jak najbardziej świadomym i celowym: „Trzeba zanurzyć się w chaosie i odwzorować ten moment, właściwie jeszcze »przedczas«, zanim wyłonił się świat” (Łeńska-Bąk 2008: 16). Gdy zatem obrzęd tego wymagał, nie stroniono od kieliszka: „jeśli gdzieś w tzw. kulturach tradycyjnych używano środków odurzających, to w większości przypadków dotyczyło to właśnie rytuałów przejścia” (Dąbrowski 2002: 144).
Obrzędowe i rozrywkowe funkcje alkoholu bynajmniej się nie wykluczały, bowiem „w kontekście ludowego światopoglądu, zachowania ludyczne przeplatają się z działaniami magicznymi” (Łeńska-Bąk 2008: 15).
Chrzciny, śluby i pogrzeby implikują jednak nie tylko parafię, ale również i karczmę. […] Po spełnieniu akty religijnego trzeba było przecież gdzieś razem pójść, pogadać, pożartować z nowożeńców, powspominać zmarłego. Żadnej nie było tu alternatywy. Pójść można było tylko do karczmy.
(Kula Witold, Doświadczenia i nadzieje: 164-165)
Z czasem okazji do wychylenia kilku kolejek przybywało. Starano się niejako usprawiedliwić sięganie po alkohol: „tego typu zachowania oznaczają potrzebę usankcjonowania picia, jakby wewnętrznie odczuwano, że tkwi w nim coś szczególnego: pewne działania wymagają sankcji wówczas, gdy mają posmak tabu lub charakter zakazu” (Dampz 2005: 18).
Przejrzyjmy Dzieła zebrane Kolberga. Jak wiele ludowych piosenek mówi o piciu! Picie alkoholu urosło do rangi obrzędowego gestu. Są przeto sytuacje, kiedy nawet niepijący muszą pić, w najlepszym razie udawać, że piją. Na polskiej wsi nie »picie związane jest z obrządkiem obyczajowym«, lecz samo stało się obrządkiem, przy czym nie tylko w uroczystościach weselnych się to zaznacza. Znacznie, znacznie szerzej.
(Kozicki Stefan, Z reporterskiego notatnika: 183)
Alkohol pito również dla rozluźnienia i kurażu, co sprzyjało zacieśnianiu kontaktów międzyludzkich. Dotyczyło to przede wszystkim relacji damsko-męskich, dlatego zwykle przestrzegano panny, iż nadmierne spożycie trunków może w konsekwencji doprowadzić do utraty wianka. Inaczej rzecz się miała w wypadku stosunków płciowych usankcjonowanych przez sakrament małżeństwa. Świadczy o tym dobitnie weselna pieśń oczepinowa o chmielu, w której zwraca się uwagę na bezpośredni związek upojenia alkoholowego z aktem seksualnym. Mowa wszak o roślinie wykorzystywanej przy produkcji piwa, a jednocześnie symbolizującej płodność, obfitość i urodzaj. Pnące się łodygi oraz plenność budzą erotyczne skojarzenia, a odurzające właściwości chmielu jeszcze je potęgują. Słowa tradycyjnej pieśni aluzyjnie nawiązują między innymi do ruchów frykcyjnych: „Oj chmielu, oj nieboże, to na dół/ To po górze – chmielu nieboże!/ Oj chmielu, chmielu, ty rozpustniku,/ Zdradziłeś Kasieńkę na pastewniku” (Olesiejuk 1971: 18) czy męskich genitaliów: „Żebyś ty chmielu po tyckach nie lozł/ To byś nie robił z panienek niewiast” (Olesiejuk 1971: 23). Wzmocnione piwo weselne „oskarżano” o odbieranie wianka pannie młodej, co jednoznacznie kojarzy upojenie alkoholowe z inicjacją seksualną. Jednocześnie z pozoru błaha konstatacja: „Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele,/ Nie odbędzie się bez ciebie żadne wesele” (Olesiejuk 1971: 32) stanowi kolejny istotny komunikat: zawarcie małżeństwa wymagało przypieczętowania związku w postaci pokładzin. Jako że obrzędom weselnym towarzyszył alkohol, jego „moc” oddziaływała na nowożeńców także w trakcie nocy poślubnej. Chmiel miał oddać młodej żonie część swoich właściwości i uczynić ją płodną, a wkrótce również brzemienną. Z drugiej zaś strony wspomniane wersy zawierały przestrogę dla panien – to po oczepinach dziewica powinna tracić wianek, nie wcześniej, chociaż w praktyce bywało różnie (Wiślicz 2004).
Zwyczaje weselne chętnie wyzyskiwały opozycję: smak wódki – smak miłości, pocałunków. Gorące uczucie młodej pary miało symbolicznie dopełniać się z mocnym, palącym gardło trunkiem, zwanym w przyśpiewkach wprost „gorzką wodą” (Olesiejuk 1971: 29). Powszechnie znany jest zwyczaj zachęcania nowożeńców do okazywania sobie czułości, poprzez odwołanie do spożywanego alkoholu: „Gorzka wódka, gorzka – trzeba ją osłodzić” (Olesiejuk 1971: 50). Trunki podawane na weselnej uczcie rozgrzewały krew nie tylko małżonków. Niekiedy mawiano, iż na udanej zabawie nie mogło się obyć bez bójki.
Alkohol rozbudzał zmysły nie tylko prawowitych mężów i żon, dlatego też nie aprobowano żadnych spotkań, na których przedstawiciele odmiennych płci mogli wspólnie raczyć się napojami wyskokowymi. Takie postępowanie uchodziło za nieobyczajne:
Począwszy od dość ewidentnego przychodzenia „z gorzałką nocować pod nieobecność męża”, przez „wodzenie się po jarmarkach i odpustach”, aż po częstowanie wódką w karczmie, wzajemne iskanie i „zbyteczne konwersacje”. Tego typu przejawy pozamałżeńskiego zainteresowania osobą płci przeciwnej były zwykle surowo piętnowane, gdyż – jak domniemywano – stanowić mogły symptomy cudzołóstwa.
(Wiślicz Tomasz, Z zagadnień obyczajowości seksualnej chłopów w Polsce XVI-XVIII wieku. Przyzwolenie i penalizacja: 52)
Odwracając nieco sytuację, można wysnuć wniosek, iż w obliczu oskarżeń o złe prowadzenie się chętnie zrzucano odpowiedzialność na odbierający rozum trunek: „karczmarka z Krowodrzy Małgorzata Sporkowa oskarżona o cudzołóstwo z Janem Magosinskim, skrzypkiem z tejże karczmy, przyznała się, że upijała go i wtedy do grzechu przymawiała. Przed sądem wyznała, iż wie, że źle czyniła, a to wszystko z pijaństwa” (Wiślicz 2004: 55).
Alkohol posiadał właściwości znieczulające i kojące, mógł zatem – zdaniem chłopów – wspomagać wszelkie kuracje medyczne, przytępiać ból, ułatwiać zasypianie. Nasączony wódką kawałek materiału służył za smoczek niemowlętom (Simonides 1988: 50). Dużą estymą cieszyło się wśród mieszkańców wsi wino, na które mało kto mógł sobie pozwolić. Dodatkową motywacją były w tym względzie nauki Kościoła, utożsamiające czerwony trunek z krwią Chrystusa, oraz jego właściwości uzdrawiające: „W dniu św. Jana Ewangelisty (27 grudnia) odbywało się po kościołach święcenie wina, które następnie służyło jako środek na ból zębów i gardła” (Baranowski 1971: 277). Nierzadko rozgrzewano się alkoholem podczas mrozów.
Osoby stroniące od alkoholu lub posiadające „słabą głowę” raczej nie były mile widziane, szczególnie w męskiej kompanii. Zamiłowanie do mocnych trunków było waloryzowane pozytywnie, będąc dowodem żywotności i krzepy. Dowartościowanie stanu nietrzeźwości wiązało się oczywiście z pewnymi konsekwencjami. Jak podaje Wacław Odyniec, analizując kaszubskie wierzenia oscylujące wokół postaci diabła, „bardzo często spotykali go ludzie powracający z karczmy” (Odyniec 1985: 68). Odziany w czerń nieznajomy ukazujący się nocą nietrzeźwym chłopom, jak również tajemniczy głos „złego”, namawiający do wizyty w szynku, pojawia się dosyć często w bajce ludowej, a także w inspirującej się nią literaturze pięknej, co potwierdza tezę, jakoby nadmierne spożycie alkoholu poważnie zaburzało ogląd rzeczywistości. Trudno wyrokować, czy historie o diable pojawiającym się w okolicach karczmy faktycznie wynikały z wiary w działania istot demonicznych, czy ich geneza leży w chęci usprawiedliwienia zachowania, które spowodowane było nadmiernym spożyciem trunków, nie zaś podszeptami sił nieczystych. Najprawdopodobniej chłopi nie byli do końca świadomi mechanizmów długofalowego działania napojów wysokoprocentowych na zdolności percepcyjne, a także faktu, iż mogą one prowadzić do uzależnień i wyrządzać trwałe szkody w organizmie. Halucynacje, problemy pijanego z dotarciem do domu, a nawet nieprzepartą chęć ponownego zawitania w karczmie, często tłumaczono działaniem złych mocy, które łatwo mogły opętać chłopa nie wylewającego za kołnierz.
Alkohol stanowił również doskonałe narzędzie manipulacji – pijany chłop stawał się podatny na sugestie, ponieważ tracił jasność umysłu. Wystarczy wspomnieć Szkice węglem Henryka Sienkiewicza, gdzie wójt i pisarz podstępnie poją Rzepę arakiem, by ten podpisał zgodę na zaciągnięcie się do armii. Najprawdopodobniej takie sytuacje zdarzały się również w rzeczywistości. Nietrzeźwi mieszkańcy wsi nie byli w stanie dochodzić swoich praw ani przedsięwziąć przemyślanych działań mogących poprawić ich jakość życia. Z perspektywy dziedzica (niekiedy nawet kapłana), łatwiej było sprawować kontrolę nad osobami często zaglądającymi do kieliszka, gdyż pozostawały one niesamodzielne, łatwo poddające się cudzej woli, otępiałe i bojaźliwe.
Nadmierne spożywanie napojów alkoholowych mogło doprowadzić do tragedii. Zaburzenie postrzegania rzeczywistości i opóźniona reakcja na bodźce niejednokrotnie stawały się przyczyną nieszczęść, czego przykładem może być groźna w skutkach libacja wieńcząca choćby ceremonię chrztu:
Zadziwiająco wiele jest przekazów o tym, jak to zgubiono w drodze powrotnej noworodka. Sytuacja powtarzała się tak często, że w tradycji folklorystycznej wytworzył się odrębny typ opowieści na ten temat. Na szczęście zawsze – jak ilustruje opowieść – w sam czas orientowano się, że zgubiono dziecko i podejmowano poszukiwania, które kończyły się z reguły sukcesem. Są to wydarzenia znane w całej Europie, we wszystkich kulturach ludowych.
(Simonides Dorota, Od kolebki do grobu. Śląskie wierzenia, zwyczaje i obrzędy rodzinne w XIX wieku: 40)
Do tegoż wątku nawiązał także Władysław Orkan w swojej powieści Komornicy, niemniej tutaj nie mamy już do czynienia ze szczęśliwym zakończeniem.
Nie brakowało oczywiście społeczników potępiających pijaństwo, powołujących się na negatywne skutki spożywania alkoholu w nadmiernych ilościach. Rekrutowali się oni głównie ze stanu duchownego. Również w tekstach folkloru odnajdziemy legendy, bajki i podania przestrzegające chłopów przed hulankami i rozpustą, której zarzewie stanowiła zazwyczaj karczma. Wystarczy przywołać popularne opowieści o karze dosięgającej raczących się alkoholem biesiadników, którzy zapomnieli o Bogu, tak jak w wyodrębnionym przez Juliana Krzyżanowskiego wątku T 7071 „Karczma zapadła” (Krzyżanowski 1963: 217) Co ciekawe – być może ze względu na wyższy status materialny i możliwość partycypowania w wielu ucztach, wydawanych z przeróżnych okazji – nadużywanie alkoholu często przypisywano księżom. Świadczą o tym anegdoty zogniskowane w wątkach T 1827 „Pijany Słowem Bożym” oraz T 1827B „Kaznodzieja i wódka” (Krzyżanowski 1963: 147). Już sam fakt skłonności do pijaństwa, dotyczącej w równej mierze przedstawicieli innych stanów (co zostaje w humorystyczny sposób przedstawione we wspomnianych wyżej tekstach), pozwala nam wysnuć hipotezę, że sami chłopi problemu alkoholizmu nie traktowali zbyt poważnie, uważając go za przypadłość powszechnie występującą.
Artykuły powiązane
- Wilczyńska, Elwira – Usta / język
- Wachcińska, Olga – Jedzenie w ludowej praktyce zamawiania chorób
- Kożuchowski, Adam – Alkohol
- Wachcińska, Olga – Proza chłopska – jedzenie
- Sitniewska, Roksana – Pokarmy w kulturze chłopskiej