Woń rozkładu w liryce Młodej Polski

Zmysł węchu z pewnością nie gra w liryce Młodej Polski roli pierwszoplanowej. Znacznie bardziej istotny i wyrazisty okazuje się przede wszystkim wzrok, potem słuch. Niemniej jednak zmysł węchu (a właściwie konieczne jest rozróżnienie: zapach) staje się niemal za każdym razem, gdy tylko się pojawia, bardzo mocnym akcentem — kształtującym nastrój, wskazującym dobitnie i często jednoznacznie ocenę tak estetyczną, jak i etyczną. (Stala 1994, 261–263; Gutowski 2008)

W wierszu Tetmajera Salamandra wciąż nawracające pytania pojawiają się w specyficznej zależności od wyraziście zarysowanego pejzażu. Symboliczna funkcja lasu (jako miejsca obcego, w którym podmiot jest zagubiony; jako ekwiwalentu pytań o charakterze egzystencjalnym czy ontologicznym; itd.) powiązana została z równie silną symboliką stęchłej woni rozkładu.

Kazimierz Tetmajer : Tetmajer 1980: 840–84

Przez obcy szedłem las — posępny stał;

ciemniał w nim dzień — wilgotne mchy

słały się u mych nóg, z nadwodnych skał

zwisały zimne, brudne, ślisko szły

w parowów głąb […]

— — milczał las, woń stęchłą zioło

dawało z błot i mchy nad wodne wiry

zwisłe, dławiły dech… I ciągły szum: gdzie my?

Gdzie żywot twój, co z nas się plótł, jak z sita

plecie się kosz? Gdzie my: twe myśli, sny,

gdzie żywot twój?… […]

Więc nie pytajcie mnie, kędy jesteście,

ani pytajcie mnie, czy się z was co zezrębi,

ani się za mną w tłum tych mar żałobnych nieście,

bo nie wiem nic — — widzicie: milczy las…

Jeżeli tu przez wszystek bytu czas

błądzić człowieka los — może i to, co zżył,

wieczyście błądzi kiedyś — tuman sił

straconych w wieczny mrok…

Odpowiedzi na stawiane pytania podmiot liryczny nie uzyskuje. Zamiast tego milczący las roznosi zapach stęchlizny, który wywołuje dodatkowo przytłaczające wrażenie osaczenia. Zmysły zatem nie pomagają tu w żaden sposób w upragnionym poznaniu, przynoszą raczej świadomość wrogości świata, lasu, który zamiast udzielać odpowiedzi odtrąca człowieka. Przykra woń staje się także swego rodzaju kamuflażem, czymś mającym utrudnić poznanie, a właściwie nie tyle utrudnić, co uniemożliwić. Nie ma tu bowiem żadnej alternatywy dla poszukującego, jego wysiłki i starania nie pomagają w osiągnięciu prawdy — konieczne dla poznania jest tu przede wszystkim przyzwolenie poznawanego.

W podobnej konwencji i zarazem w analogicznej roli występuje woń w wierszu Wincentego Korab Brzozowskiego Spotkanie II, [„Oto długo czyhałaś, niewiasto…”], gdzie również towarzyszy ona (choć w mniej ewidentny sposób) aktowi uświadamiania sobie własnego niezwykle bolesnego zagubienia.

Wincenty Korab Brzozowski : Korab Brzozowski W. 1980: 60

Pamiętam moczary,

Nieruchome, mętne wody, gdzie zgnilizną siną

Ciała topielców przerażonych płyną,

A nad nimi komarów i much chmary,

Zbite w jakieś ruchome opary,

Jęczą nudą żałobną i szmerem muzyki

Zgonów, a z piekieł powstałe mary

Tańczą, a z zielonych ich rąk,

W krąg,

Niby ogniste ptaki,

Fruwają biedne majaki…



I gaśnie lampa Mędrców,

A poeci — błądzą…

W wizji Brzozowskiego zapach nie jest kwestią pierwszoplanową. Bardziej istotny jest tu sam fakt rozkładu, wszechogarniającej zgnilizny, bez porównania — oczywiście — bardziej odrażającej (bo ewidentnie wchodzącej w obszar tabu) od śmierci jako takiej. W ten świat woń jest raczej wpisana immanentnie, choć równocześnie podlega swego rodzaju zmaterializowaniu. Chmary komarów i much nazwane są „oparami”, co nie musi, jak wiadomo wiązać się z węchem, niemniej jednak takie skojarzenia są uprawnione. Cały ten obraz, poprzedzony i zarazem ściśle współgrający z wizją drapieżnej zwycięskiej kobiety (chodzi o fragmenty tu już niecytowane), staje się przyczynkiem do niezwykle przytłaczającej pointy, która sugeruje utratę wartości albo przynajmniej znacznika wartości, zanik prawdy i wreszcie absolutne zagubienie.

We wspólnym kręgu wyobraźniowym moglibyśmy także umieścić wiersz Stanisława Korab Brzozowskiego:

Wincenty Korab Brzozowski : Ziejąc zatrute, zgniłe tchnienie…: 25

Ziejąc zatrute, zgniłe tchnienie,

Stęchłych wód tonie ołowiane

Leżą bezwładnie odrętwione,

Wsłuchane w martwe swe milczenie.



Patrząc na wód tych czarne tonie,

Białością swoją przerażona,

Chłonąc wyziewy ich zatrute,

Lila omdlałe schyla skronie.

Główną zasadą konstrukcyjną utworu jest bardzo mocny kontrast, tak — skądinąd — lubiany przez Brzozowskiego. Przeciwstawienie zarysowane pomiędzy lilią a otaczającą ją przestrzenią bazuje na barwach, wielkości i wreszcie woni — w przypadku wód wskazanej explicite, w przypadku lilii wpisanej immanentnie w jej naturę. Sytuacja wydaje się natomiast nawet bardziej skomplikowana niż w poprzednich tekstach: nie ma tu nawet możliwości rozwiązania ontologicznej zagadki, bohaterka jest a priori skazana na brak wiedzy, a dokładniej na poznanie fałszywe, poznanie, które zmusza ją do strachu przed samą sobą. Otaczający ją krajobraz jest ewidentnie miejscem stagnacji, rozkładu, martwoty, staje się negatywnym bodźcem, zapach tego miejsca usidla, anektuje. Przestrzeń estetycznie odrażająca natychmiast ewokuje negatywną ocenę etyczną. Woń staje się — znacznie mocniej niż w poprzednich tekstach — trucizną. Nie jest zatem tylko efektem rozkładu, ale przecież także jego przyczyną. A zatem wspomniana negatywna ocena moralna zostaje spotęgowana. Zapatrzenie lilii w powierzchnię wody (Czabanowska-Wróbel 1987a, 1987 b) stopniowe nachylanie się nad tonią staje się jednoznacznym symptomem poddania się działaniu trujących wyziewów, symbolem między innymi zagarniania świata przez zło i martwotę. Węch, a właściwie szerzej — potrzeba oddychania — okazuje się narzędziem zguby.

Podobnie, choć w sposób nieporównanie mniej skomplikowany, funkcjonuje woń rozkładu w wierszu Wampir Leszczyńskiego:

Edward Leszczyński : Wampir: 43-44

Błysk w ciemności: źrenice upiora

Dziką żądzą w jej ciało się wpiły

I ptak-zwierzę, o kształtach potwora



Zawisł nad nią; jego oddech zgniły

Chwyta piersią – chce uciec, lecz ciało

Jakby martwe, drży tylko bez siły.



[…] A ptak-potwór nad nią skrzydłem bije,

Swoim cielskiem jej ciało nakrywa,

Na pierś przypadł i z ust jej krew pije.

Tu także zapach staje się jednym z narzędzi osaczania, niewolenia ofiary. Zgniły oddech wampira jest jednocześnie dobitnym znakiem, że przynależy on do sfery śmierci. Ów oddech staje się de facto zaprzeczeniem oddechu właściwego. Nie jest przecież symptomem życia ani jego źródłem. Obnaża natomiast martwotę czy raczej martwicę, rozkład wampira. Oddech wraz ze swą odrażającą wonią pełni także funkcję usidlającego, zniewalającego narzędzia. I znów węch staje się pośrednią przyczyną zguby ofiary.

Bywa jednak w liryce Młodej Polski i tak, że odór postępującego rozkładu staje się nie tyle elementem zniewalania w śmiertelnej stagnacji, ile — równie negatywnie nacechowanym etycznie — znakiem dokonanej zbrodni. Tak dzieje się przede wszystkim w poezji Tadeusza Micińskiego.

Węch, podobnie jak smak, wydaje się w twórczości Tadeusza Micińskiego ewidentnie wykluczany. Nieporównanie bardziej istotną rolę grają zmysły kojarzone z doświadczeniem estetycznym wzrokowym. Niemniej jednak zapach stanowi niejednokrotnie zarówno element kształtujący nastrój, jak i znak obecności tego, co niewidoczne.

W ten sposób funkcjonuje przede wszystkim w wierszu o incipicie Wyszła mi z boru — w złocie warkoczy… rozpoczynającym cykl Kain:

Tadeusz Miciński : Miciński 1999: 99–100

Więc Śmierć przyzwałem — i śmierć odtąd żyje

i wszechświat cały grobowcem przywarła —

— — — czuję mdły powiew —

— — w oczeretach gnije — —

z tęsknoty — u nóg mych — umarła.

Demiurgiczny podmiot ujawnia tu przede wszystkim moc niszczenia. Akt „przywołania Śmierci” staje się z jednej strony przejawem wszechmocnej destrukcji, z drugiej obnaża specyficznego rodzaju zależność podmiotu od tego, co sam niszczy. Hiperbolizująca wizja pogrzebanego świata zostaje do pewnego stopnia umniejszona w percepcji zmysłowej. Mówię tu o litocie, ponieważ kosmiczny obraz grobowca zostaje skontrastowany z objętą tabu wonią trupa. Oczywiście zabieg ten natychmiast obnaża, bodaj czy nie nawet bardziej przytłaczającą, intymność tego doświadczenia. Wszechmoc podmiotu ujawnia de facto jego podatność na ranienie, a węch staje się symptomem jego człowieczeństwa, człowieczeństwa stwarzającego samotność absolutną.

Do pewnego stopnia analogiczna sytuacja da się zauważyć w wierszu Witeź Włast, gdzie czytamy:

Tadeusz Miciński : Witeź Włast, fragment, Miciński 1999: 197

Obudźcie, Panie, ją —
obudźcie z onych mar,
w których się dusze rwą,
gdy je skamieni czar.

I podchodzim mrący do zmarłej,

i całujem gnijącą tę dłoń —

sine wargi się bólem rozwarły,

a robaki żłobią jej skroń.



Odór — stęchlizna —

na sercu blizna —

żali morderce? że w pokutnych

giezłach — do cieniów pielgrzymujem smutnych?

Także tu węch pozwala rozpoznać zbrodnię. Przykra woń, zapach rozkładu zestawiony zostaje tym razem z potencjalną witalnością duszy. W tym zderzeniu ujawnia się jednak właśnie efekt wszechogarniającego gnicia. Rozkład pięknego ciała i jego „odór” stanowią analogon wobec kondycji świata. Pytanie „żali morderce?” jest nie tylko pytaniem o sprawców zabójstwa, ale także o moralność świata w ogóle.

W przeciwieństwie do woni przykrych, zapach piękny staje się synonimem etycznej czystości, doskonałości, świętości. Oczywiście, niemal za każdym razem, jak to zawsze bywa w twórczości Micińskiego, taka aura moralnej nieskazitelności zostaje zderzona ze świadomością fikcyjności tego świata, ze świadomością niemożności spełnienia i upadku.

Z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy po pierwsze woń rozkładu nie jest aż tak odrażająca, i — po drugie — wprawia w mniej skrajne nastroje: łagodnej melancholii, smutku, tęsknoty za utraconym.

W sonecie Wincentego Korab Brzozowskiego Chłodny bukiet czytamy:

Tadeusz Brzozowski : Korab Brzozowski W. 1980: 14

Bratem jeszcze nie jestem tego, co skazany

By opłakiwać życie; we mnie życie wzbiera.

Lecz przecie idę naprzód, gdzie się zbiera

Z pokorą, dobrotliwie, zwiędłych lilii łany.



I tak się pochyliłem, jak powiewne cienie

W tchnące wieczystą nudą spowite całuny,

I pod sklepieniem pustym, bez gwiazd lśniących łuny,

Czarne róże zrywałem, uśpiony marzeniem.



Zabierz ten chłodny bukiet, niby znak najwyższy

Niezmiennej mej miłości i gdy świat tkwi w ciszy

Wieczoru, o najmilsza, wdychaj kwiatów wonie:



Zapachami wwiedzionej w kraje monotonii

Rozdzierającej duszę, w klimaty agonii,

Mniej gorzkie się wydadzą zagrobowe tonie.

Jak można zauważyć nie mamy tu do czynienia z ewidentną wonią rozkładu. Kwestią zasadniczą jest raczej aura zapachu w ogóle, która nasuwa wizję szczególnego świata. Krajobraz tu zarysowany, pozbawiony właściwie elementów pejzażowych (za wyjątkiem obrazu pola i sklepienia bez gwiazd), staje się symbolem nudy, „agonii”, umierania. Piękna woń kwiatów to bodziec do wkroczenia w sferę jej przeciwstawną, gdzie zapach funkcjonuje jako znak bólu, cierpienia, ale też „monotonii”. Taka zależność jest tym bardziej uzasadniona, że w pierwszej strofie mowa o więdnących liliach. Inicjalna deklaracja o wzbierającej w podmiocie energii życiowej zostaje zatem zupełnie zniwelowana przez gorycz znużenia, wyczerpania.

W sposób bardziej jednoznaczny woń rozkładu uobecnia się w utworze Przesmyckiego O zmroku:

Zenon Przesmycki : Przesmycki 1982: 147

Zmrok z wolna wszystko wybezdenia.

W milczenie cienia wsiąkły pienia;

Coś, jak woń tylko mdła z kielicha

Kwiatu, co w mrokach dousycha,

Coś, jak wlepione ócz spojrzenia

Zagasłych…

Na kształtowanie nastroju cytowanego fragmentu, ale i całego wiersza, składa się nie tylko węch, lecz również słuch i wzrok. Dwa ostatnie z tych zmysłów zostają przytłumione lub wręcz całkiem ograniczone. Wzrok przytępiony zostaje nadchodzącym zmrokiem, co zostaje synestezyjnie zespolone z ciszą: „w milczenie cienia wsiąkły pienia”. Zmniejszenie ilości bodźców pozwala na wyczucie „mdłej” woni kwiatu. Woń ta gra co najmniej dwoistą rolę: z jednej strony staje się dodatkowym obrazem zaistniałej sytuacji, nastroju, przygaszania zmysłów, z drugiej natomiast staje się znakiem stagnacji i umierania, wzbudzających przerażenie, ale także już przytłumione. Tak chyba przecież możemy potraktować ostatnie dwa cytowane wersy.

Jeszcze na innej zasadzie uobecnia się zapach w utworze Marii Komornickiej zatytułowanym Pełnam smutku:

Maria Komornicka : fragment, Komornicka 1996: 210

o zmierzchu, gdy wczesny księżyc wgląda do pustej komnaty — i u stóp moich, na ziemi, otwiera drzwi blade, jakby do lochów tajemnych,
gdy w głuchej, mrocznej komnacie pachną zwiędłych kwiatów szare pąki — i za oknem, w mroźnym tchu wichury, drzewa śnieg strącają z drżących ramion,
gdy nikt nie puka do zapomnianych drzwi, gdy tylko śpiew zza ściany za mną płacze — —
Pyta śpiew zza ściany, rozpłakany, pyta śpiew żałosny ze mną — czemu?
Czemu nie ma dziś, co było wczora? Czemu płynie, płynie z życiem moim czas?
Czemu rzucić się nie mogę wpław w fale czasu, w niewstrzymane fale,
i popłynąć w górę prądu — tam, gdzie został trup zabitej duszy —

Tutaj znów woń więdnących kwiatów jest ważkim elementem kształtującym nastrój smutku, tęsknoty. Podział przestrzeni, do której przynależy podmiot, na dwie sfery — tę świata materialnego i tę za drzwiami: stanowiącą głębię, otchłań, świat duszy — wiąże się z dwojakim traktowaniem śmierci. W pierwszej sferze zatem martwota, rozkład reprezentowane są przez samą aurę zmierzchu, światło księżyca, pustkę i mrok komnaty, chłód i wreszcie zapach „zwiędłych kwiatów”. W tej drugiej strefie natomiast odnaleźć można już zasadnicze odbicie i zarazem wyjaśnienie czy uwarunkowanie obrazu komnaty — po drugiej stronie znajduje się bowiem „trup zabitej duszy”. Wrażenie melancholijnej tęsknoty za utraconym, aura rozmyślań w zimowy, mroźny wieczór zdominowana zostaje przez tragiczną wizję śmierci absolutnej.

Jak można zauważyć we wszystkich cytowanych utworach woń rozkładu zawsze traktowana jest jako element nacechowany wybitnie pejoratywnie. Oczywistość tego zdania jest jednak pozorna. Skrajnie negatywne wartościowanie wiąże się z zasadniczymi kwestiami takimi jak brak drogi wyjścia, ucieczki. Zapach zgnilizny to z jednej strony znak zaistniałego zła, nieszczęścia, klęski, śmierci z drugiej — co potęguje efekt sprzężenia zwrotnego — źródło tego zła, jego przyczyna, narzędzie aneksji.

Źródła

Bibliografia

  • Barański Jarosław, „ Zapach śmierci” [w:] „Śmierć i zmysły. Doznania, wyobrażenia, przemijanie”, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2000.
  • Czabanowska-Wróbel Anna, „W zwierciadłach jezior”, „Ruch Literacki” 1987, z.4/5. Czabanowska-Wróbel Anna, „Wyobraźnia akwatyczna w poezji Młodej Polski”, „Pamiętnik Literacki” R. 1987, z. 3.
  • M. Gołaszewska, „Estetyka pięciu zmysłów”, PWN, Warszawa 1997
  • Gutowski Wojciech, „Miłość śmierci i energia rozkładu. O młodopolskiej wyobraźni nekrofilskiej” [w:] tegoż, „Konstelacja Przybyszewskiego”, Wydawnictwo Marszałek, Toruń 2008
  • Stala Marian, „Między »zamkiem duszy« a »domkiem mego ciała«” [w:] „Pejzaż człowieka. Młodopolskie myśli i wyobrażenia o duszy, duchu i ciele”, Wydawnictow Baran i Suszczyński, Kraków 1994.

Analizowane utwory

  • Komornicka Maria, „Pełnam smutku” (1901) cyt. za Komornicka Maria, „Utwory poetyckie prozą i wierszem”, oprac. Maria Podraza-Kwiatkowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996, s. 210.
  • Korab Brzozowski Stanisław, „Ziejąc zatrute, zgniłe tchnienie…” (1898) cyt. za Korab Brzozowski Stanisław, „Poezje zebrane”, oprac. Maria Podraza-Kwiatkowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1978, s.25.
  • Korab Brzozowski Wincenty, „Spotkanie” II (1905), „ Chłodny bukiet” (1910) tłum. Marian Stala, cyt. za Korab Brzozowski Wincenty, „Utwory zebrane”, oprac. Marian Stala, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980, s. 59–60, 143.
  • Leszczyński Edward, „Wampir”(1901) cyt. za Leszczyński Edward, „Wybór poezji”, oprac. Hanna Filipkowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków1988, s. 43–44.
  • Miciński Tadeusz, „Witeź Włast” (1902); „Wyszła mi z boru — w złocie warkoczy…” (1902), cyt. za Miciński Tadeusz, „Wybór poezji”, wstęp i oprac. Wojciech Gutowski, Wydawnictwo Universitas, Kraków 1999, s. 99–100, 196–201.
  • Przerwa-Tetmajer Kazimierz, „Salamandra” (1908) cyt. za Przerwa-Tetmajer Kazimierz, „Poezje”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980, s. 840–842.
  • Przesmycki Zenon (Miriam), „O zmroku” (1894), cyt. za Przesmycki Zenon (Miriam), „Wybór poezji”, wybór i oprac. Teresa Walas, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, s. 147.

Artykuły powiązane