W kulturze europejskiej o węchu – podobnie jak o smaku i o dotyku – mówi się rzadziej niż o wzroku czy o słuchu. Zarazem właśnie ze wzrokiem i ze słuchem dzieli węch uprzywilejowaną pozycję zmysłów, które nie wymagają bezpośredniego kontaktu ze źródłem sensualnego doznania, jak dzieje się w przypadku dotyku i smaku. Mimo to, a może właśnie dlatego, powonienie pozostaje w świadomości potocznej zmysłem najbardziej nieokreślonym. Barwy i dźwięki – choć potrafią oddziaływać na nas nawet z oddali – wydają się bardziej uchwytne. Łatwiej ulegają rozróżnieniom i łatwiej dają się utrwalić w takiej czy innej, rozpoznawalnej dla innych postaci. Zapachy pozostają czymś dalece bardziej ulotnym, subiektywnym, a tym samym tajemniczym. Tradycję takiego postrzegania węchu wyznaczył już Arystoteles, który w traktacie O duszy zapisał:
[…] cechy istotne zapachu nie są tak oczywiste jak dźwięku i koloru. A przyczyną tego jest fakt, że zmysł węchu nie jest w nas subtelny; jest gorszy niż u wielu zwierząt. W samej rzeczy człowiek słabo dosięga węchem zapachów i nie postrzega żadnego z nich bez równoczesnego odczuwania przykrości lub przyjemności, co dowodzi, że naszemu organowi [powonienia] brak precyzji. Prawdopodobnie zwierzęta o suchych oczach w podobny sposób postrzegają barwy; odróżniają zachodzące między nimi różnice tylko o tyle, o ile budzą w nich lęk lub go nie budzą. W taki sam sposób postrzega zapachy rodzaj ludzki. [Arystoteles O duszy: 57]
Choć Stagiryta w konkluzji nie przypisał węchowi większego znaczenia, za najważniejszy zmysł uznawszy dotyk, i nie miał racji, kiedy odmawiał ludzkiemu węchowi precyzji (człowiek potrafi rozróżnić przeciętnie ok. 10 000 zapachów (Potargiewicz 2008)), wskazał mimochodem na istotną i coraz lepiej rozpoznawaną przez współczesnych badaczy cechę powonienia – jego związek z emocjami. Eksperymenty naukowe potwierdziły tym samym odwieczną wiedzę łączącą pamięć węchową z pamięcią emocjonalną: ludzie łatwo i na całe życie zapamiętują rozmaite wrażenia zapachowe, kojarząc je – pozytywnie lub negatywnie – z towarzyszącymi tym odczuciom przeżyciami i doświadczeniami.
Niezależnie od odkryć naukowych związki miedzy fenomeny percepcji węchowej a emocjonalnymi reakcjami „dokumentuje” literatura. W jej najnowszych dziejach szczególnie wiele mówią na ten temat literackie próby opisania radykalnych przeobrażeń relacji międzyludzkich w dobie nowoczesności: z jednej strony redukcji dystansu między wcześniej nie kontaktującymi się warstwami społecznymi, z drugiej – tendencji wprost przeciwnej: dążenia do izolacji w strefie indywidualnych doznań. Zjawiska te analizował jako jeden z pierwszych w tekście Socjologia zmysłów Georg Simmel:
Nowoczesny człowiek ze swymi po części bezpośrednio zmysłowymi, po części estetycznymi reakcjami nie może już angażować się bez zastrzeżeń w tradycyjne związki, w ścisłe układy, w których jego osobisty smak, jego osobista wrażliwość nie będzie miała nic do powiedzenia. A to nieuchronnie pociąga za sobą większą izolację, wyraźniejsze zakreślenie granic sfery osobistej. Ta ewolucja zaznacza się może najdobitniej) w dziedzinie zmysłu powonienia: współczesne aspiracje higieniczne i wymogi czystości są tego zarówno skutkiem, jak przyczyną. Ogólnie w miarę rozwoju kultury zdalne oddziaływanie bodźców zmysłowych słabnie, nasila się zaś oddziaływanie z bliska, stajemy się nie tylko krótkowzroczni, ale w ogóle wrażliwi zmysłowo tylko na krótki dystans; za to na tych krótszych dystansach tym bardziej wrażliwi. Zmysł powonienia jest zaś już z góry nastawiony na większą bliskość niż wzrok i słuch, jeżeli nie jest już dla nas źródłem obiektywnego poznania, jak dla niektórych ludów naturalnych, to subiektywnie tym gwałtowniej reagujemy na wrażenia, jakich nam dostarcza. (Simmel Georg Socjologia zmysłów: 201-202).
Literackich świadectw wskazywanych przez Simmla przeobrażeń dostarczają przede wszystkim epickie opisy nawiązujące do konwencji naturalistycznej. Stosunkowo mniej tego typu śladów odnaleźć można w twórczości poetów, choć z pewnością wielkie znaczenie, wykraczające daleko poza poezję i poza Francję, miało przewartościowanie cechujące dzieło Charlesa Baudelaire’a, jednego z pierwszych, którzy opisywali nowoczesne miasto; w Kwiatach zła dominują zapachy egzotyczne (piżma, ambry, benzoiny, hawany), przełamuje je tylko smród gnijącej padliny, w Paryskim splinie te proporcje ulegają odwróceniu, poeta nie waha się pisać o fetorze ekskrementów oraz „odorze tytoniu, pomieszanym z jakąś mdlącą pleśnią” (Podwójny pokój) (Baudelaire 1992: 12). Choć poezja XX wieku współdzieli z prozą trud oddania realności postrzeganej zmysłami i doświadczanej w wymiarze społecznym, wciąż znacznie częściej niż proza odwołuje się do odczuć doznawanych intymnie, w lirycznym utajnieniu. Zapisy wrażeń węchowych należą wśród nich do najbardziej subtelnych, tworzących często sieć niedostrzegalnych w pierwszej lekturze znaków, rozsianych dyskretnie wśród innych indeksów sensualnych.
W poezji polskiej nadzwyczaj wiele tego rodzaju sygnałów zawierają wiersze Józefa Czechowicza, twórcy, który z pewnością był daleki od prostej chęci oddania ludzkiego sensorium. Autor nuty człowieczej, kojarzony przede wszystkim z muzyczno-śpiewną aurą, okazuje się równie czuły na olfaktoryczny wymiar rzeczywistości. Choć najczęściej cytowanym fragmentem, w którym Czechowicz odwołuje się do węchu, pozostaje zdanie z wiersza żal (z tomu nuta człowiecza¸ 1939) „zniża się wieczór świata tego / nozdrza wietrzą czerwony udój / z potopu gorącego” (Czechowicz 1997: 217), uznawane za jedno z przejmujących profecji katastroficznych, nieporównywalnie częściej w jego poezji o węchowym doświadczaniu rzeczywistości mówi się wtedy, kiedy chce się przywołać wrażenia pozytywne. Dodatnie asocjacje budzi inne z chętnie przywoływanych sformułowań: „ siano pachnie snem” (na wsi, z tomu dzień jak co dzień, 1930) (Czechowicz 1997: 56), powtórzone przez poetę w wierszu jednakowo z tego samego tomu („pościele wonne zielem / dlatego siano pachnie snem”) (Czechowicz 1997: 72). O ile w pierwszym wierszu zapach siana ewokuje stan bezpieczeństwa, zaprasza do snu i oddala lęki („czegóż się bać”), o tyle w drugim – stanowi jeden z elementów harmonijnej całości niezakłóconej w żaden sposób i pomyślanej jako ewazyjna apoteoza matczynej miłości. W obu uderzającą cechą przywoływanych w pozytywnych kontekstach zapachów jest ich zdolność ukojenia, uśmierzenia niepokojów. Tę właściwość ma w poezji Czechowicz wszystko, co łączy się z realiami natury i wsi – wszystko, co nie jest wielkomiejskie i co kojarzy się poecie z dzieciństwem oraz bliskością matki: „na deszcz mnie małego tęsknego wynieś / za miasto tam siano pachnie w stogach” (autoportret, z tomu w błyskawicy, 1934) (Czechowicz 1997: 144).
Do wiejskiej woni odwołuje się poeta także wtedy, kiedy w przejmujący sposób stara się odtworzyć doznania wiezionych pociągiem na rzeź krów. Docierający na stacji kolejowej zapach daje zwierzętom wspomnienie utraconej wolności oraz – ledwie zasugerowaną – trwającą tylko ułamek czasu nadzieję, że ich los da się odwrócić: „worki na rampie pachną paszą / wieś jest na chwilę jakże nęci” (śmierć, z tomu dzień jak co dzień) (Czechowicz 1997: 71). Trudno nie zwrócić uwagi, że bezosobowe sformułowania poety, akcentujące raczej, że „coś pachnie”, niż że „ktoś czuje zapach”, tym bardziej pozwalają uchwycić swoistą pierwotność, animalność reakcji węchowych – ludzie tak jak zwierzęta (a zwierzęta tak jak ludzie) odbierają zapach instynktownie, niezależnie od udziału świadomości. Także towarzyszące tym zapachom emocje mogą, ale niekoniecznie muszą, podlegać wtórnemu uświadomieniu. To dlatego docierający nagle przyjemny zapach potrafi zapewnić choćby krótkotrwałą ulgę w istnieniu, nieraz na przekór potwornym realiom.
W liryce Czechowicza zapachów konotujących w afirmatywny sposób naturę i jej kojącą aurę jest znacznie więcej: „chaty pachną stepem” (daleko, z tomu dzień jak co dzień) (Czechowicz 1997: 55), „sad brzoskwiniowy pachnie cierpko” ( (pontorson, z tomu ballada z tamtej strony, 1932) (Czechowicz 1997: 118), „[wieczór stoi] w gęstwie wonnych paproci” (elegia żalu, z tomu ballada z tamtej strony) (Czechowicz 1997: 126), „[księżyc] się srebrliwie rozpływa w rosie porannej, w zapachu ziół” (Księżyc w rynku, z tomu stare kamienie, 1934) (Czechowicz 1997: 134), „tu tyle lip gubiących kwiat / taki zapachów odmęt” (toruń, z tomu nic więcej, 1936) (Czechowicz 1997: 182), „siwy tu zapach ziół wonny przetacza się namuł” (wiersz o śmierci, z tomu nic więcej) (Czechowicz 1997: 189). Niekiedy rezygnuje poeta z dookreślenia zapachu i pisze najogólniej, np. „w zmierzchu piękno kazimierza wzbiera w wonny nadmiar” (prowincja noc, z tomu w błyskawicy) (Czechowicz 1997: 164), „pagórki wonne pagórki dzwonne” (nuta na dzwony, z tomu nic więcej) (Czechowicz 1997: 187).
Po słowo „wonne” sięga autor nuty człowieczej ze szczególnym poetyckim upodobaniem, odwołując się do podwójnej, „synestezyjnej” formy tego wyrazu – eufoniczny koncept „wonne-dzwonne” wykorzystuje twórca ponownie w znanej strofie inicjalnej wiersza sen:
ziemio wonna winna i łunna
bita mrokiem nocy szklanej
śpiewem dzwonów dzwonna burgundia
durzy czarem snów porannych
Józef Czechowicz, „sen” (z tomu „nic więcej”): 172
Poezja Czechowicz ukrywa więcej synestezji odwołujących się do wrażeń węchowych, stosunkowo rzadkich i wyszukanych: „smolny swąd z czarnych lasów” (legenda, z tomu dzień jak co dzień) (Czechowicz 1997: 90), „ciepła woń płynie z piekarń” (Ulica Szeroka, z tomu stare kamienie) (Czechowicz 1997: 136), „wracajcie jego słowa wonne” (eros i psyche, z tomu w błyskawicy) (Czechowicz 1997: 150), „rakiety wonnych świateł” (synteza, z tomu nic więcej) (Czechowicz 1997: 183).
Poza doświadczeniami węchowymi odsyłającymi do realiów wsi i przyrody wielokrotnie przywołuje poeta dodatnio nacechowane skojarzenia łączące się z zapachem ciała. Większość z nich ma pośrednio lub wprost (homo)erotyczny wydźwięk: „opalone ciałka dziewcząt pachniały” (Pędem, z tomu Kamień, 1927 (Czechowicz 1997: 32), „ciało […] pachnące świeżą oliwą” (miłość, z tomu dzień jak co dzień) (Czechowicz 1997: 58), „pachnące pachy pacholąt” (dzieciństwo, z tomu w błyskawicy) (Czechowicz 1997: 160), „pacholę jasnowłose pachnie słodyczą pasiek” (hildur baldur i czas, z tomu nic więcej) (Czechowicz 1997: 202)
Zapachy pojawiają się również w tradycyjnych konotacjach sakralnych jako woń kadzidła (zapowiedź, z tomu dzień jak co dzień; dom świętego kazimierza z tomu nic więcej) i świec (plan akacji, z tomu nuta człowiecza), a nawet – dostępują swoistego uwznioślenia. W wierszu Ampułki poeta wyraża życzenie:
dlaczegóż by wszystko, co jest
Nie mogło się zmienić wraz z nami
w świętość zapach ampułki Graala
(Józef Czechowicz, „Ampułki” (z tomu „Kamień”): 45
Bywa również, że o zapachach mówi się w poezji autora ballady z tamtej strony w sposób metaforyczny, choć nadal w odniesieniu do zjawisk przyrody i nadal pozytywnie: „kołyszą się gałęzie pachnąc szczęściem / tryumfowania” (lato na wołyniu, z tomu ballady z tamtej strony) (Czechowicz 1997: 104), „tu koń tu na wprost drogą pachnie jesienna uroda” (przedświt, z tomu nuta człowiecza) (Czechowicz 1997: 224).
Poeta kształtuje przestrzeń olfaktoryczną w zupełnie inny sposób niż sferę dźwięków. Czechowiczowskie brzmienia w większości przynależą do rzeczywistości realnej i dziejącej się w poetyckiej teraźniejszości. Zapachy w tej poezji łączą często natomiast ze sferą snu, wspomnień („o wspomnienie pachnące wodą / przychodź” (prowincja noc, z tomu w błyskawicy) (Czechowicz 1997: 166)), doświadczeń dzieciństwa („dzieciństwo nie tobą pachniało” (Więzień miłości,z tomu Kamień), (Czechowicz 1997: 49)) albo sytuowanej poza czasem, poddanej stałemu rytmowi przemian, przyrody. Ich idealizacja sprawia, że nie bywają raczej wykorzystywane – jak dzieje się często z Czechowiczowskimi dźwiękami – dla efektu dysonansu. Nawet nieliczne przywołania woni przykrych, budzących pejoratywne odczucia, nie służą w tych wierszach nagłemu zakłóceniu innych, realnie odbieranych wrażeń. Zapachy wywołujące negatywne asocjacje, jeśli już się pojawiają, korespondują raczej z – osiąganą także za pomocą innych środków – tonacją obniżonej emocjonalności: „wonią próchna ten dom się odziewa / modlitwami szemrzący w kątach” (zdrada, z tomu ballady z tamtej strony) (Czechowicz 1997: 108), „krzaki […] szeleszczą / do jakich rozwiać się granic / by nie pachniały bagnem” (pod popiołem, z tomu ballady z tamtej strony) (Czechowicz 1997: 115). Tylko jeszcze raz – poza wierszem żal – w poezji Czechowicz zapach łączy się z jednoznacznie ujemną emocją, jako przeczucie śmierci: „nieruchomy zapach uderzy mnie i zginę” (preludium, z tomu w błyskawicy) (Czechowicz 1997: 162).
Również w twórczości innego poety, Czesława Miłosza – debiutującego w tym samym czasie i w tej samej przedwojennej aurze – doznania węchowe występują głównie jako emblematy spełnionej egzystencji, obiecującej poczucie szczęścia. Nie przypadkiem nie ma ich w tomie Trzy zimy (1936) zbyt wiele: „pachną pieczone chleby, toczą się jabłka po stołach” (Pieśń), (Miłosz 2011: 64) „Tak pięknej wiosny jak ta już od dawna / nie miał podróżny świata […] a kiedy milkła fala, cicho było, / z piany szedł zapach jodu? heliotropu?” (Powolna rzeka) (Miłosz 2011: 87). I jeszcze w jednym z tzw. wierszy rozproszonych (1937-1944) z roku 1938: „o którymś roku, kiedy sianokosy / pachną” (Jak władcy) (Miłosz 2011: 123).
Jako znak zupełnie innej, przeczuwanej przez poetę realności pojawia się zapach w Kołysance: „Kołysze, lula nowego bohatera / w zapachu ognia i spalonych zbóż” (Miłosz 2011: 78). Ten wiersz wyraźniej niż inne, pisane w przeczuciu wojny, ujawnia odejście od enigmatyczności wczesnego katastrofizmu, operującego fantazmatami nieokreślonego lęku i uśmierzających go sielskich snów; poetyka baśni ulega w nim dramatycznej demistyfikacji. Dosłowność frazy „zapach ognia” również wspiera tę deziluzję.
Na zupełnie nowych zasadach do stylistyki odrealnienia powróciła poezja apokalipsy spełnionej. W opinii Zdzisława Jastrzębskiego:
Przedtem struktura [baśniowa] […] była związana z nieokreślonością pogłębiającą niepewność; zacieranie granic, „mgławicowość” wynikały z braku pełnej wiedzy o przyszłości, a także z zasady tajemniczości, niedomówienia, jako jednej z cech wypowiedzi profetycznej. Wszystko to były środki ekspresji, narzucania wyobraźni wizji, a właściwie tylko możliwości przewidywanej zagłady. W twórczości wojennej natomiast takie ujęcie pochodzi głównie z przerażenia i zdziwienia, jest formą samoobrony, odrzucania, niegodzenia się z faktem istnienia tak straszliwego kataklizmu. Pośrednio jest także formą jego oceny i próbą ratowania obrazów dzieciństwa, przeciwstawianiem ich rzeczywistości pogardy […] (Jastrzębski Zdzisław; „Literatura pokolenia wojennego wobec dwudziestolecia”: 156)
Ilustracji tych przemian doszukać się można w sposobach, jaki poeci wojenni sięgali po motyw zapachów. Reprezentatywna jest pod tym względem poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jeszcze w pisanych tuż przed wojną lirykach poeta zdradza zależność od wzorca Czechowicza: „wonna kaplica nocy gaśnie w ostrych świecach (***Nocą, gdy sanie szeptem przesuną po drodze), (Baczyński 1979b: 492); „ręce dasz mi wonne w ciepłym świcie, wcześnie / pobiegniemy w zieleń wolne, leśne dzieci… (Spotkanie dalekie) (Baczyński 1979b: 493); „Przejść […] spłynąć […] jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka. […] krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi” (Chrystus) (Baczyński 1979b: 498). W wierszach wojennych wskrzesza poeta wyobrażenie zapachów egzotycznych – rekwizytów niemożliwej, fantasmagorycznej sielanki: „Wydęte karawele o żaglach z czerwonych motyli, / pachnące cynamonem, pieprzem i imbirem” (Legenda (Wydęte karawele…) (Baczyński 1979a: 142). W zapachach idyllicznych rozpoznaje jednak Baczyński zwodniczą i niebezpieczną ułudę („spełniony łanią czeka i wdycha / trującą, lipową melodię” (Idylla kryształowa, (Baczyński 1979a: 104)), usiłującą oddzielić od emocjonalnej realności: „To okręty w porcie pachnącym smutkiem” (***Dawno miłość zamarła) (Baczyński 1979a: 412). Z biegu czasu coraz częściej w jego poezji zapachy splatają się z przeczuciem śmierci, jak w wierszu Wybór: „Sień wiała ciemna i z niej, zda się, płynął / chłodny oddech zapachu róż, krwi i jaśminu.” (Baczyński 1979b: 70) Szczególnej mocy nabiera w jego tekstach sugestia zatraty, ewokowana wonią włosów, a więc tego elementu ciała, które wywołuje ambiwalentne wrażenia; jest atrybutem erotycznym ale i tym, co trwa często dłużej niż ciało… („Kochany” – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni / jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno” (***Gdy za powietrza zasłoną…) (Baczyński 1979b: 124); „Jesiennych liści, twoich włosów zapach” (Zła kołysanka) (Baczyński 1979b: 90))
Artykuły powiązane
- Janczewska, Marta – Zapach gettowej codzienności
- Śliwa, Anna – Białoszewski – węch
- Bugajski, Marian – Słownictwo olfaktoryczne w różnych tekstach i odmianach polszczyzny
- Bugajski, Marian – Opis czy nazywanie woni w języku
- Brzostowska-Tereszkiewicz, Tamara – Zapach jako koncept krytycznotranslatorski
- Kaniewska, Bogumiła – Myśliwski – zapachy
- Bugajski, Marian – Zmiany w polu semantycznym zapachów
- Bugajski, Marian – Językowe sposoby opisu woni
- Pilch, Urszula M. – Oko i emocjonalność spojrzenia w liryce wczesnego modernizmu
- Piotrowska, Agnieszka Ewa – Etymologia wyrazu zapach i pokrewnych