Oralność

Najczęściej występującym nieporozumieniem, związanym z oralnością, jest mimowolna skłonność do patrzenia na ten system komunikacji społecznej poprzez pryzmat czy to naszego współczesnego pojęcia ustności jako takiej, czy też doświadczeń poszczególnych dziedzin, jak sztuka wymowy (retoryka), czy sztuka deklamacji. Tymczasem dla oralności najważniejsza jest nie sama ustność, jako środek przekazu, co przede wszystkim system kumulowania i zachowania uniwersum dostępnej ludzkiej wiedzy bez powierzania jej zasobów jakimkolwiek materialnym nośnikom, takim jak pismo, druk, czy elektroniczne przekaźniki informacji. To wyłącznie wewnętrzne (wewnątrzpsychiczne) „składowanie” wiedzy odróżnia oralność od wszystkich następnych systemów komunikacji – choć oczywiście można dyskutować, czy to, co Walter Jackson Ong nazwał „psychodynamiką oralności” (o której za chwilę nieco szerzej), nie jest także swoistą „technologią”, której poddane zostało „żywe” (spontaniczne) słowo, tyle że technologią czysto duchową. Co więcej, tak umiejscowiona i tak funkcjonująca oralna noetyka, wbrew pozorom, nie odwołuje się wyłącznie do słuchu – bazuje na wszystkich zmysłach, przede wszystkim wzroku i dotyku, ale także sporadycznie zapachu i smaku. Poprzez całą tę sferę sensualną przekazywany jest kontekst sytuacyjny wypowiedzi, będący w komunikacji oralnej jej nieodzownym, organicznym składnikiem. Podobnie sam werbomotoryczny sposób przekazu skierowany jest na całość aparatury sensualnej, w tym przypadku konkretnego, a nie potencjalnego odbiorcy (Ong 1972). Bo trzeba w tym miejscu przypomnieć, że przekaz oralny ma charakter jednorazowego wydarzenia przebiegającego w czasie. Związanie słowa z przestrzenią (pismo, druk) umożliwiło powstanie „dyskursu autonomicznego”, uwolnionego od swojego pierwotnego kontekstu sytuacyjnego i dzięki tej abstrakcyjności nabywającego zdolność do wpisywania się w szereg nowych kontekstów, w całym ich historycznym i socjologicznym zróżnicowaniu (Olson 2010). W przypadku oralności jest to niemożliwe. Na tym polega zarówno jej siła – pełnia i autentyczność międzyludzkich relacji komunikacyjnych nigdy już w sposób całkowicie zadowalający nieodzyskana w następnych systemach; jak i jej słabość – wysoce ograniczona możliwość duplikacji.

Od czasu epokowego odkrycia Milmana Parry’ego, wykazującego że Homer (w Iliadzie i Odysei) posługiwał się gotowymi „prefabrykatami” treściowo-metrycznymi (Parry 1928), znamy ogólne zasady oralnej noetyki, zapewniające sukces wspomnianemu tu wewnętrznemu „składowaniu” ludzkiej wiedzy. Jest to nade wszystko powszechny obowiązek pernamentnego powtarzania (przyjmujący postać wypracowanych technik memoryzacji, w tym szczegółowych rozwiązań metrycznych), a także świadome zwalnianie tempa percepcji podczas aktów komunikacji, ułatwiające samo zapamiętywanie. Owo przekonanie, że wiedza niepowtarzana ulegnie zatraceniu i koncentrowanie głównego wysiłku umysłowego właśnie na ciągłej repetycji i memoryzacji, tak w przypadku jednostek, jak i całych społeczeństw, Eric A. Havelock określił mianem „oralnego stanu umysłu”, różniącego się w sposób istotny od fazy pełnej piśmienności, uaktywniającej analityczne możliwości ludzkiego poznania (Havelock 2007).

Opracowana i uporządkowana przez Waltera J. Onga „psychodynamika oralności” uszczegółowia i konkretyzuje wyżej wymienione ogólne zasady (Ong 1972). Występuje tu między innymi znana również później ludziom pisma, ułatwiająca zapamiętywanie technika polegająca na posługiwaniu się równoważnymi, zrytmizowanymi jednostkami składniowo-treściowymi (patterns), częstokroć ujętymi w tę samą „platformę” (float) rytmiczną, regulowaną zarówno długością oddechu śpiewającego rapsoda, jak i kinetycznością ruchów jego ciała. Jeżeli w taką strukturę wpisywane są warianty tych samych konwencjonalnych przedstawień (charakterystycznych np. dla archaicznej epiki heroicznej), powstaje styl formularny wyjaśniający zagadkę pamięciowego opanowania niekiedy bardzo rozległych narracji (Lord 2010). Pieśniarz wcale nie powtarza wciąż tego samego – tylko zbliżone do siebie treściowo warianty ujęte w te same warunki metryczne, które opanowuje tak pamięcią, jak i całym ciałem oraz głosem.

Innym z podstawowych zabiegów jest redundancja, którą znamy również z wczesnej piśmienności (u nas klasycznym przykładem jest Żywot człowieka poczciwego Mikołaja Reja) i którą zwykliśmy traktować jako niepotrzebny balast i przejaw niedowładu syntaktycznego. W tradycji oralnej pełni ona ważną funkcję – w sposób sztuczny spowalnia posuwanie się do przodu toku narracji, umożliwiając zapamiętywanie poszczególnych komponentów treściowych (formuł). Dla psychodynamiki oralności właściwe jest także zabarwienie agonistyczne, będące reliktem rytualnego „przezywania się” (flyting), właściwego pierwszej fazie konfliktów międzyplemiennych. Przekaz oralny jest zawsze wyłącznie sytuacyjny – posługuje się obrazami konkretnych postaci i ich czynów i prowadzi do pełnego, somatycznego wręcz utożsamienia z nimi zarówno samego rapsoda, jak i jego słuchaczy. Według Erica A. Havelocka, właśnie to hamowało dalszy postęp ludzkiej myśli, dlatego też najważniejszy twórca „cudu greckiego” na przełomie V i IV w. p.n.e., Platon, w swym Państwie tak zaciekle zwalczał poetów oralnych. Pełna, mentalno-somatyczna identyfikacja z treścią przekazu skutkuje nie tylko słabym (albo żadnym) rozdzieleniem podmiotu i przedmiotu poznania, ale również tendencją do ukazywania człowieka w bezpośrednim powiązaniu z makrokosmosem, jako aktora działających tam sił kosmicznych, przy czym rzeczywistość ta pojmowana jest holistycznie i homeostatycznie zarazem. Utwierdza więc archaiczny mit i krępuje samodzielne poznawanie i analizowanie otaczającej rzeczywistości. Przewrót w myśleniu, jaki zainicjował grecki filozof, rozegrał się w istocie przy pomocy dość prostych zabiegów. Zastosowanie uproszczonej metody dialektycznej stawiało wymaganie przeformułowania wypowiedzi (np. z poezji na prozę), a tym samym porzucenia gotowych, wygodnych formuł tradycji oralnej. Umożliwiło to oddzielenie podmiotu poznającego od przedmiotu poznania, bo ten pierwszy (psyche) przestał być siłą kosmiczną – na przykład tchnieniem, oddechem – a stał się „duchem, który myśli”, podmiotem działania moralnego i jednocześnie poznania naukowego. Dzięki temu powstała nowa przestrzeń mentalna, w której logos mógł zastąpić mythos, co z kolei umożliwiło powstawanie systemów spekulatywnych, takich jak teoria idei (Havelock, 2007).

Wróćmy jednak jeszcze do psychodynamiki oralności. Charakterystyczna jest tutaj także pernamentna homeostaza, wciąż korygująca utrwalony obraz przeszłości względem wymagań, jakie stawia obecna teraźniejszość. Tradycja oralna nie zna też półtonów i niedopowiedzeń. Występują w niej wyłącznie postacie „ciężkie”, będące monolitami zbudowanymi wokół jednej zazwyczaj, wybranej cechy charakteru (np. przebiegłość Odysa, zapalczywość Achillesa etc.).

Pomiędzy oralnością a pełną piśmiennością istnieją fazy pośrednie, a same początki pisma związane są z zupełnie inną dziedziną, niż potrzeba narracji, realizowana z powodzeniem przez tradycję oralną. Opisany przez Jacka Goody’ego „cud asyryjski” (3300 r. p.n.e.) ograniczał się niemal wyłącznie do niesyntaktycznego użycia pisma. Pismo klinowe wchodzi bowiem w sferę, którą wcześniej obsługiwały gliniane żetony i takież koperty, służące administracyjnym funkcjom dystrybucji dóbr, prowadzonej przez świątynie i pałac władcy w dawnej Mezopotamii, a także nieco później Egiptu. To „lista”, a nie tekst w naszym rozumieniu, zapoczątkuje istnienie pisma (Goody 2006). Natomiast pełna interioryzacja pisma (uczynienie go narzędziem ludzkiej myśli), która jednocześnie wyznacza kres oralności – wciąż pozostaje kwestią otwartą i dyskusyjną. Eric A. Havelock pomiędzy oralnością a pełną piśmiennością wyznaczył dwie formy pośrednie: piśmienności rzemieślniczej (pismem posługują się nieliczni „fachowcy” od inskrypcji i rachunków – reszta społeczeństwa jest niepiśmienna) oraz półpiśmienności (semi-literacy) – pismem posługuje się już spora część społeczeństwa, ale głównie po to, aby posiadaną wiedzę ponownie wprowadzić w obieg oralny. Powszechne użycie pisma nie wyznacza zatem automatycznie kresu oralnego stanu umysłu (Havelock, 2007). Z drugiej strony badacz ten właśnie w czasach Platona skłonny jest widzieć zasadniczy zwrot w tej mierze, który na stałe już zaciążył nad obliczem kultury europejskiej. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana i odmiennie się przedstawia w różnych regionach naszego kontynentu. Przede wszystkim jest to proces znacznie rozciągnięty w czasie, a przy tym nieprzebiegający bynajmniej jednokierunkowo, lecz przybierający również, na zasadzie reakcji, dialektykę zwrotną, z tendencjami wiodącymi w przeciwnym kierunku.

Przykładem na to jest chociażby kultura polska, w której, po okresie ustności i piśmienności rzemieślniczej właściwej wiekom średnim, następuje przejściowy etap stabilizacji piśmienności pełnej, głównie zresztą za sprawą dynamicznie rozrastającej się „galaktyki Gutenberga”. Trzeba jednak pamiętać, że druk sam w sobie nie zabezpieczał przed występowaniem reliktów oralności, czego najlepszym u nas przykładem może być, drukowana przecież, Kronika wszytkiego świata Marcina Bielskiego (Śnieżko 2004). Ten okres wstępnej stabilizacji przerywa już w połowie XVII w. silna reakcja w postaci barokowego „wieku rękopisów”. W tym „cofnięciu się” druku na korzyść obiegu rękopiśmiennego należy widzieć symptom szerszego procesu – kontrnatarcia tradycji oralnej, obsługującej ówczesny, nastawiony na niezmienne trwanie, świat pamięci – w czym można upatrywać reakcji na zbyt pośpieszne i błyskotliwe sukcesy rozprzestrzeniającego się, analitycznego świata pisma. Szereg reliktów „oralnego stanu umysłu” przemówi charakterystycznymi dla późnego baroku strategiami artystycznymi, zarówno w ówczesnych sztukach plastycznych (kariera „gadających obrazów”, skomplikowana gra, jaką z widzem prowadzą ówczesne skarbony duchowne, pompa funebris w jej oralnym i proksemicznym wymiarze etc.) jak i w piśmiennictwie (dominacja fabuły epizodycznej w dramacie czasów saskich, przekazywanie sobie gotowych treściowo-wersyfikacyjnych „prefabrykatów” przez następujące po sobie pokolenia poetów, czy też posługiwanie się przez nich w sposób ostentacyjny ikonograficznymi wzorcami pamięci itp.) (Prejs 2009). Kres owemu spontanicznemu powrotowi tradycji oralnej położy dopiero w 2. p. XVIII w. ostateczne zwycięstwo estetycznej doktryny klasycyzmu oświeceniowego, całkowicie już wywodzącego się z analitycznej kultury pisma. Ale też jest to zwycięstwo (i jednocześnie europeizacja naszej kultury) jakby nie całkowicie do końca. Tradycja oralna w sposób, chciałoby się rzec, podstępny wróci jeszcze w literaturze naszego romantyzmu, zarówno w pewnych gatunkach, np. w gawędzie, jak w sztandarowym arcydziele tego okresu, w Panu Tadeuszu Adama Mickiewicza (Opacka 2006).

W nowszych badaniach nad oralnością dominuje zgodna tendencja do niwelowania ostrości rozdzielenia oralności i piśmienności jako dwóch przeciwstawnych sobie systemów komunikacji społecznej. Ostrość tego rozdziału wyrosła zresztą, jak się później okazało, ze zbyt pośpiesznego i jednostronnego przyswojenia dorobku teoretycznego założycieli „szkoły z Toronto” – Onga, Havelocka i Goody’ego. Dużym zainteresowaniem cieszy się na przykład dorobek „późnego wnuka” tej szkoły, Davida R. Olsona. Odczytywany on jest właśnie jako teoria w tej mierze w dużym stopniu mediacyjna. Olson bowiem z jednej strony wykazuje, jak piśmienność długo i cierpliwie „uczyła się” odzyskiwania utraconej intencji, której nośnikiem był kontekst komunikacji oralnej – co zresztą dobrze się owej piśmienności przysłużyło, doprowadzając do daleko posuniętego udoskonalenia i wysubtelnienia jej „narzędzi” intelektualnych. Z drugiej strony badacz ten udowadnia, że oralność w istocie posiadała już szereg cech, które my uważaliśmy do tej pory za wytwór zaawansowanej piśmienności. Tradycja oralna także wytworzyła swoją metalingwistykę (np. „modyfikatory” w miejsce naszych aktów mowy), również świadomie, w celach lepszej ekspresji, sięgała po środki poetyckie. Nie zmienia to jednak, zdaniem Olsona, faktu zasadniczej przemiany, jaka nastąpiła – obecnie to pismo jest modelem dla mowy, a nie odwrotnie (Olson 2010).

Kwestią wciąż otwartą i żywo dyskutowaną jest to, czy model komunikacji właściwy nośnikom elektronicznym, a przede wszystkim Internetowi, w swej istocie należy uznać za „oralność wtórną”, tak jak zaproponował to swego czasu w kilku swoich studiach Walter Jackson Ong (Ong 2009), czy też mamy do czynienia z zupełnie nowym etapem, dla którego trzeba wypracować odmienną, niestosowaną dotąd aparaturę teoretyczną.

Artykuły powiązane