Doświadczenia duchowe a doświadczenia zmysłowe

Eksponowanie cielesności podmiotu, podkreślanie jego zmysłowego kontaktu ze światem bywało w dwudziestowiecznej poezji polskiej formą wyrazu dla postaw i orientacji antymetafizycznych. Przykładowo, somatyczno-sensualne nasilenie wierszy futurystycznych we wczesnych latach dwudziestych ubiegłego stulecia tłumaczy się często jako wyraz sprzeciwu wobec literatury najbliższej przeszłości, uznawanej za nadmiernie „uduchowioną”, lekceważącą biologiczny wymiar egzystencji. Ale nie zawsze i niekoniecznie tak bywało: z silnym nastawieniem sensualnym spotykamy się także w dwudziestowiecznej poezji podejmującej próbę mówienia o, rozmaicie pojmowanych, doświadczeniach duchowych. Przykładami – jednymi z wielu możliwych do rozpatrywania – jest w tym względzie twórczość Jerzego Lieberta (1904-1931) oraz Aleksandra Wata (1900-1967). Obaj wymienieni poeci interesowali się sytuacją, w której to, co zmysłowe staje się „prześwitem” transcendentnego sensu. Ich zainteresowania przyjmowały jednak radykalnie różne formy, prowadząc do gruntownie odmiennych rezultatów.

Jerzy Liebert: teofania – brutalność – miłosierdzie

Tom Gusła, opublikowany w roku 1930 i wyznaczający próg artystycznej dojrzałości Jerzego Lieberta (debiutancka Druga ojczyzna z roku 1925 ma jeszcze charakter w znacznej mierze juwenilny), zawiera wiersz pt. Skrzydło niewidzialne. Utwór ten stwarza dogodny punkt wyjścia dla refleksji poświęconej związkom „sensualnego” i „metafizycznego” w Liebertowskiej poezji. Jego pierwsza strofa, ujęta w strukturę wyliczeniową, intensywnie mnożąca rzeczowniki („Lądy, wody, obrazy, słońca i obłoki…”) (Liebert 1976: 134) uruchamia dyskurs o istnieniu świata. Jest to dyskurs raczej „perspektywiczny” niż „esencjonalistyczny”: rzeczywistość przedstawiona zostaje jako nieprzerwana wiązka zróżnicowanych wrażeń, odbieranych za pomocą zmysłów, płynących przez percypującą świadomość. Takiemu ontologiczno-epistemologicznemu rozpoznaniu towarzyszy retoryka nostalgii: przepływ bodźców opisywany jest w kategoriach utraty, niepochwytności, pustki, przemijania, opuszczenia.

Strofa ostatnia przynosi jednak gwałtowną reorientację myślową:

[brak autora] : Skrzydło niewidzialne: 134

Jest chwila, gdy w płynącej poprzez nas kaskadzie
Czujemy nagle skrzydło, które nas owiewa
Wonią mocniejszą stokroć nad woń ziół i drzewa –
Wynosi niewidzialne i przed Bogiem kładzie.

Podczas gdy świat równocześnie powierza się i umyka ludzkiej świadomości, pozostawiając ją w stanie nienasycenia, Bóg wyrywa człowieka ze świata i zaspokaja ten głód, wypełnia obecnością jego opuszczenie. Ten sam podmiot, który odczuwa istnienie świata, odczuwa też działanie Boga. O ile jednak odczuwanie świata ma charakter oczywisty, zmysłowy i polisensoryczny, odczuwanie Boga pozostaje aktem (procesem? doświadczeniem?) znacznie trudniej definiowalnym i komunikowalnym. Spójrzmy, w jaki sposób przebiega w cytowanej strofie próba metaforycznego opisu doświadczenia kontaktu z Bogiem. Z jednej strony „skrzydło” będące symbolem Bożej ingerencji w porządek czasu i przestrzeni określone zostaje mianem „niewidzialnego”, z drugiej zaś czytamy, że „owiewa / Wonią mocniejszą stokroć niż woń ziół i drzewa”. W obrębie jednej i tej samej frazy eksponowana jest zatem przekładalność i nieprzekładalność doświadczenia mistycznego na język ciała i zmysłów. Mówiąc jeszcze inaczej, koncept poetycki waha się pomiędzy dwiema opcjami: wyłączenia i włączenia zmysłowości, sensualizacji i desensualizacji metafory.

Jeśli z miejsca wyznaczanego przez ostatnią strofę Skrzydła niewidzialnego spojrzymy teraz na szerszy pejzaż „metafizycznej” poezji Jerzego Lieberta, dostrzeżemy z łatwością, że „opcja sensualizacji” pozostaje aktywna w najważniejszych wierszach-próbach przedstawienia relacji Boga i człowieka. Autor Guseł i Kołysanki jodłowej jest wierny silnej, tyleż artystycznej, co moralnej, intencji. W języku współczesnej teorii literatury intencję tę można wypowiedzieć następująco: Liebert chce być konstruktorem językowych reprezentacji doświadczenia mistycznego (Szczepan-Wojnarska 2003: 175-277). Sprawdza możliwość takiego języka, w którym podmiot zdołałby wypowiedzieć – choćby ułomnie, choćby zniekształcająco – swoją „odczuwalność Boga”. Sięganie po kategorie sensualno-cielesne pozostaje niewątpliwie jednym z podstawowych gestów, wykonywanych przez poetę w tym porządku zamierzeń.

Pod jednym względem Skrzydło niewidzialne jest jednak utworem nietypowym dla metafizyczno-cielesnej poezji Jerzego Lieberta. Sensualnym ekwiwalentem doświadczeń mistycznych są w tym utworze doznania bardzo intensywne, hiperbolizowane nawet (woń, którą roztacza „niewidzialne skrzydło” przewyższa „stukrotnie” wszelkie ziemskie wonie), na pewno jednak nieprzykre, niebolesne czy groźne. Tymczasem w najsłynniejszych Liebertowskich wierszach (z Jeźdźcem na czele) dzieje się inaczej: podmiot próbujący wyrazić swoje „doznawanie Boga” figurą opisu czyni odczucia bólowe, takie jak zranienia, oparzenia, uderzenia. Można nawet powiedzieć, że brutalizacja duchowej autobiografii podmiotu mówiącego stanowi część rozpoznawalnej sygnatury Liebertowskiej poezji.

Za utwór paradygmatyczny wolno tu uznać dialogizowany liryk pt. Anioł pokoju z tomu Gusła. Wiersz ma formę mini-dramatu, którego osobami są tytułowy Anioł Pokoju, wysłannik Boga i egzekutor Jego planów, oraz człowiek doznający lęków i niepokojów związanych z uświadamianą grzesznością, słabością, bezbronnością. Obaj interlokutorzy, choć nierówni co do swego statusu i wiedzy, przestrzegają jednej zasady regulującej ich dyskurs teologiczny i antropologiczny: jest to zasada translacji „z duchowego na zmysłowe”. Głosi ona, że działanie bodźców dotykowych, temperaturowych czy smakowych na ludzkie zmysły może stać się symboliczną figurą, przybliżającą istotę duchowego oddziaływania Boga na człowieka. Różnica między perspektywą ludzką i anielską tkwi tylko w jednym, acz nader istotnym, szczególe. Człowiek, mówiąc o swoich wyobrażeniach na temat działania Boga, odwołuje się do „jakości zmysłowych łagodnych”; anioł, mówiąc o rzeczywistym charakterze Bożego postępowania z człowiekiem cierpliwie koryguje naiwną ludzką metaforykę i podmienia „jakości łagodne” na „ostre” (rozróżnienie na „ostre” i „łagodne” jakości zmysłowe wprowadzam na zasadzie analogii do klasycznej dystynkcji: jakości estetyczne łagodne – ostre).

Jerzy Liebert : Anioł pokoju: 164

– Myślałem, że Twoje objęcia
Są jak mięta wonne i miękkie.
– A trawy zadały cięcia.
– Myślałem, że jak rzeki czyste,
Niezatrute potoki ojczyste,
Dasz mi wodę przaśną i słodką.
– A jam cię płomieniem dotknął.
– Myślałem, że jak ziemia ciepła,
Będziesz we mnie szedł o południach,
Moje rosy wypijesz zimne.
– Jam ci wtedy dał chłód jak studnia.

Ludzkie oczekiwania wobec Boga mają strukturę dyskursywną, przyjmują postać tekstu o naturze jawnie tropologicznej (z dominantą jednego tropu – porównania). Krytyczny komentarz sformułowany przez Anioła Pokoju kwestionuje porządek ludzkiej narracji. Jedne porównania ulegają radykalnemu przepracowaniu: „objęcia” Bożej łaski rzeczywiście są podobne do roślin, ale nie „wonnych” ani „miękkich”, lecz ostrych, takich którymi można „zadawać cięcia”, ranić i chłostać. Inne znów analogie ulegają swoistej dekompozycji i przemieszczeniu: Bóg przychodzi „jak płomień” wówczas, gdy człowiek pragnie Boga działającego „jak woda”; Bóg upodabnia się w swym działaniu do chłodu studziennej wody, kiedy człowiek definiujący samego siebie obrazem „rosy zimnej” pragnie Boga „jak ciepła”. Ta swoista dekonstrukcja ludzkiego dyskursu prowadzi do jednej lekcji: Bóg, gdy przychodzi do człowieka, przychodzi zawsze inaczej, niż człowiek mógłby się spodziewać. Nie spełnia oczekiwań, nie wpisuje się w struktury projektujących, interpretujących narracji. Gramatyka i retoryka teofanii różni się od gramatyki i retoryki naszych wyobrażeń oraz presupozycji.

Tom Gusła przynosi całą sekwencję utworów, w których „jakości sensualne ostre” służą wyrażaniu doznań duchowych, związanych z takimi doświadczeniami wiary jak: pokuta, nawrócenie, wyrzuty sumienia, modlitwa, iluminacja itp. I tak: Bóg pozwala się odczuć człowiekowi w potężnym dźwięku dzwonu, który rani i miażdży (Dzwony) (Liebert 1976: 148), podmiot doświadczający Bożej obecności i bliskości czuje się „stratowany” i „zbity” (Jeździec) (Liebert 1976: 157), grzesznik modli się do świętej, która sama została „światłami Boga pobita”, aby ona „biła” teraz w jego egoistyczne serce, „gięła” je i „łamała” swą „złoconą nogą” (Św. Katarzyna genueńska) (Liebert 1976: 150). Spotkanie z Bogiem przedstawione zostaje jako pożar, ogarniający człowieka wraz z całym jego domostwem (Zaślubiny) (Liebert 1976: 138-139). Wszystkie te obrazy, formuły i określenia służą zakomunikowaniu jednej centralnej myśli: wkroczenie Boga w ludzkie życie bywa bolesne dla człowieka osadzonego w grzesznych porządkach, strukturach, kontekstach, ale jest to ból terapeutyczny. Taki, który w ostateczności nigdy nie łamie, lecz uzdrawia, nie zatraca, lecz ocala. „O, czemu tak niepojętą / Sprawujesz nade mną władzę / I skrzydeł Twych dotyk bolesny?” – na tak postawione pytanie Anioł Pokoju udziela jednoznacznej odpowiedzi: „Bo cię kocham i do jutra prowadzę”. A za chwilę dodaje: „Ukochałeś, bom ciebie zranił” (Anioł pokoju) (Liebert 1976: 164). Taka też jest pointa metafizycznej liryki Jerzego Lieberta. Stoi za nią pomyślenie i wyobrażenie Boga gwałtownego, nacierającego, „niebezpiecznego”, a zarazem czułego i miłosiernego.

Aleksander Wat: dermo-teofanie, akustyczne iluminacje

Intensywny somatyzm i sensualizm poezji Aleksandra Wata wiąże się przede wszystkim ze sprawą bólu, traktowanego jako najsilniej realne, skrajne doświadczenie ludzkie, domagające się utekstowienia i tekstotwórcze zarazem, stymulujące czynność mnożenia słów (zob. Dziadek 1999, Venclova 1997: 313-316). Wiersze autora Ciemnego świecidła można też odczytywać w (nieco) innym kluczu. Kanał doznań sensorycznych, głównie, choć nie wyłącznie, dotykowych, bywa bowiem w poezji Wata przedstawiany jako kanał komunikacji z rzeczywistością niematerialną, duchową. Ekstatyczna pochwała skóry zawarta w trzeciej Odzie z tomu Ciemne świecidło (1968) jako przedmiot poznania zmysłowego wskazuje świat namacalny, widzialny i mierzalny („Skórą doświadczałem Stworzenia, darów pełnego, życzliwych powierzchni”, „skórą próbowałem każdej rzeczy ziemskiej” (Wat 1992: 314)), ale też brawurowo poszerza zakres kompetencji skórnego sensorium. Czytamy przecież: „skórą próbowałem […] każdej spotkanej z nagła rzeczy anielskiej; poniechawszy dysput, skórą przepytywałem Boga swego” (Wat 1992: 314-315). Jak przyjąć, jak potraktować taką proklamację?

Zapewne, można w niej usłyszeć hiperboliczną bufonadę, odsyłającą do futurystycznych tonacji wczesnej poezji Wata, a więc ku poetyce skandalu, prowokacji czy blasfemii. Można jednak postąpić inaczej. Fraza mówiącą o Bogu doznawanym dotykowo, odczuwanym skórą, zyskuje na powadze, jeśli czyta się ją jako składnik ostatniego tomiku Wata, jeśli zechce się ją zobaczyć w niepokojącym blasku Ciemnego świecidła. To przecież w tej konstelacji tekstów pojawia się wiersz opowiadający nader szczegółowo o bezpośrednim, bliskim spotkaniu pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Spotkaniu, w którym właśnie skóra – i to w całej swojej powierzchni – odgrywa istotną rolę.

Aleksander Wat : *** („Tej znów nocy…”): 337

Tej znów nocy, dobrze po północy,
przyszedł do mnie P.B.
Tym razem w postaci dżdżownicy,
4 metry 20, tak wymierzyłem
z pierwszego wejrzenia. A pokój mój
ma niecałe 3 metry.
Przeto skurczył się
jak sprężyna pod palcem.
Poczem owijał się wokoło mnie, bez pośpiechu,
w miarowych ruchach. Coraz szczelniej.
Poprzez miękką włochatość jego czułem kręgi
twarde jak kauczuk. Nie krzyczałem, choć bolało.
Wiadomo: co czyni, czyni z miłości dla mnie.

Jeśli w Odzie mowa była o człowieku, który „skórą przepytuje Boga swego”, tutaj mówi się o Bogu, który wyposaża się w makabryczną cielesność i poprzez skórę właśnie, poprzez skryte w niej receptory, pozwala człowiekowi odczuwać swoją obecność, bliskość, realność. Jaka jest wszakże właściwa treść cielesnego, zmysłowego objawienia, treść tej przedziwnej „dermo-teofanii”? Czego człowiek dowiaduje się o Bogu od Boga (i poprzez skórę)? Chyba jednego głównie: Bóg boli. Przyjście Boga jest równoczesne z przyjściem bólu (Nawrocki 2010: 167-176). Na tę „teologię skóry”, ubogą wprawdzie, lecz zdobytą osobistym doświadczeniem, nakłada się w ostatnim wersie wiedza powszechna, niesiona przez katechizmowy dyskurs: wszystko, co Bóg czyni człowiekowi, czyni z miłości. Finał wiersza zarysowuje w całej ostrości problem relacji między odczutym i wiadomym. Jaki jest rezultat takiej konfrontacji? Na poziomie bezpośrednich deklaracji doświadczenie cielesne zostaje podporządkowane wiedzy – nie krzyczałem z bólu, ponieważ wiem, że był on wyrazem miłości. Pod warstwą deklaracji wytwarza się jednak efekt rozpaczliwej ironii, kwestionującej oczywistość opinio communis, demaskującej i oskarżającej gwałtownego prześladowcę.

Marian Stala sformułował przed laty ciekawą propozycję porównawczej lektury *** (Tej znów nocy…) Aleksandra Wata oraz Zachwycenia Juliusza Słowackiego (Stala 1991: 46-47). Jak mogłoby przebiegać takie porównanie, do jakich spostrzeżeń pozwoliłoby dotrzeć – warto sobie wyobrazić. W wierszu dwudziestowiecznym wzniosłe i święte misterium tremendum zastąpione zostaje przez doznanie wyłącznie już traumatyczne (urazowe w sensie psychofizycznym). Boga ognistego, zarazem potężnego i czułego, zastępuje P.B. w postaci monstr-groteskowej, człowieka zlęknionego i zachwyconego – człowiek cierpiący i (auto)ironiczny. Wreszcie, co najistotniejsze w perspektywie studiów nad sensualnością w kulturze, utwory Słowackiego i Wata różni skala zmysłowych, cielesnych doznań podmiotu opisującego swoje (quasi)mistyczne doświadczenia. Podmiot Słowackiego czuje się w bliskości Boga równocześnie i „przywalony” i „porwany”. Oba odczucia, wzajemnie się neutralizując, podlegają nadto swoim własnym procedurom zaprzeczenia. „Przywalony” – ale „lekkości skałą”, „porwany” – lecz przecież „z łoża nie zdjęty” (Słowacki 1952: 180). Tymczasem podmiot Wata czuje w bliskości P.B. jedynie „miękką włochatość”, po chwili zaś „twarde jak kauczuk kręgi” – i ból. Zaiste, radykalna to różnica. W wierszu romantycznym teofania może być tłumaczona na język zmysłów jedynie wówczas, gdy język ten osunie się w oksymoron i paradoks. W wierszu dwudziestowiecznym zmysłowy język teofanii przeraźliwie się upraszcza, gubi polisemię, wybiera jednoznaczność: Bóg przekłada się na ból.

Utwór z Ciemnego świecidła zaistniałby więc w projektowanym zestawieniu jako negatyw Zachwycenia, jego parodia, przeinaczenie, wybitny anty-liryk mistyczny. Na podobnej zasadzie wiersz Wata parodiuje również omawiane poprzednio wiersze Lieberta. Przyjście Boga, o którym czytamy w lirykach z Guseł, może być odczuwane jako tratowanie, pobicie, miażdżenie czy spalenie, ostatecznie jednak prowadzi zawsze do uleczenia człowieka. Przyjście P.B., o którym czytamy w Ciemnym świecidle, pozbawione jest tej terapeutycznej perspektywy. A w każdym razie: trudno byłoby w tym liryku wskazać jakikolwiek trop językowy (jakieś słowo, zwrot, sygnał brzmieniowo-rytmiczny), wiodący do, słabej choćby, możliwości sensu bardziej optymistycznego, jaśniejszego, konsolacyjnego.

Temat sensualnej mediacji między zanurzonym w świecie podmiotem a rzeczywistością (jakoś) poza-światową, meta-fizyczną nie sprowadza się jednak w poezji Wata do samej tylko kwestii bólu i Boga. Zapewne, jest ona najważniejsza i najciekawsza, jednakże niewyłączna. Na uwagę zasługuje także inny casus: kilkukrotne, wariantywne powracanie pewnej intrygującej sytuacji lirycznej.

Spójrzmy na utwór Pożegnanie z latem, datowany na lato 1956 roku, pisany we Francji i włączony do niezmiernie ważnego dla powojennej recepcji Wata tomiku Wiersze (1957). Utwór ma formę sensualnego raptularza, jego głównym trybem wypowiedzi jest odnotowywanie serii wrażeń zmysłowych, głównie węchowych („Dymu zapach i ciepłego chleba / woń miodna z wiejskiej latryny”) a także wzrokowych („księżyc odsrebrzony na gaj się pokłada”) i słuchowych („w ciszę, która głosy ptaszęcymi gada”) (Wat 1992: 236-237). Ostatni punkt raptularza zdaje się jednak przekraczać konwencję prostej „sprawozdawczości”. Odnotowywany bodziec zmysłowy zostaje zinterpretowany jako „więcej niż bodziec” – wezwanie:

Aleksander Wat : Pożegnanie z latem: 237

wpadł klakson z szosy, jak strzelony z procy.
Wołają nas. Jedźmy… Dokąd?… Po co?…

Dla porównania: pochodzący z tego samego tomiku wiersz Echolalie:

Aleksander Wat : Echolalie: 178-179

Z początku myślałem, że to morza echolalia
powtarza zawsze ten sam-jeden głos, jedno słowo
w różnych modulacjach
gniewu, bólu, tryumfu, wzgardy, rozpaczy, adoracji –
ciągle ten sam-jeden głos, jedno słowo.

Potem odróżniać uczyłem się cierpliwie głos i słowo każdej fali.

Teraz znów słyszę jeden tylko głos jeden głos jeden
jedno słowo
woła mnie
dokąd?

W obu wierszach mamy do czynienia z wariantami tej samej sytuacji: podmiot nawiązuje intensywny, sensualny kontakt z otaczającą go rzeczywistością, z jakimś fragmentem świata, wobec którego jest usytuowany. W pewnym momencie pośród percypowanych danych zmysłowych zaczyna się wyróżniać jeden element, jeden bodziec, który niepostrzeżenie zmienia swój status – staje się sygnałem zarazem niepokojącym i niezidentyfikowanym, wzywającym do przekroczenia dotychczasowego horyzontu (egzystencji, myślenia) i donikąd nieprowadzącym, niczego nieodsłaniającym.

Zapewne, jeszcze to zbyt mało, aby mówić o „akustycznej iluminacji” – właśnie dlatego, że dźwięk docierający do podmiotu nie objawia swojego źródła, nie daje żadnej pewności, że, to, co źródłowe ma charakter transcendentny, metafizyczny czy „niesamowity”. Cytowane wiersze takiego rozstrzygnięcia na pewno nie przynoszą, ale, jak sądzę, dopuszczają taką możliwość. „Klakson z szosy” i „morza echolalia”, pozostając, co do formy dźwiękami wydawanymi przez jadący samochód i płynącą falę, mogą być równocześnie wołaniem od strony czegoś istotniejszego i większego (groźniejszego?) niż szosa i morze. A więc, na przykład, od strony „śmierci”, „nicości”, „wieczności”… A że taka sytuacja komunikacyjna w poetyckim świecie Wata nie tylko jest możliwa, ale po prostu zachodzi, ma swoje miejsce, przekonuje najlepiej znakomity liryk bez tytułu, w Ciemnym świecidle umieszczony bezpośrednio po wierszu o „przyjściu P.B”:

Aleksander Wat : *** („Naprzeciw skwer…”): 338

***
Naprzeciw skwer.
Dzieci bawią się w klasy.
Mleczne mamy robią na drutach.
Ten krajobraz przebija strzała,
a nikt jej nie widzi. Poza starcem,
choć głowę ma zwieszoną,
patrzy w piasek, liczy ziarnka,
słucha jak po blasze nieopodal ściekają wody.
Te wody dają mu wspominać inną – wielką
wielką. Opływającą kontynenty.
Którą skaziła ongi jedna kropla
goryczy.

Dźwięk deszczowej wody spływającej blaszanymi rynnami wywołuje w bohaterze tego wiersza majestatyczne i chyba kojące wyobrażenie „wielkiej wody”, od której rozpoczyna się istnienie świata. Wyobrażenie „wielkiej wody” (zakorzenione w tradycji biblijnej kosmogonii, ale i odnoszące do intertekstu liryków lozańskich, co pozwala wpisać komentowany utwór do kręgu dwudziestowiecznych ech „lozańskiej rzeczy” (Stala 2011: 9-22)) prowokuje z kolei do myślenia o „kropli goryczy”, będącej, jak rozumiem, upostaciowaniem jakiejś nieszczęsnej skazy, raz kiedyś, u progu historii dokonanej i przenikającej, być może na zawsze, być może nieodwołalnie, całą rzecz stworzoną. Ostatecznie więc: proste, trywialne doznanie słuchowe staje się w tym brawurowym, asocjacyjnym skrócie objawieniem (czy raczej: nagłośnieniem) ciemnej prawdy o kondycji świata, historii i człowieka.

Źródła

Źródła

  • Liebert Jerzy, „Pisma zebrane”, t. 1 „Poezja”, oprac. i wstęp Stefan Frankiewicz, Wydawnictwo Więź, Warszawa 1976, cytaty na s. 134, 138, 139, 148, 150, 157, 164.
  • Słowacki Juliusz, „Zachwycenie”, [w:] tegoż „Dzieła”, tom I, oprac. Julian Krzyżanowski, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1952, cytaty na s. 180.
  • Wat Aleksander, „Poezje zebrane”, oprac. A. Micińska, J. Zieliński, Wydawnictwo Znak, Kraków 1992, cytaty na s. 178, 179, 236, 237, 314, 315, 337, 338.

Opracowania

  • Dziadek Adam, „Rytm i podmiot w liryce Jarosława Iwaszkiewicza i Aleksandra Wata”, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 1999.
  • Nawrocki Michał, „A.W. i P.B. (Aleksander Wat: »Tej znów nocy, dobrze po północy…«)”, [w:] tegoż „Okrucieństwo i czułość. Szkice o poezji polskiej XX i XXI wieku”, Wydawnictwo Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie, Tarnów 2010.
  • Stala Marian, „Od czarnego słońca do ciemnego świecidła”, [w:] tegoż „Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1991.
  • Stala Marian, „Szukając śladów wierszy znad Lemanu. Dwanaście uwag o obecności liryków lozańskich w poezji XX wieku”, [w:] tegoż „Niepojęte: Jest. Urywki nie napisanej książki o poezji i krytyce”, Biuro Literackie, Wrocław 2011.
  • Szczepan-Wojnarska Anna, „»…Z ogniem będziesz się żenił«. Doświadczenie transcendencji w życiu i twórczości Jerzego Lieberta”, Universitas, Kraków 2003.
  • Venclova Tomas, „Aleksander Wat. Obrazoburca”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997.

Artykuły powiązane