Sfera doświadczeń zmysłowych, zarówno własnych, jak i tych obserwowanych w świecie, bywała przez wielu poetów współczesnych konfrontowana z refleksją etyczną. Powtarzającym się motywem tych konfrontacji okazywała się chęć zrozumienia, na czym polega szczególny splot łączący często zmysłowość z moralnym indyferentyzmem. Rozmaite oceny tej zależności znajdowały odzwierciedlenie w sposobach odbierania zmysłowych fenomenów.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, poetka, u której sensualny odbiór świata w harmonijny i dyskretny sposób uzupełniał intelektualny namysł, poświęciła tej problematyce wiele utworów. Ważnym źródłem zmysłowości poezji Pawlikowskiej jest erotyzm, pozytywnie przeciwstawiany wartościom zwyczajowo traktowanym jako ważniejsze, szlachetniejsze i bardziej godne poszukiwania. Już w pierwszym tomiku w utworze Złote myśli kobiety przeczytać można przekorne wyznanie: „Zalotność jest pachnąca i różowa, / a mądrość żółta i sucha. // Wolałabym, by mnie Mickiewicz chciał całować, / niż gdyby mnie chciał słuchać.” (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972:28) Dwuznaczny sens tej proklamacji rozwinie poetka w zbiorze Różowa magia: „Kto chce żebym go kochała […] musi […] nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności, i być daleki od dobra i równie daleki od złości” (Kto chce żebym go kochała) (Pawlkowska-Jasnorzewska 1972:32). Sugerowanego amoralizmu – jako ideału zachowania, służącego tyleż erotycznemu spełnieniu, co, bardziej ogólnie, udanej relacji ze światem – nie utożsamia Pawlikowska wbrew pozorom z prostą kontynuacją idei poza dobrem i złem Friedricha Nietzschego. W tym samym wierszu wymarzony kochanek „musi […] przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce. / I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą, […] Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka, / lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.” (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972:31) Celowo lekki ton, charakterystyczny dla poetki, skrywa niebłahe przesłanie: postulat przewartościowania tradycyjnych hierarchii, narzucających antropocentryczną perspektywę oraz – zachętę do porzucenia nudy ludzkich spraw na rzecz akceptującej i pełnej sensualnej wrażliwości obserwacji przyrody. Amoralizm manifestowany w pierwszych tomikach poetyckich autorki Niebieskich migdałów okazuje się przejawem indyferencji tylko z punktu widzenia przyjętego powszechnie w kulturze zachodniej porządku. I tylko z pozoru wydaje się zaledwie demonstracją programowo beztroskiej postawy, choć w przeszłości wielokrotnie tę poezję do podobnego sensu redukowano. Tymczasem niechęć do mieszania osądu etycznego – i szerzej, intelektualnego – z uczestnictwem w zmysłowym bogactwie świata ożywionego jest odwrotną stroną bezwarunkowej afirmacji, jaką poetka ten świat obdarza, fundując swój wybór na określonych podstawach filozoficznych. Niejawne źródła światopoglądu Pawlikowskiej to swoiście zinterpretowany, tj. pozbawiony pesymistycznej nuty schopenhaueryzm, oraz poetycko zaadaptowane idee filozofii indyjskiej (Kwiatkowski 1972, Sandauer 1977, Kluba 2008). W wizji poetki świat poddany działaniu ślepej, żywiołowej woli, która decyduje o dominacji instynktu i zmysłowej spontaniczności powinien być wyjęty spod jurysdykcji moralności. Pawlikowska zrównuje w tym przywileju zarówno odurzonych miłością kochanków, jak i „kukułkę, która grzesząc wypełnia tylko rozkazy przyrody (Pawlikowska-Jasnorzewska 1939: 112). Wyrozumiałość dla niezawinionego okrucieństwa natury („To, co […] spadło […] na heliotrop […] znikło […] i zdążyło tylko zabić niechcący powietrznego przechodnia, motyla […]” (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972:53)) pozwala Pawlikowskiej usprawiedliwić wszelkie akty moralnej obojętności popełniane w imię Erosa: „Matki, zalane łzami od blasku złotymi, / zawyły z wichrem, morzem i lasem do wtóru, […] Lecz w wyludnionych, miejskich, pachnących ogrodach / dwoje jakichś szaleńców siadło obok siebie, / szeptało: jak cudna pogoda! / Dwoje jest nas na ziemi, dwoje słońc na niebie.” (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972:52). U podłoża jej postawy leży bezbronny zachwyt dla sensualnie odczuwanego piękna, które bardziej niż cokolwiek innego chciałaby poetka ocalić: „Spojrzenia, półuśmiechy, czary kilku minut, / ruchy, błyski, wiosenność rozmarzonej róży, / rumieniec amarantu, bladość seledynu, […]włosy płowe, złociste, od jedwabiu miększe, / […] wszystko skazane na śmierć! Niewiadomo za co?” (Skazańcy) (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972: 47-48). Posłużenie się serią metonimii wyodrębniających zmysłowe atuty młodych, jak można się domyślać, osób, zdradza charakterystyczną cechę postawy Pawlikowskiej: podziw dla urody, młodości i cielesnej atrakcyjności traktowanych jako walory niejako samoistne, bezosobowe niemal, będące przepustką do raju witalności, dzielonego wspólnie ze zwierzętami.
W latach 30. w poezji autorki dionizyjskiego Dancingu do głosu dochodzi refleksja etyczna; hinduistyczny z ducha indyferentyzm ustępuje coraz częściej refleksji etycznej, w której główną rolę zaczyna odgrywać po buddyjsku odczuwana litość. To ona skłania poetkę coraz częściej do stawiania pytań o miejsce cierpienia w porządku naturalnym świata, a w chwilach największych wątpliwości każe przedstawić „Matkę Naturę” jako „babsko tęgie, dziwne […] na jęk młodej pierwiastki nieodparcie głuch[e]”. (Matka Natura, z tomu Surowy jedwab). (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972: 138). Za punkt zwrotny, świadczący o znaczącym przewartościowaniu w myśleniu Pawlikowskiej, traktować można wiersz Nieporozumienie, z tomu Balet powojów:
Maria Pawlkowska-Jasnorzewska : Nieporozumienie: 181
Oto zanosi się na śpiew słowika,
Na głos miłości, obcy ziemskim więzom…
W jaśminach – szelest…
Kotka czarno-siwa
Czeka i myśli:
Oto jaśnieje wieniec: galaktyka…
Oto zanosi się na śpiew słowika,
Na głos miłości, obcy ziemskim więzom…
W jaśminach – szelest…
Kotka czarno-siwa
Czeka i myśli:
„Śpiewające mięso
Da znać za chwilę, gdzie go poszukiwać…”
Maria Pawlkowska-Jasnorzewska : Nieporozumienie: 181
Nigdy wcześniej tak silnie w tej poezji nie dał o sobie znać rozziew między odczuciem „Okrucieństwa Natury” (Zawód miłości, z tomu Balet powojów) (Pawlikowska-Jasnorzewska 1972: 170) a pragnieniem jej afirmacji, a zarazem – między światem ludzkim a światem przyrody. Gorzko-ironiczne określenie „śpiewające mięso” odsłania, że to, co dla człowieka jest źródłem sensualnie odczuwanej przyjemności (śpiew ptaka), dla zwierzęcia jest zaledwie sygnałem, gdzie szukać potencjalnej ofiary.
Ostatecznie u progu II wojny światowej znalazła jednak poetka rozwiązanie w ponownie przywołanej idei przyrodniczego amoralizmu. Tym razem jednak nie posłużyła się nią dla legitymizacji własnego biologicznie pojmowanego egotyzmu, ale dla wytłumaczenia „wspaniałej bierności”, np. „wspaniałej obojętności drzew, tych jednostek bez ujemnych czy dodatnich zamiarów” (Pawlikowska-Jasnorzewska 1939: 87-88) W Szkicowniku poetyckim z 1939 roku o okrucieństwo oskarżany jest człowiek, „racjonalny miłośnik zwierząt” – myśliwy (Pawlikowska-Jasnorzewska 1939:70), a nie natura, którą nazywa Pawlikowska „serdeczną matką”, w duchu buddyzmu starając się nadać sens dramatowi indywidualnej śmierci każdej istoty („[Natura, serdeczna matka] życia wrócić jej nie zdoła, ale za to obdaruje nim miliardy podobnych istot dokładnie naśladując ten sam wzór”) (Pawlikowska-Jasnorzewska 1939:95).
Problem konfliktu między wezwaniami moralnymi a rozmaicie dookreślaną dziedziną sensualnych wymiarów rzeczywistości to jeden z wielkich tematów Czesława Miłosza. Już w młodzieńczych tekstach publicystycznych domagał się poeta miejsca dla tego, „co jest powołaniem ludzkim, poza żarciem, miłością i wypoczynkiem” (Miłosz 1938: 138) i nie miał już na myśli postulowanej w czasach Żagarów konieczności odnowy moralnej w obliczu zagrożeń płynących ze strony rozwoju kapitalistycznej ideologii konsumpcji, lecz „rozdarcie między pragnieniem artystycznej doskonałości i nakazami etyki” (Miłosz 1938: 139). Ten wątek, w którym estetyzm, zadowalający jedynie zmysłowe aspekty odbioru literatury, przeciwstawiony został jej zobowiązaniom moralno-metafizycznym, rozwijał poeta w kolejnych artykułach w 1938 roku. Amoralizm artystowskich form sam był przy tym skłonny łączyć raczej z tendencją do „anielstwa”, tj. lekceważenia materialnego aspektu realności i zbyt abstrakcyjnego jej traktowania, dostrzegając jednak zarazem ryzyko „przeceniania instynktów i całej ciemnej strony ludzkiej natury” (Miłosz 1938: 142). Stawką w tym dylemacie okaże się wierność rzeczywistości, wkrótce wystawiona na próbę w obliczu doświadczeń wojny. W tomie Ocalenie z 1945 roku odnaleźć można wszystkie racje tego konfliktu. Kiedy stwierdza Miłosz autoironicznie „Jakże ty mądry jesteś, Adrianie, / że tobie jak staremu chińskiemu poecie / wszystko jedno, co jest, jakie tysiąclecie. / Patrzysz na kwiat i uśmiechasz się. // Jakże ty mądry jesteś, że ciebie nie łudzi / Szaleństwo dziejów ni namiętność ludzi.” (Pieśni Adriana Zielińskiego) (Miłosz 2011: 220), kwestionuje dystans estetyzującegospojrzenia. Kiedy jednak żali się: „Czyż na to jestem stworzony, / by zostać płaczką żałobną? / Ja chcę opiewać festyny, / radosne gaje […]” (W Warszawie) (Miłosz 2011: 228), nie zgadza się również na redukcję sztuki do roli instrumentu wspierającego moralne oceny i domaga się miejsca dla zmysłowości. W tym samym tomie decyduje się jednak Miłosz zamieścić wiersz Siena, zdecydowanie odrzucając pokusę zamknięcia się w sensualnej afirmacji życia, w której estetyzacja odczuć mogłaby prowadzić do estetyzacji form: „Niebieski winnic dym. Słodyczy dosyć. / Ale ta słodycz od ziemi odpycha.” (Miłosz 2011: 149) W istocie aporia estetyzm-weryzm nie przestanie nigdy zajmować Miłosza, który jeszcze w 1979 roku rozważać będzie za Tomaszem Mannem „Moralną potworność […] [leżącą] u podstaw sztuki” (Niemoralność sztuki) (Miłosz 1991: 166).
Jedną z odmian antagonizmu, jaki dostrzega Miłosz między zmysłowym i moralnym, kryje także poruszana przez niego zarówno w poezji jak i eseistyce problematyka okrucieństwa i niewinności natury, funkcjonującej pod absolutnym dyktatem materii i zmysłów. Pierwsze, zawoalowane ślady tej tematyki zawierają już Trzy zimy, jednak pełne jej rozwinięcie przynoszą teksty opublikowane po wojnie. Z pewnego punktu widzenia wiersz Campo di Fiori odczytywać można jako chłodną konstatację, że sprawy ludzi oddanych sensualnej witalności, ani nie przystają w żaden sposób do rzeczywistości umierających, ani też, właśnie dlatego, nie poddają się łatwej ocenie. Sam poeta pozostawia ją przecież w zawieszeniu („Morał ktoś może wyczyta, / Że lud warszawski czy rzymski / Handluje, bawi się, kocha / Mijając męczeńskie stosy.” (Miłosz 2011: 193)), wskazując jedynie, że „ludzki język” nie jest na miarę podobnych, nie-ludzkich zdarzeń. Zbliżoną wymowę ma Walc: „Jest taka cierpienia granica, / którą się uśmiech pogodny zaczyna, / I mija tak człowiek, i już zapomina, / O co miał walczyć i po co.” (Miłosz 2011: 190) Kiedy się doświadcza bezradności wobec zła, stwierdza poeta, tym, co może ocalić, jest trwanie przy życiu w jego elementarnej, biologicznej i zmysłami poświadczonej postaci: „Zapomnij. Nic nie ma prócz jasnej tej sali / I walca, i kwiatów, i świateł, i ech. / Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali, / I oczy, i usta, i wrzawa, i śmiech.” (Miłosz 2011: 191). Zajmuje w tej kwestii odmienne stanowisko niż Zbigniew Herbert, podejmujący ten temat znacznie rzadziej i w innej, pozbawionej znaków zapytania, modalności. Sięgnął po niego m. in. w utworze Substancja, gdzie przedstawił ironiczny obraz „głodzonych – kochających życie / bitych w twarz – kochających życie / których trudno nazwać kwiatem / ale są ciałem / to jest żywą plazmą”, którzy bardziej niż „piękne słowa […] [kochają] tłuste zapachy” (Herbert 2008: 160). W podobny sposób, apelując do zmysłów, kazał Herbert kusić Chórowi w zbudowanym na antyfrazach Prologu: „Na rożnie się obraca cielę. / W piecu dojrzewa chleb brunatny. / Pożary gasną. […] Wyrzuć pamiątki. Spal wspomnienia i w nowy życia strumień wstąp. / Jest tylko ziemia. Jedna ziemia i pory roku nad nią są. ” (Herbert 2008: 315-316)…
Miłosz nie rezerwuje dla ludzi jakiegoś specjalnego miejsca w porządku natury, przeciwnie postrzega ich los jako pokrewny innym żyjącym bytom, poddanym tym samym prawom (Bolecki 1992: 24), odczuciom i cierpieniom. I odwrotnie. Wśród wierszy rozproszonych poety odnaleźć można jeden niezwykle dosłownie ujmujący tę paralelę pod wiele mówiącym tytułem Przyrodzie – pogróżka: „Te morderstwa pająków, te musze dziwactwa / I zabawy bakterii, i zieleń jak rana / Nie bawią mnie, przeciwnie, duszą mnie jak astma. / Naturo! Politycznie jesteś podejrzana. // Dachau koników polnych! Mrówek Oświęcimie!” (Miłosz 2011: 138).
Z ust Miłosza-poety nie pada już później równie jednoznaczne oskarżenie natury, posądzanej o to, że jej atrakcyjna, apelująca do zmysłów powierzchnia, skrywa skandal śmierci („próżno zbrodnie maskujesz zieloną peruką”, (Miłosz 2011: 138)). Przeciwnie, w roli oskarżonego o nieubłagane traktowanie wszystkiego, co żyje, co ma czujące ciało i narażone jest z tego względu na ból i cierpienie, obsadzany bywa w tej poezji kto inny. Wprawdzie w Trzech rozmowach o cywilizacji, kiedy dokonuje Miłosz dekonstrukcji wiary w idylliczność przyrody („Czego tu żal, zapytam? Tygrysa? Lwa? Rekina? / Stworzyliśmy drugą Naturę na podobieństwo pierwszej, / żeby nie wydawało się nam czasem, że żyjemy w raju.”), stwierdza kategorycznie „co wiemy o Naturze, / nie świadczy na jej korzyść. Nasza nie jest gorsza.” (Miłosz 2011: 534), jednak ostateczną odpowiedzialnością obciąża nie tyle naturę pojmowaną jako wypełniające ją poszczególne byty, ile po manichejsku rozumiany, „skażony” złem porządek świata; za słowem „natura” kryje się w poezji Miłosza władztwo „Archonta Ciemności” (Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada) (Miłosz 2011: 673). Klarowne rozróżnienie tych spraw przyniósł tomik Na brzegu rzeki z 1994 roku. W wierszu Do Pani Profesor w obronie honoru kota i nie tylko Miłosz polemicznie odnosi się do artykułu Marii Podrazy-Kwiatkowskiej Przeciw okrucieństwu, uznając grzech, winę i wyrzuty sumienia za fenomeny specyficznie ludzkie i z tego powodu sprzeciwiając się oskarżaniu natury: „Koty bawią się myszą czy półżywym kretem, / Myli się jednak Pani, to nie z okrucieństwa. / Po prostu widzą rzecz, która się rusza. // Bo jednak zważmy, że tylko świadomość / Umie na chwilę przenieść się w to Inne, / Współ-odczuć mękę i panikę myszy. // I tak jak kot, jest cała przyroda, / Obojętna niestety na zło i na dobro, / Obawiam się, że kryje się tutaj dylemat.” (Miłosz 2011: 1095) Poeta wyraźnie przeciwstawia czysto sensualne reakcje („widzą rzecz, która się rusza”) zdolności empatii.
Podobnie rozstrzyga Herbert. Jednak choć widzi w świecie skandal cierpienia, nie szuka dla niego eschatologicznej racji: ani nie obarcza natury winą, ani jej nie usprawiedliwia. Stwierdza jedynie: „Naprawdę między przyrodą a losem ludzkim / nie ma istotnego związku […] Tyle można tylko o tym uczciwie powiedzieć” (Góra naprzeciw pałacu) (Herbert 2008: 345). Miłosz, widząc w przyrodzie „rzeźnię dymiącą od krwi” (Miłosz 2011: 1095), nie potrafi zrezygnować z prób zadośćuczynienia dla cierpiących z tego powodu istnień. Poetycką konsolację znajduje ostatecznie w idei apokatastasis1Apokatastasis – (z gr. „odnowienie”) pojęcie ukształtowane w patrystyce wczesnochrześcijańskiej (Orygenes, Grzegorz Z Nyssy) na podstawie słów św. Piotra z Dziejów apostolskich (3, 21): „[…] Jezusa, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy, co od wieków przepowiedział Bóg przez usta swoich świętych proroków”. Początkowo dotyczyło odnowienia dóbr zbawczych, które ludzie posiadali w raju, a z czasem zaczęło być rozumiane jako zapowiedź przywrócenia całego stworzenia, nawet grzeszników, do stanu doskonałej szczęśliwości. Odrzucone przez Kościół katolicki., którą nazwał „odcierpieniem”, oraz w zawieszającym etyczny sąd zachwycie nad pięknem dostępnego zmysłom świata. Herbert nie umie znaleźć pociechy. Kiedy zestawianaturalistycznyopis „ptaka, a właściwie żałosny szczątek ptaka zjadanego przez pasożyty” z opinią przyrodnika, nieprzypadkowo utrzymanej w sensualnej metaforyce („Wbrew pozorom to, co widzimy, jest rumianym owocem albo, jeśli wolisz, pąsową różą życia.”), stwierdza bez złudzeń: „Trzeba dbać o to, by gęsta tkanina oddechu i duszenia nie pękła w żadnym miejscu, gdyż wtedy ujrzelibyśmy coś znacznie gorszego od śmierci i bardziej przerażającego od życia.” (Herbert 2008: 223) Jego jedyną obroną pozostaje współczucie i czułość, „wypierając wierność i cierpienie”. (Kornhauser 2001: 6)
Źródła
Źródła
- Herbert Zbigniew, „Wiersze zebrane”, oprac. edytorskie Ryszard Krynicki, Wydawnictwo a5, Kraków 2008, cytaty na s. 160, 223, 315-316, 345.
- Miłosz Czesław, „O milczeniu”, „Ateneum” 1938, nr 2. cytaty na s. 138, 139, 142.
- Miłosz Czesław, „Niemoralność sztuki” [w:] tegoż, „Ogród nauk”, Instytut Literacki, Paryż 1979, cyt. za: tegoż, „Ogród nauk”, Norbertinum, Lublin 1991, cytat na s. 166.
- Miłosz Czesław, „Wiersze wszystkie”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, cytaty na s. 138, 149, 190, 191, 193, 220, 228, 534, 673, 1095.
- Pawlikowska-Jasnorzewska Maria, „Szkicownik poetycki”, Towarzystwo Wydawnicze, Warszawa 1939, cytaty na s. 70, 87-88, 95.
- Pawlikowska-Jasnorzewska Maria, „Wybór poezji”, oprac. Jerzy Kwiatkowski, Ossolineum, Wrocław 1972, cytaty na s.28, 31, 32, 47-48, 52, 53, 70, 87-88, 138, 170, 181.
Opracowania
- Barańczak Stanisław, „Summa Czesława Miłosza” [w:] tegoż, „Etyka i poetyka. Szkice 1970-1978, Instytut Literacki, Paryż 1979.
- Bolecki Włodzimierz, “From Fascination to Revulsion. Nature in the Writings of Czesław Miłosz” [w:] “Czesław Miłosz. A Stockholm Conference”. September 9-11, 1991, ed. by Nils Åke Nilsson, Koferenser 26, Stockholm 1992.
- „Czułość dla Minotaura. Metafizyka i miłość konkretu w twórczości Zbigniewa Herberta” pod red. Józefa Marii Ruszara i Magdaleny Cichej, Gaudium, Lublin 2005.
- Kwiatkowski Jerzy, „Wstęp” [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, „Wybór poezji”, oprac. Jerzy Kwiatkowski, Ossolineum, Wrocław 1972.
- Przybylski Ryszard, „Między cierpieniem a formą” [w:] „Poznawanie Herberta”, wybór i wstęp Andrzeja Franaszka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998.
- Sandauer Artur, „Pawlikowska na tle prądów kulturalnych epoki”, [w:] tegoż, „Poeci czterech pokoleń”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977.
- Kluba Agnieszka, „Poetyka a światopogląd. O twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej”, „Przestrzenie Teorii” 2008 nr 10.
- Kornhauser Julian, „Uśmiech Sfinksa. O poezji Zbigniewa Herberta”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001.
- Tischner Łukasz, „Sekrety manichejskich trucizn. Miłosz wobec zła”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001.
Artykuły powiązane
- Łapiński, Zdzisław – Dotyk w poezji
- Okołowski, Pawel – Lem – zmysłowość, miłość, płeć
Bibliografia
- 1Apokatastasis – (z gr. „odnowienie”) pojęcie ukształtowane w patrystyce wczesnochrześcijańskiej (Orygenes, Grzegorz Z Nyssy) na podstawie słów św. Piotra z Dziejów apostolskich (3, 21): „[…] Jezusa, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy, co od wieków przepowiedział Bóg przez usta swoich świętych proroków”. Początkowo dotyczyło odnowienia dóbr zbawczych, które ludzie posiadali w raju, a z czasem zaczęło być rozumiane jako zapowiedź przywrócenia całego stworzenia, nawet grzeszników, do stanu doskonałej szczęśliwości. Odrzucone przez Kościół katolicki.