Lem – dotyk i poznanie

Dotyk nie należy do zmysłów szczególnie mocno eksponowanych przez pisarzy. Wynika to zarówno z siły oddziaływania kultury europejskiej, która preferowała wzrok jako podstawowy sposób docierania do prawdy o otaczającym nas świecie, jak i z fizjologicznych uwarunkowań: dotyk jest zmysłem wymagającym kontaktu z tym, co odmienne i w tej relacji, powodując skupienie na tym, co poznawane, sam często staje się „przezroczystym medium”. Materialność przytłacza, chwila jej doświadczenia nie pozwala często skupić się na samym akcie jej doznawania. Aby móc „odzyskać” dotykowe wrażenie należy dokonać nierzadko bardzo wnikliwej interpretacji: musimy nauczyć się „dostrzec dotyk”, „poczuć spojrzenie” – poczuć na własnej skórze tego/to kogo/czego dotykamy. Nie możemy zapominać o tym, że to my – całym sobą – uczestniczmy w akcie poznania, który staje się naszym doświadczaniem. Dotyk, skłaniając do poznania tego, co od nas odrębne, prowokuje nas także do skupienia się na własnych odczuciach, na sobie samym. Przywołuję cielesny wymiar epistemologii, podważając założenie jej domniemanej neutralności.

Wzrok w kulturze europejskiej przez wieki był uważany za zmysł pozwalający poznawać w bezstronny sposób, odsuwając z badawczej perspektywy problem patrzącej osoby. Opisując długotrwałą wzrokocentryczność zachodniej filozofii Martin Jay zwraca uwagę na to, jak ów paradygmat rozpada się w działalności impresjonistów (Jay 1998: 317):

Martin Jay : Kryzys władzy wzroku: 198-299

Podkreślanie przez nich ulotnego, temporalnego charakteru spojrzenia oznaczało, iż posiadali oni pewną świadomość cielesnych wymiarów widzenia, o której […], wysoki modernizm czasami zapominał. W rzeczywistości jednak ich prace oceniane z odległej perspektywy przywracają malarstwu niemal dotykalny wymiar, który pozostawał w sprzeczności z preferowaną przez nich postawą neutralnego widza.

Wzrok przestaje być zmysłem neutralnym, podkreślenie jego fizjologicznego aspektu powoduje, że traci przywilej bezstronności, wikłając patrzenie w cielesne, zmienne uwarunkowanie. Ciekawym dopowiedzeniem powyższego problemu jest dokonana przez Ewę Rewers interpretacja relacji między dotykiem a nowoczesną nauką. Przywołując koncepcję Kartezjusza badaczka wskazuje na obecne w niej założenie „niewinności” tak wzroku, jak i dotyku – przy czym niewinność oznacza tu zarówno bezbłędność tych zmysłów, sprawdzalność uzyskanych dzięki nim danych (co miało pozwolić im zaufać), jak i pozbawienie ich wymiaru erotycznego. Założenie pozostało założeniem – nowoczesność odsłaniała ewolucję procesu zdobywania wiedzy, w trakcie którego „niewinny [bo bezstronny] wzrok”, zderzał się z opresyjnym dotykiem („manipulującym i kontrolującym”) (Rewers 2006: 67-68, 70). Rewers opisuje charakterystyczny dla tego procesu przypadek obserwacji przez mikroskop:

Ewa Rewers : Od doświadczania po doświadczenie: 71-72

Spoglądanie przez mikroskop kłóci się jednak z niewinnością naukowego wzroku. To, co oglądamy, musieliśmy wcześniej przygotować, najczęściej pobrać tkankę, naruszając lub zabijając żywy organizm. Musieliśmy dotknąć, aby zobaczyć. […] oko uzbrojone w mikroskop staje się w jeszcze większym stopniu instrumentem inwazji niż dotykająca ręka. […] historia naukowego spojrzenia opiera się zatem na podwójnej świadomości: na domniemanej niewinności oraz na milczącej wiedzy o tym, że obserwacja pociąga za sobą interwencję i że nie pozostawia podmiotu obserwującego nietkniętym.

Zdaniem badaczki powyższa sytuacja pokazuje, że nowoczesność opierałaby się na przeciwstawianiu niewinności doświadczeniu: „niewinność i doświadczenie nie pozwalają się połączyć” (Rewers: 74). Dotyk ma tu przede wszystkim wymiar zawłaszczający.

Jay pisał o innym rodzaju zawłaszczenia, o niemającej opresyjnego aspektu utracie neutralności przez widza, o jego zaangażowaniu całym sobą (a więc i ciałem) w proces odbioru. Rewers wskazywała natomiast na „naznaczenie dotyku”, na jego podrzędność wobec wzroku, ale jednocześnie opisywała, jak dotyk wiążę się z doświadczaniem czegoś sobą, (a nierzadko też z przeobrażaniem się).

Dotyk wskazuje na przekroczenie i zaangażowanie, czasem nawet zmienia osobę, która w ten sposób kogoś lub coś poznaje (często staje się bodźcem do refleksji nad naszym istnieniem, podkreśla relacyjność życia). Ten kontekst jest szczególnie istotny w refleksji nad sposobem uprawiania nauki – jeśli dotyk pozwala na bezstronność, może być zmysłem poszerzającym poznanie, jeśli jest osobowo uwarunkowany prowokuje do przemiany klasycznie rozumianej nauki. Bardzo ważną propozycją analizy tego problemu jest koncepcja zaprezentowana w Solaris Stanisława Lema.

Przybywający na Stację Solaris Kelvin musi rozwiązać zagadkę niedyspozycji znajdujących się na niej naukowców. Oni z kolei chcą zgłębić tajemnicę „myślącego oceanu” – to określenie mogłoby być wyrazem „mitologii naszych czasów, widzącej w mózgu olbrzymim – elektronowym czy plazmatycznym, to wszystko jedno – najwyższy cel istnienia – summę bytu” (Lem 1994: 24). Zdając relację z rozmaitych i zawiłych hipotez [wśród których znalazło się i twierdzenie o „oceanie-debilu” (Lem 1994: 26) – będące jednak jedynie rewersem jego intelektualnej charakterystyki] główny bohater prezentuje wizję nauki próbującej objąć całość, czego wyrazem jest gigantyczna i labiryntowa zarazem biblioteka. Ten symbol bywa rozmaicie interpretowany – przede wszystkim jednak jako głos pesymistycznego przeświadczenia o niemożności poznania, o porażce ludzkiego umysłu:

Stanisław Lem : Solaris: 26

Dla wielu […] „afera” ta stawała się z wolna czymś w rodzaju kamienia probierczego własnej wartości: „w gruncie rzeczy – mówili – idzie o stawkę większą aniżeli o zgłębienie solaryjskiej cywilizacji, gra toczy się bowiem o nas samych, o granice ludzkiego poznania”.

Tajemnica Solaris pozostaje jednak niezgłębiona (Plaza 2006: 380-384). Potęguje ją wspomniana niedyspozycja naukowców, będąca efektem niewyjaśnionych działań oceanu, który „wysyła” poszczególnym badaczom zmaterializowane projekcje ich myśli.

Kelvin próbuje pojąc fenomen „gości” (projekcje najczęściej przybierają kształt osób), o których wie, że są „realne”, że można ich „dotknąć” (Lem 1994: 37). Ten sposób identyfikacji i poznawania istot, które burzą spokój solarystów zostaje w powieści wyeksponowany. Poznawanie oceanu dokonuje się przy pomocy eksperymentów i matematycznych obliczeń, zgodnie z regułami klasycznie ujmowanej nauki. Natomiast spotykający „swojego gościa” Kelvin „badając go” przy pomocy naukowych procedur ponosi fiasko. Musi zdać się na inny rodzaj poznania.

Kobieta, której zmaterializowaną postać otrzymał „w gorzkim podarunku” jest jego nieżyjącą od lat kochanką (popełniła samobójstwo po jego odejściu). Jej przybycie wydaje się Kelvinowi snem i nawet, gdy Harey pochyla się nad nim i zaczynają się całować, rozważa, czy można kogoś zdradzić we śnie. Dopiero w chwili, gdy decyduje się jej dotknąć, zaczyna odczuwać lęk. Warto podkreślić, że dotyk ust, pocałunek, nie był przez niego traktowany jako sposób poznawania, takim staje się dopiero świadomie podjęty gest sprawdzenia rzeczywistego istnienia kochanki:

Stanisław Lem : Solaris: 58

…końcami palców owiodłem jej konchy uszne, których płatki zaróżowiły się od pocałunków. Nie wiem, czy to mnie tak zaniepokoiło; mówiłem sobie, że to sen, ale serce mi się ściskało.

Chwilę potem dotyka ranki, która została po samobójczym zastrzyku. Dotyk właśnie pozwala mu poznać „fantomową osobę” – nie wierzy ani oczom, ani uszom. Pierwsze spotkanie z Harey oparte zostało na wyeksponowaniu sprzecznych informacji uzyskanych dzięki dotykowi:

Stanisław Lem : Solaris: 61

Spojrzałem na jej plecy, przechodzące pod białym materiałem w wygięcie biodra, bose stopy zwiesiła nad podłogą. Sięgnąłem ku nim, lekko ująłem jej różową piętę i przesunąłem palcami po podeszwie stopy.
Była delikatna jak u noworodka.
Wiedziałem już właściwie na pewno, że to nie jest Harey – i prawie całkiem – że ona sama o tym nie wie.

Dotyk potwierdza oddziaływanie ciążenia, materialności i czasu na ciało – poddane prawom fizyki ulega nieuchronnym przemianom, które nadają mu jednostkowe znamię. Paradoks jednak polega na tym, że dotyk Kelvina poświadcza niemożność dotykania przez Harey ziemi, jej brak naznaczenia przez prawa materii, a tym samym fizyczną niemożliwość istnienia jej ciała w takiej postaci (stopy „bez zgrubień”, bez zrogowaceń): kontakt z ziemią, dotykanie ziemi byłoby tu poświadczeniem prawdziwości istnienia.

Scena ta nawiązuje do wcześniejszego spotkania przez Kelvina „gościa” innego z badaczy: obserwując śpiącą Murzynkę, również dostrzega jej nieprawdopodobnie delikatne podeszwy stóp, które sprawdza dotykiem. Dotykiem – ponieważ nie wierzy własnym oczom, a jedynie kontakt skóry ze skórą pozwala poczuć jej fakturę, ukształtowanie, temperaturę. Pozwala sprawdzić czy jest ona „żywa”, „prawdziwa”.

W powieści Lema „żywa i prawdziwa” skóra pozostaje jednak niewiarygodna – Kelvin otrzymuje informacje, w które jest w stanie uwierzyć, jedynie zakładając własny obłęd. Przyjmuje możliwość niepoczytalności, bo przecież wciąż po spotkaniu z Murzynką czuje „rozwiewający się w opuszkach palców miękki dotyk” (Lem 1994: 51). Bohater wprawdzie dokona autoweryfikacji własnej świadomości, która rozwieje jego „nadzieję na obłęd”: bo tak jedynie mógłby wytłumaczyć to, czego doświadczył – wrażenie dotykowe nie zostaje poddane falsyfikacji (Kelvin nie przeczy własnej zdolności „czucia w palcach”, zakłada jedynie, iż wrażenie cielesne mogło zostać niewłaściwie zinterpretowane przez „obłąkany umysł”). Innymi słowy mówiąc: wierzy w dotyk i dlatego sprawdza mózg:

Stanisław Lem : Solaris: 52

Należało zatem przeprowadzić przede wszystkim jakiś pomyślany logicznie eksperyment nad samym sobą […] który wykazałby mi, czy naprawdę oszalałem i jestem ofiarą majaków własnej wyobraźni, czy też, mimo absurdalności i nieprawdopodobieństwa, moje przeżycia są realne.

I doświadczając, iż działa on jednak bezbłędnie musi przyjąć również, że kobieta, która wygląda, zachowuje się i mówi, jak Harey „nie jest Harey” (Lem 1994: 61).

Tym samym jednak dotyk jako sposób poznania zwodziłby, łudził, uwierzytelniał nierzetelnie.

Ale pierwsze spotkanie z Harey przynosi także zupełnie inne informacje: otrzymane również dzięki dotknięciu, fizycznemu poczuciu bliskości kochanki. Przekonany o tym, iż ma do czynienia z „fantomem”, Kelvin przyznaje się do sprzecznych odczuć:

Stanisław Lem : Solaris: 62-63

Powiodłem dłonią wzdłuż jej przedramienia w górę, ramię jej było pełne i ciepłe, nie chciałem tego wcale, ale to była prawie pieszczota. Moje ciało przyznawało się do niej, chciało jej, ciągnęło mnie do niej poza rozumem, poza argumentami i lękiem.

„Cielesna intuicja” – tak można określić rodzaj opisanej powyżej identyfikacji z kochaną kobietą. Nie byłoby zasadne sprowadzanie tego odczucia wyłącznie do pociągu seksualnego (choć nie chodzi też o jego wykluczenie): sformułowanie „przyznawać się do kogoś” wiąże się także z podkreślaniem tożsamości z sobą, z uznawaniem za własne (ma więc wymiar osobowy, wzmacniający poczucie swojego „ja”). Dotyk przeczy świadomości („ciągnęło mnie do niej poza rozumem, poza argumentami i lękiem”), podważa więc racjonalne motywacje. Konflikt między nimi przebiega w powieści dwuetapowo: pierwsze spotkanie kończy się wyborem racji rozumowych: przekonany o racjonalnej niemożliwości istnienia Harey, Kelvin dokonuje jej unicestwienia. Akt „zabójstwa” odsłania przed nim „nieludzkość kobiety”:

Stanisław Lem : Solaris: 69

Wszelkie pozory – to mogłem sobie powiedzieć – zostały zdarte i poprzez pozór twarzy Harey zaczęła przeglądać inna, prawdziwa, wobec której alternatywa obłędu rzeczywiście stawała się wyzwoleniem.

W tym przypadku dokonuje wyraźnego rozdziału między prawdziwą (fantomową) kobietą i pozorną twarzą ukochanej. Dotyk – jako sposób poznania – zostaje usprawiedliwiony, ponieważ został oszukany doskonale stworzoną kopią, ale też jego wiarygodność jest mocno osłabiona. Natomiast samo „usunięcie” („zamordowanie”) fantomu wynika z przyjęcia argumentów racjonalnych.

Inaczej przebiegnie kolejne spotkanie (po „powrocie” Harey). Kiedy znów budzi się obok niej i zaczynają rozmawiać tak, jakby się nic nie stało, dokonuje się przełom:

Stanisław Lem : Solaris: 95

[…] sam nie rozumiałem, czy udaję, ale naraz w ciemności objąłem na oślep jej smukłe plecy i czując ich drżenie, uwierzyłem w nią. Zresztą nie wiem. Wydawało mi się nagle, że to ja ją oszukuję, a nie ona mnie, bo jest tylko sobą.

„Czując ich drżenie, uwierzyłem w nią” – trudno o większą identyfikację z cielesnym doświadczeniem. Przytulenie, objęcie stanowi gest uwiarygodniający sam w sobie, jest czystym potwierdzeniem tożsamości drugiej osoby i własnej (obejmując się dwie odrębne osoby chcą się nawzajem poczuć, zredukować własną odrębność, równocześnie ją potwierdzając). Dotyk podważa wątpliwości – pojawia się tutaj trochę jako reminiscencja dotknięcia Tomaszowego – ale też wymaga zmiany poznawczej optyki. Padające określenie „uwierzyłem w nią” można różnie ująć: uwierzyłem, bo dotknąłem (wiara Tomasza), uwierzyłem w dotyk (nie podważam jego rzetelności), uwierzyłem w kobietę (bo dotyk potwierdził jej istnienie, bo ją kocham i chciałbym, by dotyk się nie mylił). Jeśli dotyk pozwala wierzyć, to jednocześnie pozwala przyjąć coś za prawdę (w znaczeniu: dojść do danego przekonania, dać się przekonać).

Racjonalne argumenty zostają pozbawione racji – historia z nową Harey ma być nową historią: rozmowa kochanków skupia się na możliwości zapomnienia o „tamtej”: „Przesłoniłaś ją” – mówi Kelvin, a w odpowiedzi słyszy: „chcę, żebyś wiedział, że nią nie jestem” (Lem 1994: 150). Ale ta historia potoczy się równie źle, jak pierwsza, tak by potwierdzić, że sami niewiele możemy zmienić. Postanawiając czekać na Harey, licząc na to, że ocean znów „przyśle gościa”, Kelvin wybiera jednak rodzaj nieheroicznego protestu przeciwko „niewierze w zmianę”:

Stanisław Lem : Solaris: 209

A więc lata wśród sprzętów, rzeczy, których dotykaliśmy wspólnie, w powietrzu pamiętającym jeszcze jej oddech? W imię czego? Nadziei na jej powrót? Nie miałem nadziei. Ale żyło we mnie oczekiwanie, ostatnia rzecz, jaka mi po niej została.

Oczekiwanie bez nadziei na odzyskanie kochanej kobiety jest aktem utopijnym, ale przecież niepozbawionym sensu. Kelvin decydując się czekać, chce trwać w miejscu, w którym czuje się obecność Harey: w przestrzeni wspólnego oddechu i dotyku, w miejscach, gdzie na rzeczach pozostał ślad jej ciała, „wytłoczony” jej istnieniem. Zamiast racjonalnych argumentów wybiera możliwość odczuwania: dotyk zostaje tym samym doceniony zarówno jako rodzaj nieodpartej epistemologii, jak i wybrany jako zmysł afirmujący istnienie – chociażby w jego śladach.

Tajemnica oceanu jest tym samym pogłębiona: „…działania jego kierowały się ku jakiemuś celowi. Prawda, nawet tego nie byłem całkiem pewien” (Lem 1994: 209). To pogłębienie przeformułowuje myślenie o nauce, o sposobach poznawania tego, co od nas odmienne. Istotnym komentarzem może być tutaj fragment jednej z rozpraw poświęconych najnowocześniejszym badaniom. Kelvin, przywołując jej najważniejsze fragmenty, podkreśla ich specyficzny, niemal kuriozalny charakter. Autor pracy dowodzi bowiem, że:

Stanisław Lem : Solaris: 174

[…] najbardziej nawet z pozoru abstrakcyjne, najszczytniej teoretyczne, zmatematyzowane osiągnięcia nauki w rzeczywistości zaledwie o krok czy dwa oddaliły się od prehistorycznego, grubozmysłowego, antropomorficznego pojmowania otaczającego nas świata. Tropiąc w formułach teorii względności, teorematu siłowych pól, w parastatyce, […] ślady ciała, to wszystko, co jest tam pochodną i skutkiem naszych zmysłów, budowy naszego organizmu, ograniczeń i ułomności zwierzęcej fizjologii człowieka, dochodził Grattenstrom do ostatecznego wniosku, iż o żadnym „kontakcie” człowieka z nieczłekoształtną, ahumonidalną cywilizacją nie może być i nigdy nie będzie mowy.

Poznawczy sceptycyzm opiera się na niemożności porzucenia „ludzkiej perspektywy”, na nieuchronnym zapośredniczeniu naszego poznania, na jego podleganiu „prawom ciała”: zmysły są ujmowane jako ograniczenie, a nie inny rodzaj zgłębiania inności. Inaczej jednak brzmią te słowa zestawione z jednym ze zdań przywołanych wcześniej przez Kelvina – a komentujących specjalizację nauki – „Jak możecie się porozumieć z oceanem, jeżeli nie potraficie już tego uczynić między sobą?” (Lem 1994: 25). Pytanie retoryczne, odsłaniające praktykę badawczą, która zamyka się we własnych problemach. Z tej perspektywy patrząc, zarzut zmysłowego ograniczenia epistemologii jest zarzutem chybionym: to zmysły właśnie stanowią rodzaj elementarnego pomostu, pozwalającego szukać dróg porozumienia. Wybór „czystej nauki”, abstrahującej od ludzkich doznań świadczy bowiem jedynie o rozejściu się „rozumiejącej refleksji humanistycznej oraz obiektywizującej, wyjaśniającej empirii” (Plaza 2006: 389).

Kelvin, który „uwierzył dotykając”, przywraca dotykowi wymiar epistemologiczny, poszerzając kryteria naukowości o zmysłową perspektywę.

Źródła

Źródła

  • Lem Stanisław, „Solaris” (1961), Wydawnictwo Literackie,Kraków 1994. (cytaty na s.24, 25, 26, 37, 51,52, 58, 61, 62-63, 69, 95, 150, 174, 209).

Opracowania

  • Jay Martin;„Kryzysy tradycyjnej władzy wzroku. Od impresjonistów do Bergsona”; przeł. Jarosław Przeźmiński, [w] „Odkrywanie modernizmu. Przekłady i komentarze”, pod red. Ryszarda Nycza, Universitas. Kraków 1998. (cytaty na s. 317, 298-299).
  • Krywak Piotr; „Problematyka miłosna w twórczości Stanisława Lema”; [w]: „Stanisław Lem. Pisarz, myśliciel, człowiek”; pod red. Jerzego Jarzębskiego i Andrzeja Sulikowskiego. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2003.
  • Markowski, Michał Paweł, „Nowoczesność: ciało niedoświadczone”; [w]: „Nowoczesność jako doświadczenie”; pod red. Ryszarda Nycza, Anny Zeidler-Janiszewskiej. Universitas. Kraków 2006.
  • Łebkowska Anna(a); „Somatopoetyka”; [w:] „Kulturowa teoria literatury 2”;pod red. Teresy Walas i Ryszarda Nycza, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITS, Kraków 2012.
  • Łebkowska Anna(b); „Świat dotyku. Interpretacja prozy Zofii Romanowiczowej”; [w]: „Kulturowa teoria literatury 2; red. Teresy Walas i Ryszarda Nycza, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2012.
  • Plaza Maciej; ”O poznaniuw twórczości Stanisława Lema”; Wydawnictwo Leopoldinum, Wrocław 2006. (zob: 380- 384, 385)
  • Rewers Ewa; „Od doświadczania po doświadczenie: ‘niewinny’ dotyk nowoczesności”; [w] „Nowoczesność jako doświadczenie”; pod red. Ryszarda Nycza, Anny Zeidler-Janiszewskiej. Universitas. Kraków 2006. (cytaty na s. 67-68, 70, 71-72, 74).

Artykuły powiązane